Napad pod szpitalem
W ubiegłym tygodniu pod raciborskim szpitalem doszło do napadu na więzienny konwój. O tym, że to ćwiczenia nie wiedziała dyrekcja szpitala ani pracownicy pogotowia. Uzbrojeni mężczyźni w kominiarkach zablokowali między innymi wyjazd dla karetek. – W mojej ocenie istniało realne zagrożenie dla ludzkiego życia. Nie wykluczam powiadomienia prokuratury – mówi Ryszard Rudnik dyrektor Szpitala Rejonowego w Raciborzu. – To normalne ćwiczenia – ripostuje Marek Kulewicz dyrektor raciborskiego zakładu karnego.
Doniesieniem do prokuratury zakończą się najprawdopodobniej ubiegłotygodniowe manewry pracowników służby więziennej, którzy na terenie szpitala upozorowali napad na konwój. – Mogli zginąć ludzie – mówi Ryszard Rudnik, dyrektor Szpitala Rejonowego w Raciborzu.
6 października. Środa. Pięć minut po godzinie 15.00. Na przyszpitalny parking wjeżdża samochód służby więziennej. Chwilę później drogę zajeżdża mu zielony dostawczak, z którego wysypują się mężczyźni w kominiarkach i z długą bronią. Terroryzują strażników i skuwają ich kajdankami. Wokół nich podskakuje mężczyzna w zielonym więziennym uniformie. To więzień. Skuty łańcuchami w kostkach i nadgarstkach. Napastnicy zabierają go do ciężarówki, po czym odjeżdżają z piskiem opon. Wszystko dzieje się w ułamku sekund. Lekarze, pielęgniarki pacjenci stoją z otwartymi ustami patrząc na skutych konwojentów, którzy leżą na parkingu. Ktoś wreszcie przytomnieje i dzwoni na policję.
Tu są jacyś ludzie z bronią
O tym, że pod szpitalem miało dojść do napadu na konwój, donoszą nam pacjenci szpitala, którzy z okien oddziałów obserwują zajście na parkingu. Sygnał szybko weryfikujemy na policji. – Do żadnego napadu nie doszło. To były ćwiczenia. Otrzymaliśmy za to zgłoszenie kilka minut po godzinie piętnastej dotyczące zdarzenia – wyjaśnia sierżant Edward Kowalczyk rzecznik raciborskiej policji. Jak się nieoficjalnie dowiadujemy, na policję dzwonili lekarze z raciborskiego szpitala, którzy zgłaszali, że na jego terenie biegają jacyś ludzie z bronią. Gdy po chwili na parking wjeżdżają kolejne wozy służby więziennej, okazuje się, że wśród nich są ludzie z aparatami i kamerami. Widząc, że to ćwiczenia, ktoś ponownie dzwoni na policję, uspokajając zdezorientowanego dyżurnego. Jak się okazuje, służba więzienna nie ma zgody na taką akcję. Z naszych informacji wynika, że o zamiarach służby więziennej nie wiedzą policjanci pełniący służbę na mieście. Gdyby pod szpitalem pojawił się jakiś radiowóz mogłoby dojść do tragedii.
Doszło do przestępstwa?
Najbardziej zbulwersowana zajściem jest dyrekcja raciborskiego szpitala. Żaden z dyrektorów nie wiedział o planach pracowników raciborskiego zakładu karnego. – To skrajna nieodpowiedzialność – mówi Ryszard Rudnik. – Nikt nas nie powiadomił, że planowane są takie ćwiczenia oraz że po terenie szpitala będą biegać ludzie z bronią. Przecież gdyby w szpitalu był jakiś policjant lub inna osoba, która posiada pozwolenie i broń, mogłoby dojść do strzelaniny. Nikt nie wiedział, że to ćwiczenia. Nie wykluczam, że powiadomię prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa. Takie ćwiczenia w takim miejscu to zagrożenie zarówno dla pacjentów, rodzin jak i samych funkcjonariuszy przebranych za napastników – tłumaczy Rudnik. Dyrekcja ma również zastrzeżenie do miejsca ćwiczeń. Cała scena rozegrała się na jedynym wyjeździe dla karetek. Gdy samochody służby więziennej blokowały uliczkę na parkingu, żadna karetka nie mogła wyjechać na zdarzenie. Również kierowcy, którzy wieźliby w tym czasie kogoś z rodziny w stanie zagrożenia życia, najprawdopodobniej zawróciliby widząc napastników z bronią.
Musimy tak ćwiczyć
- To były normalne ćwiczenia, takie jak przeprowadza się w innych miastach – mówi major Marek Kulewicz dyrektor raciborskiego zakładu karnego. – Zgodnie z przepisami, terenu nie musiała zabezpieczać policja. Aby takie ćwiczenia miały sens, muszą zapewniać pewien realizm sytuacji. To nie pokaz dla gapiów, ale ćwiczenia, które mogą się przydać w sytuacji realnego zagrożenia – tłumaczy Kulewicz. Jak ustaliliśmy, służba więzienna jednak miała świadomość, że na tego typu ćwiczenia potrzebna jest zgoda policji. I taka prośbę wystosowano do komendanta raciborskiej policji. Ten jednak nie zgodził się, proponując pracownikom zakładu karnego inne miejsce np. strzelnicę. Dlatego ani dyżurny ani reszta policjantów na popołudniowej zmianie nie wiedziała o ćwiczeniach. Przełożeni nie powiadomili ich, bo akcji odbicia pod szpitalem po prostu miało nie być. Mimo to, służba więzienna zdecydowała się ją przeprowadzić.
Pomożecie?
Jak ustaliliśmy, służba więzienna miała świadomość, że potrzebna jest obecność policji. Świadczyć może o tym pismo, jakie pracownicy Zakładu Karnego w Raciborzu skierowali przed akcją do Komendy Powiatowej Policji w Raciborzu. Na ćwiczenia nikt się jednak nie zgodził.– My w zasadzie nawet nie mamy uprawnień aby taką zgodę wydawać. To należy do komendy wojewódzkiej. Z tego co wiem, służba więzienna nie pierwszy raz występowała z taką prośbą. Ćwiczenia na terenie szpitala to jakieś nieporozumienie. Przecież tam są osoby starsze, dzieci i pacjenci chorzy na serce – mówi nam jeden z oficerów KPP w Raciborzu. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, służba więzienna prosiła policjantów o włączenie się do ćwiczeń, o rozłożenie kolczatek i udział w pościgu. O akcji nie są w stanie wiele powiedzieć szefowie raciborskiej policji. Akcja pracowników więzienia wpasowała się w dzień, kiedy kierownictwo komendy przebywało na urlopach. Na dzień przed ćwiczeniami, Edward Mazur komendant raciborskiej policji rozpoczął urlop. – Jestem pierwszy dzień po urlopie, muszę się zorientować w sprawie – powiedział nam w piątek Henryk Mordeja zastępca komendanta KPP w Raciborzu.
Tajemnica służbowa
Dlaczego strażnicy więzienni uparli się na szpital? Można się tylko domyślać. Konwoje służby więziennej często pojawiają się przy Gamowskiej. Część z więźniów jeździ tu na przykład na dializy. Ćwiczenia zakładały odbicie więźnia podczas takiego transportu. – Uważam, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem. W odpowiedni sposób powiadomiliśmy policję, jednak taka akcja to rzecz objęta tajemnicą. Z tego powodu, również nie cała komenda musi wiedzieć o naszej akcji. Ktoś uniósł się ambicją i teraz próbuje rozdmuchać całą sprawę. Takie miasto – mówi major Kulewicz. – 6 października na terenie znajdującym się w pewnej odległości od obiektu raciborskiego szpitala miały miejsce ćwiczenia ochronne służby więziennej. Odbyły się one po uprzednim powiadomieniu właściwej jednostki policji. Ćwiczenia odbywały się w zależności od ich etapu, z udziałem funkcjonariuszy straży pożarnej i straży granicznej. Scenariusz tych ćwiczeń został tak skonstruowany, aby ich przebieg był bezpieczny dla osób postronnych. Operacje tego typu to sprawdzian nie tylko dla służb ale i całej społeczności. Stąd dbałość o realizm i dynamikę prowadzonych działań. Od tego przecież zależy bezpieczeństwo nas wszystkich. – mówi kapitan Justyna Bednarek-Wróbel, oficer prasowy Okregowego Inspektoratu Służby Więziennej w Katowicach.
Adrian Czarnota