Chciał ich pozabijać!
Nawet kara dożywotniego więzienia grozi 39-letniemu mieszkańcowi Rybnika, który w minioną sobotę otworzył ogień do swojej rodziny. Postrzelony został policjant, żona, syn, teściowie, szwagier i sąsiadka. Cała siódemka przebywa w szpitalach. Ich stan jest stabilny.
W domu 39-letniego górnika z rybnickiej dzielnicy Boguszowice policjanci znaleźli sześć sztuk broni i ładunki wybuchowe. Wśród broni był karabin maszynowy, zarezerwowany dla policyjnych antyterrorystów i wojska. Skąd u Krzysztofa W. taki arsenał? Jak wstępnie ustalono, zaopatrywał się na giełdach staroci i w Czechach. Niektóre złożył sam, kupując elementy w internecie.
Dramat rozegrał się w rybnickiej dzielnicy Boguszowice, w jednym z szeregowych domków przy ulicy Braci Nalazków. Kilka minut po godzinie 14.00 dyżurny rybnickiej komendy został powiadomiony o awanturze rodzinnej. Z treści zgłoszenia wynikało, że Krzysztof W. wrócił do domu i zaczął się awanturować, a następnie z broni palnej postrzelił domowników. Z mieszkania udało się uciec teściowi napastnika, który wezwał pomoc. Na miejsce wysłano patrol z komisariatu w Boguszowicach. Podczas interwencji Krzysztof W. postrzelił w nogę 38-letniego policjanta z 13-letnim stażem pracy. Nastąpiła wymiana ognia. Policjanci postrzelili desperata w nogę, jednak udało mu się uciec na piętro budynku. W tym czasie trójce rannych domowników udało się opuścić mieszkanie. Szaleniec ulokował się na pierwszym piętrze budynku, skąd ostrzelał przybyły na miejsce ambulans pogotowia ratunkowego i zaparkowany przed domem radiowóz policyjny.
Dwóch zakładników
Mężczyzna zabarykadował się w domu razem z dwójką swoich dzieci – synami w wieku 15 i 11 lat. Podczas strzelaniny ranna została również sąsiadka rodziny W., usiłującej pomóc żonie napastnika, która upadła przed domem. Podczas pomocy rannej Iwonie W. 39-letni górnik otworzył do niej ogień ze śrutówki. – Na miejsce wezwano antyterrorystów z Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach oraz policyjnych negocjatorów. Antyterroryści wykorzystali moment, kiedy mężczyzna wraz z dzieckiem wyszedł na zewnątrz domu i obezwładnili go bez użycia broni. Przestępca został zatrzymany i po udzieleniu pomocy lekarskiej przewieziony do rybnickiej komendy – wyjaśnia nadkomisarz Aleksandra Nowara, rzeczniczka rybnickiej policji.
Nie chcieli ryzykować
Jak się okazało, na miejsce ściągnięto również strzelca wyborowego, który trzymał Krzysztofa W. na muszce, gdy ten wyszedł przed dom. Życie napastnikowi uratował tylko fakt, że zasłonił się 11-letnim synem i policjanci nie chcieli ryzykować jego zranienia. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, 39-latek wrócił do domu pijany. Chciał urządzić grilla, jednak rodzina na to nie miała ochoty. Mężczyźnie puściły nerwy. W pewnym momencie zaczął strzelać do bliskich. Oszczędził tylko jednego z synów. Mężczyzna miał problemy z alkoholem, a rodzina problemy finansowe. Kiedy policjanci weszli do domu przy ulicy Braci Nalazków, znaleziono cały arsenał. Mężczyzna strzelał do policjantów i karetek z broni maszynowej. Skąd w domu osoby z problemami psychicznymi taki sprzęt? Jak wstępnie ustalili policjanci, dwie sztuki broni palnej zostały przywiezione z Czech, dwie kupione na targu staroci, a jedna złożona samodzielnie z części kupionych w internecie. Oprócz tego znaleziono również broń gazową i ładunki wybuchowe – zapalniki, które wyniósł z pracy. Policjanci znaleźli też niewielkie ilości czarnego prochu.
Strzelał aby zabić
W najcięższym stanie jest żona mężczyzny – 36-letnia Iwona W. ma ranę klatki piersiowej. Teściowa napastnika jest ranna w udo, teść w ramię, natomiast sąsiadka została postrzelona w głowę i plecy. Z ciała szwagra wyciągnięto trzy kule, które utkwiły w klatce piersiowej. 15-letni syn został postrzelony w żuchwę. Dopiero w poniedziałek mężczyzna został doprowadzony do Prokuratury Rejonowej w Rybniku, bo wcześniej trzeźwiał w policyjnym areszcie. - Mężczyzna usłyszał między innymi zarzut usiłowania zabójstwa. Grozi mu kara od 25 lat więzienia do dożywocia – mówi prokurator Robert Wieczorek.Podejrzany przyznał się do zarzutów, odmówił jednak składania wyjaśnień i udzielania odpowiedzi na pytania śledczych.
Adrian Czarnota