Króliki były u nas od zawsze
Wąsacz belgijski na pierwszy rzut oka bardzo się różni od zwykłego królika. W Polsce jest zaledwie kilku hodowców tych zwierząt. Jednym z nich jest Brunon Bluszcz z Nędzy.
– Hodowałem króliki jeszcze zanim poszedłem do szkoły – mówi pan Brunon. Dziś jego hodowla liczy 136 sztuk.
Ponad 80 klatek, zamieszkanych przez kosmate zwierzaki, robi wrażenie. Są tu belgijskie olbrzymy szare i olbrzymy srokacze, a także króliki ras średnich: nowozelandzki czerwony, wiedeński czarny i wiedeński szary. Największe wrażenie robi jednak wąsacz belgijski. – To typowa rasa hobbistyczna. Nie jest uznana przez federację europejską jako królik wzorcowy. W Niemczech jest około 60 tys. hodowców wąsacza, w Belgii też sporo. W Polsce jest ich niewielu. Osobiście znam trzech. Jak jeżdżę po wystawach, jeszcze nigdy nie widziałem tego królika – mówi pan Brunon. Dodaje, że jest to normalny królik, ma jedynie dłuższą sierść, do 7 cm i to ona jest jego największą ozdobą. Niestety, cieszy się nią krótko. Po każdej wylince włosów jest mniej. Dwu lub trzyletnie wąsacze swoją nietypową sierść mają już tylko między uszami.
Były w rodzinie od zawsze
– Króliki od zawsze były w mojej rodzinie, ale przeważnie mieszańce, do konsumpcji. Ja swoje miałem jeszcze zanim do szkoły zacząłem chodzić. Wujek mi kupił, bo sam hodował a mi się spodobały – opowiada hodowca. Hodowlę zarodową królika rasowego, zarejestrowaną w Warszawie, prowadzi od 2002 r. Wszystkie jego okazy muszą spełniać określone wymogi. Muszą mieć rodowód, tatuaż i otrzymać minimum 93 punkty od sędziego. Dwa razy w ciągu roku odbywają się też kontrole z Krajowego Centrum Hodowli Zwierząt. – Od 1999 r. jestem na rencie i tak, żeby zrobić coś z czasem, „na poważnie” zająłem się królikami. Najpierw miałem dwie rasy, potem pięć. Teraz jedna rasa jest w likwidacji – mówi pan Brunon.
Najlepsze w Europie
Swoim pupilom poświęca sporo czasu. 1,5 godz. dziennie zajmuje samo karmienie. Co dwa tygodnie trzeba czyścić klatki, ale pan Brunon robi to co tydzień, etapami, bo klatek jest dużo. Nie można zapomnieć o zabiegach higienicznych – systematycznym obcinaniu paznokci, czy czesaniu, zwłaszcza w okresie przedwystawowym. Efekty widać. Cała witryna w domu Bluszczów wypełniona jest pucharami i innymi trofeami, przywiezionymi z różnych wystaw i pokazów. 22 maja 2009 roku Polska została przyjęta w struktury Europejskiej Federacji a w ubiegłym roku po raz pierwszy uczestniczyła w Europejskiej Wystawie Królików na Słowacji. W opinii polskich sędziów i znajomych hodowców to właśnie króliki z Nędzy najlepiej się zaprezentowały spośród polskich wystawców.
Córkę to wciąga
Pan Brunon należy do Klubu Hodowców Drobnego Inwentarza w Marklowicach. Jest też sędzią na wystawach. – Mam jednak taką zasadę, że jak sędziuję, to nie wystawiam swoich królików. Wprawdzie i tak bym ich nie oceniał, ale ktoś mógłby pomyśleć, że moje zostały potraktowane po znajomości czy coś – zastrzega. Jego pasję akceptuje żona, pomaga jak może córka. – Syn też kiedyś pomagał, sam hodował kury, bażanty, kaczki i gołębie. Teraz mieszka w Holandii. Córkę powoli zaczyna to wciągać. Jak jadę na drugi koniec Polski jako sędzia, to żona albo córka zajmują się królikami – zapewnia hodowca.
Teraz Polagra
Największym sentymentem darzy belgijskiego olbrzyma. – Ta rasa jest u mnie od ponad 40 lat z przerwami. Hoduję króliki wystawowe. Tylko nieliczne są przeznaczane do konsumpcji, bo żona nie za bardzo lubi, a córce jest ich po prostu szkoda. Dużo trafia do sprzedaży. Sprowadzam wiele z Zachodu. Potrzebna jest wymiana krwi, nie można się trzymać kurczowo paru sztuk – wyjaśnia hodowca. Przyznaje, że jego hobby pochłania sporo czasu, nie brakuje także wydatków. – Ale więcej jest przyjemności i satysfakcji – zaznacza. Nie planuje powiększenia hodowli. – Zostanę przy tych czterech rasach, szarą chcę zlikwidować, ewentualnie wymienię którąś na inną. W październiku jadę na Polagrę do Poznania i chciałbym, żeby dobrze wypadły, bo to jedna z ważniejszych wystaw w Polsce – mówi pan Brunon.
Najważniejsza cierpliwość
Jego zdaniem, prawdziwy hodowca powinien mieć przede wszystkim dużo cierpliwości. Trzeba to po prostu lubić, bo jak się od początku patrzy tylko na zysk, to nic z tego nie będzie. Jest takie stare przysłowie: Kto kocha zwierzęta i ptaki, ten człowiek nie byle jaki – kończy pan Brunon.
(e.Ż)