Most, którego nikt nie chce
Uszkodzony po majowej powodzi mostek w parku w Rudach stwarza poważne niebezpieczeństwo. Kto powinien zająć się remontem?
O problemie zaalarmował nas zaniepokojony czytelnik. „Mostek chyli się coraz bardziej do rzeki, która jest cztery metry niżej. Zapobiegliwi ludzie próbują go ratować przez podpieranie stemplami od pochylonej strony. W tygodniu ludzie z Przerycia i Brantolki przechodzą przez mostek do pracy i szkoły. Co niedziela przez ten mostek przechodzą tłumy turystów. Chyba go traktują jako atrakcję turystyczną (krzywa wieża w Pizie). Nikt nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji runięcia stalowej konstrukcji w nurt Rudy. Czy musi dojść doofiar – by któryś z władców pomyślał o remoncie? Zastanawiam się kto wtedy będzie odpowiedzialny za kalectwo lub śmierć” – napisał do nas w mejlu.
Właściciela brak
Próbowaliśmy skontaktować się z osobą lub instytucją odpowiedzialną za obiekt. Okazało się jednak, że nie jest to takie proste. Właściciela mostu... brak. – Nikt nie chce się do tego przyznać. RZGW, które jest właścicielem rzeki, tłumaczy, że nie należy do nich infrastruktura. Gmina jest właścicielem terenów leśnych. Do mostu też się nie przyznaje. My jesteśmy bezpośrednim sąsiadem obiektu, ale nie możemy nic zrobić na cudzej własności – tłumaczy ks. Jan Rosiek, dyrektor Zespołu Klasztorno-Pałacowego. – Wygląda to katastrofalnie i stwarza duże niebezpieczeństwo. Dlatego sami zgłosiliśmy sprawę inspektorowi nadzoru budowlanego. Były komisje, ekspertyzy i na tym się zakończyło. Staramy się ten mostek ratować, podpierać, ale to tyle daje, co umarłemu kadzidło. Tamtędy chodzą ludzie, trwają wycieczki szkolne. Jak most się obsunie, będzie tragedia – ostrzega ks. Rosiek.
Miał wytrzymać 50 lat
Most był odbudowywany po powodzi w 1997 r. Wtedy podjęła się tego gmina. Dziś właściciela nie można odnaleźć. Ks. Rosiek nie ukrywa, że spodziewa się po urzędnikach większego zaangażowania. – Gmina ciągle posługuje się określeniem, że Rudy są perłą naszego regionu itp., więc powinno im zależeć na tym moście. Mieliśmy propozycję, żeby być partnerem dla gminy, możemy udostępnić dokumentację, pomocną w odbudowaniu mostu. Niestety, nie ma na razie takiej możliwości – dodaje ks. dyrektor. – Taki most po odbudowaniu powinien wytrzymać 50 lat, a tu po 13 latach jest zniszczony. To było partactwo przy robocie. Pytanie kto to robił i czemu tak to odebrano – dziwi się ks. Rosiek.
Nie jest nasz
Gmina Kuźnia Raciborska również się do mostu nie przyznaje. – Położony jest nad rzeką, gdzie właścicielami są dwa podmioty – diecezja gliwicka i Nadleśnictwo Rudy Raciborskie. Gmina w tym nie uczestniczy, nie jesteśmy właścicielami – tłumaczy burmistrz Rita Serafin. – Wprawdzie po powodzi z 1997 r. gmina podjęła z nadleśnictwem wspólne działania naprawcze, ale dziś jest to niemożliwe. Nie partycypujemy w własności i nie możemy tam nic zrobić – dodaje.
Nasz też nie
Nadleśnictwo także mostu nie chce. – Sprawa dotyczy trzech podmiotów: nadleśnictwa, bo obiekt jest w ciągu dróg należących do nas, RZGW, bo mostek jest na terenie rzeki należącej do nich i diecezji gliwickiej, której mostek jest użyczony – twierdzi Robert Pabian, zastępca nadleśniczego. – My nie możemy wydatkować tam naszych środków, bo nie jest to droga, która służy gospodarce leśnej ani pożarowa. A tylko w takich przypadkach możemy pozyskać środki z funduszu leśnego. Nie ma właściciela rzeki, a RZGW zajmuje się tylko rzeką – dodaje.
Ręce umywa też RZGW. – Nie jest to obiekt w utrzymaniu RZGW, ale własność kurii i to w ich gestii jest utrzymanie mostu – mówi Mirosław Marzec z RZGW. – Ks. dyrektor Zespołu Klaszorno-Pałacowego w Rudach występował o fundusze unijne, ale wniosek nie został zakwalifikowany. Zwrócono się do nas o pomoc finansową. Odpowiedzieliśmy, że jesteśmy jednostką budżetową i nie wolno nam lokować środków na nie naszych urządzeniach. Też mamy po powodzi poważne, na ponad 100 mln zł, szkody w naszej infrastrukturze i nie możemy inwestować w obce urządzenia – dodaje Marzec. Zapewnia, że RZGW chce natomiast jeszcze w tym roku poprawić stan koryta rzeki Rudy na odcinku około 300 m, poniżej kładki. – Do mostu natomiast nie będziemy się dokładać, bo nie możemy się angażować w obiekty, które nie są naszą własnością – powtarza Mirosław Marzec.
(e.Ż)