Ile kosztuje twój prezydent?
Telefon dla prezydenta to narzędzie pracy, podobnie jak samochód służbowy. Postanowiliśmy sprawdzić, ile służbowych komórek utrzymują urzędy, jak wysokie rachunki nabijają prezydenci oraz kto i czym wozi ich w podróży.
Naczelnicy, kierownicy a często i ich zastępcy otrzymują komórkę służbową aby być w kontakcie ze swoimi przełożonymi i pracownikami podległego referatu czy wydziału. Konia z rzędem temu jednak, kto jako zwykły petent wyprosi numer do szefa w danym wydziale urzędu. Z uzyskaniem numerów telefonów służbowych mają często prblem również dziennikarze. Tymczasem każdego roku, tylko na same komórki służbowe urzędy w regionie wydają od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych. Nikt nie ma wątpliwości, że to relatywnie mały wydatek jeśli za setkami przegadanych minut idą konkretne korzyści dla miasta i milionowe inwestycje.
Stały numer naczelnika
W ubiegłym roku najwięcej na utrzymanie telefonów służbowych, bo aż 33,8 tys. zł wydał Urząd Miasta w Raciborzu. Magistrat utrzymuje 28 telefonów, 4 bramki GSM zainstalowane w centrali UM obniżające koszty połączeń z telefonów stacjonarnych na komórkowe oraz 4 terminale DTG służące służbom kryzysowym do alarmowania ludności. W liczbie komórek służbowych Racibórz przebijają tylko urzędnicy z Jastrzębia Zdroju ze swoimi 44 numerami telefonów i pięcioma kartami do przesyłu danych. Mimo tego urzędnicy w ciągu 13 miesięcy przegadali 32 tysiące złotych. W pozostałych miastach liczba telefonów i roczne rachunki wyglądają następująco: Żory – 39 telefonów – 31,8 tys. zł, Wodzisław – 11 telefonów, 4 karty – 22,6 tys. zł. Rekordzistą w oszczędności okazał się Rybnik. Tu magistrat utrzymuje 23 telefony i 4 karty w centrali. Za korzystanie z komórek w 2009 tutejszy magistrat zapłacił 11 tys. zł. Warto wspomnieć, że urzędnicy nie kryją się z prowadzeniem prywatnych rozmów przez służbowy telefon. – W naszym urzędzie pracownicy zaznaczają, które połączenia są prywatnymi. W 2009 roku na rachunek urzędu wróciło 2,3 tysiąca złotych – wyjaśnia Aleksandra Brzozoń z Urzędu Miasta w Wodzisławiu Śląskim. Biorąc pod uwagę liczbę ludności najwięcej za same tylko komórki płaci mieszkaniec Raciborza – 61 groszy rocznie, a najmniej rybniczanin – 7 groszy rocznie.
Gorąca linia prezydenta
Warto przyjrzeć się również rachunkom samych prezydentów. Największą gadułą okazuje się Waldemar Socha, prezydent Żor. Miesięcznie za utrzymanie jego komórki urząd płaci 210 złotych. Za nim jest Marian Janecki z Jastrzębia Zdroju (rachunek z jego komórki w 2009 roku 1756 złotych – miesięcznie 146 złotych) oraz Mieczysław Kieca, prezydent Wodzisławia Śląskiego ze średnim miesięcznym rachunkiem – 140 złotych. Rachunek prezydenta Raciborza jest niemal najniższy w regionie, bo komórka Mirosława Lenka kosztuje miesięcznie 110 złotych. Przebija go jedynie Adam Fudali, który w zasadzie mógłby miesięcznie zadowolić się zdrapką, bo średni miesięczny rachunek to zaledwie 30,5 zł! W 2009 roku magistrat za jego wszystkie połączenia zapłacił 365 zł i 95 groszy.
Czym jeździ nasza władza?
Same kontakty telefoniczne nie zastąpią spotkań. Do dyspozycji samorządowców jest cała flota aut, od limuzyn skody po wysłużone i ekonomiczne fiaty. Z najmniejszym rozmachem wożą się urzędnicy Raciborza. Urząd wypada tu bardzo oszczędnie, bo urzędnikom wystarcza jeden samochód. Służbowa toyota corolla verso z 2005 roku przejechała już 150 tysięcy kilometrów. Samochód sprawdza się, więc urzędnicy nie myślą na razie o kupnie nowego. Najwięcej samochodów, bo aż osiem, ma Urząd Miasta w Żorach. Tu do dyspozycji urzędników są fiaty panda, seicento oraz nowy fiat punto. Najstarszy samochód żorskiego magistratu to peugeot 406, który z przebiegiem bliskim 240 tys. km jakby sześciokrotnie okrążył Ziemię. W Jastrzębiu urząd utrzymuje 3 samochody a w Wodzisławiu 2 – hyundaja sonatę z 2006 roku i renault traffic z 2007 roku. W rybnickim magistracie urzędnicy korzystają z pięciu samochodów służbowych – to cztery skody i jeden fiat albea. Obok dwóch modeli fabii z 2008 roku, do dyspozycji prezydenta jest skoda superb z 2007 roku z przebiegiem 31,8 tys. zł i zakupiona w marcu tego roku skoda octavia, która przejechała zaledwie 7,2 tys. zł.
Kto kogo wozi?
Większość urzędów utrzymuje stanowiska kierowców służbowych samochodów. W Jastrzębiu są aż trzy takie posady, w Wodzisławiu – 2, a w Raciborzu – 1. Co ciekawe, rybnicki magistrat jako jedyny nie zatrudnia kierowców. Za kółkiem skody superb zasiada sam prezydent Adam Fudali, nie prowadzi jedynie na bardzo długich i męczących trasach, inne samochody prowadzą również sami urzędnicy. – Podczas większości wyjazdów samochodami służbowymi, kierowcami są merytoryczni pracownicy UM, którzy korzystają z pojazdu. Gdy zachodzi taka potrzeba, funkcję kierowcy pełni jeden z pracowników Referatu Gospodarczego Wydziału Administracyjnego – wyjaśnia Lucyna Tyl, rzecznik rybnickiego magistratu.
***
Komentarz
Złośliwy zarzuci, że rachunek za telefon to niewielki wydatek w skali miejskiego budżetu, a samochód służbowy pomaga urzędnikom być obecnym w terenie. Wszystko to prawda, gdyby nie powyższe przykłady, że „można taniej”. Jak wytłumaczyć bowiem fakt, że prezydent Rybnika przy trzykrotnie większym mieście, płaci trzykrotnie mniej za telefon od prezydenta Raciborza, niepotrzebni mu są również kierowcy, chociaż nie jest tajemnicą, że jest osobą niepełnosprawną. Prawdziwym wyznacznikiem tego, który prezydent „opłaca się” swoim wyborcom, może być choćby liczba inwestycji, które udało się doprowadzić do końca dzięki telefonom i podróżom. Choć kwoty dotyczące komórek nie są wielkie, doskonale ukazują podejście do finansów i „gest” włodarzy poszczególnych miast. Z drugiej strony, dlaczego nie przyglądać się takim kwotom, jeśli w urzędach petent musi płacić za przetworzenie nawet prostej informacji publicznej i ksero.
Adrian Czarnota