Wypadek w Kauflandzie
25 marca, godz. 11.00, market Kaufland. Okres przedświąteczny. Tłok. Teresa Szczypuła robi zakupy. Pracownicy sklepu zrywają folię z palet z towarem. Folia leży na podłodze. Pani Teresa potyka się o nią i upada. Na chwilę traci świadomość. Budzi się ze złamaną nogą. Po blisko pół roku korespondencji z firmą Chartis dostaje odszkodowanie. Ale dlaczego tyle? – pyta poszkodowana.
Przy dziale z nabiałem stała duża paleta. Obok zerwana folia ochronna. – Stałam ze śmietaną w ręku, w drugiej dłoni miałam torebkę. To był okres przedświąteczny. Zaplątałam się w folię i upadłam – wspomina Teresa Szczypuła, była nauczycielka, rencistka z Raciborza. Kobieta upadła na prawe kolano i łokieć, uderzyła głową o posadzkę. Na chwilę straciła świadomość. Gdy się ocknęła myślała, że pójdzie do domu. Przenikliwy ból nogi zatrzymał ją tuż za kasami. Kolano zaczęło puchnąć. Obsługa wezwała pogotowie. Karetka zabrała panią Teresę do szpitala. Stwierdzono pęknięcie prawej rzepki kolanowej i stłuczenie ręki. Noga do gipsu. Szpital wydał protokół z badań i wykonanych czynności.
Dzień po
26 marca. Do drzwi mieszkania pani Teresy puka dyrektor marketu. W ręku trzyma protokół. Na dokumencie widnieją oświadczenia świadków zdarzenia, w tym jednej z pracownic sklepu. Wszystko na korzyść poszkodowanej. Dyrektor zapewnił, że sprawa zostanie załatwiona priorytetowo. Sklep jest ubezpieczony. Zgłosił wszystko do Wrocławia – siedziby sieci Kaufland. Stąd papiery poszły do firmy ubezpieczeniowej Chartis. Jeszcze tego samego dnia Chartis wysyła do pani Teresy pismo. Proszą o dokumentację zdarzenia i inne dokumenty.
Czerwiec
Lekarz poszkodowanej dopiero w czerwcu mógł wydać zaświadczenie o leczeniu. W międzyczasie Teresa Szczypuła orientowała się jak odpowiedzieć na prośbę określenia roszczenia odszkodowawczego. Z opinii lekarza oraz pacjentów wynikło, że jej szkoda należy do poważnych. Pewien mężczyzna opowiadał, że kiedyś za złamany nos dostał 15 tysięcy. – Wszyscy, łącznie z doktorem, doradzali mi, żebym napisała więcej. Tak, żeby negocjować – dodaje. Wraz z historią choroby wysłała roszczenie. Zabiegała w nim o 40 tys. zł odszkodowania.
W tym samym miesiącu otrzymuje listowną odpowiedź. Z kancelarii adwokackiej. Anna Załęska, adwokat z Warszawy, prosi jeszcze raz o wszystkie dokumenty, zaświadczenia, relacje świadków. Pani Teresa odpisała. Po kilku dniach odbiera telefon. Dzwoni Anna Załęska. – Podczas rozmowy zakwestionowała oświadczenia świadków, które wcześniej firma Chartis i dyrekcja sklepu uznała za wiarygodne. Poza tym powiedziała, że kwota jest za wysoka, i że chcę wyłudzić pieniądze – relacjonuje Teresa Szczypuła. Anna Załęska, adwokat z Warszawy, zaprzecza. Tłumaczy, że musi zebrać dokładne informacje o całej sprawie i niczego nie sugerowała.
Pieniądze na koncie
Poszkodowana nie wiedziała co się dzieje. – Nikt nie próbował ze mną negocjować. Od razu adwokat i oskarżenia o wyłudzenie – żali się kobieta. W lipcu odbyła się zaoczna komisja lekarska. Przyznano pani Teresie 7 proc. uszczerbku na zdrowiu. Pieniądze za to, w wysokości 4,3 tys. zł plus kilkaset zł za lekarstwa wpłacono na jej konto. Rencistka zwróciła uwagę na fragment pisma z Chartis: „Zasadnym jest przyznanie zadośćuczynienia jako rekompensatę za doznaną krzywdę w postaci bólu i cierpień”. Z tego względu nie otrzymała jednak ani grosza. Kobieta zadzwoniła do centrali Kaufland. Poradzili jej, że jeśli coś się nie zgadza, ma napisać do Chartis po wyjaśnienia.
– Generalnie nie ingerujemy w sprawy ubezpieczyciela. Zlecamy wszystko specjalistycznym firmom zewnętrznym, żeby nikt nas nie oskarżył o oszustwa. To my, jako Kaufland, wypłacamy te odszkodowania, więc im nie zależy żeby się droczyć z ludźmi – tłumaczy Liwia Lichodziejewska, z siedziby Kaufland. Pieniądze, które wpłynęły na konto to kwota bezsporna. Należą się bezdyskusyjnie i nie wpływają na dalsze roszczenia osoby poszkodowanej.
Co robić?
W firmie Chartis zapewniają, że każdy przypadek rozpatrują indywidualnie. – Od naszej decyzji zawsze można się odwołać. Kwota roszczenia była zbyt wygórowana, dlatego tak zareagowaliśmy. Przyznane odszkodowanie należy się tak czy inaczej, to procentowy uszczerbek na zdrowiu – wyjaśnia Dorota Żytko, specjalista ds. ubezpieczeń firmy Chartis. – Sami nie możemy sugerować i negocjować jak wycenić ból i cierpienie. Rozsądne kwoty zawsze rozpatrujemy – dodaje. Pani Teresa została poproszona o ponowne przesłanie roszczenia. Na razie pismo nie doszło. – Ja już nie wiem ile mam napisać. Niech oni to określą. Już raz się przeliczyłam, nie chcę drugi raz popełnić błędu – odpowiada poszkodowana. Na razie, w proteście, odesłała część pieniędzy. Napisała, że nie zgadza się z kwotą odszkodowania. – Odesłanie pieniędzy może oznaczać zakończenie sprawy. Zależy nam jednak na jej pozytywnym rozpatrzeniu. Trudno nam się jednak porozumieć z panią Szczypułą – mówią w centrali marketu. Zdaniem pani Teresy nikt nie odbiera jej telefonów we Wrocławiu. Teraz się skupia na kompletowaniu i wysyłaniu dokumentów do kancelarii adwokackiej Anny Załęskiej. – Nie mogę mówić o pani Szczypule, bo mnie do tego nie upoważniła. Każdemu jednak przysługuje prawo do odwołania. Mogę poradzić pani Teresie napisać odwołanie, a raczej na pewno zostanie ono zweryfikowane – sugeruje adwokat. Według Anny Załęskiej kwota rekompensaty za cierpienie często jest zawarta w procentach, razem z zadośćuczynieniem za uszczerbek na zdrowiu. Kwoty te są również ograniczone uchwałą Sądu Najwyższego. Nikt dzięki temu nie może się nadmiernie wzbogacić. Kwota ma być adekwatna do indywidualnej sytuacji poszkodowanego.
(woj)