Ceny mrożą pod klienta
– Zamykamy bilans z biedą na zero. Młody kupi auto na szrocie i rezygnuje z autobusu, a my notujemy kolejne spadki dochodów – mówił radnym w powiecie prezes PKS Racibórz. Przewoźnik nie podnosi cen, bo obawia się utraty klientów.
Radni powiatowi dostali do rąk plan z pomysłami na przetrwanie firmy, która od wiosny podlega staroście. Szczegóły tych zamierzeń przedstawił na posiedzeniu komisji rolnictwa prezes Kazimierz Kitliński. Szef raciborskiego przewoźnika zaczął od stwierdzenia, że krajowe PKS-y są w tragicznej sytuacji. – Rybnik do likwidacji, Katowice mają problemy, a w Bielsku woleliby nie jeździć, bo to przynosi straty – przytoczył przykłady.
Prezes przyznał, że poza godzinami szczytu jego firmie nie opłaca się jeździć po Raciborszczyźnie. – Od września liczymy każdego pasażera, od przystanku do przystanku – poinformował radnych. W Lubomi i Lyskach jest już po ustaleniach co do gminnych dotacji do przejazdów. Przewoźnik dogaduje się jeszcze z władzami Rudnika. Bez zmian w rozkładzie powinno być na terenie Kuźni Raciborskiej i Nędzy.
Największy spadek w liczbie dojeżdżającej młodzieży nastąpił w marcu tego roku – dochody spadły o 100 tys. zł. W porównaniu do 9 miesięcy funkcjonowania z zeszłego roku w kasie PKS jest mniej o 270 tys. zł. – Najgorsze lata jeszcze przed nami, bo dopiero od 2012 roku mówi się o końcu niżu demograficznego w szkołach – zauważył Kitliński.
Radny Ryszard Winiarski spytał o przyszłość dworca PKS. W kraju przewoźnicy starają się pozbyć kosztów funkcjonowania części swej bazy. – Może Miasto przejęłoby utrzymanie tego obiektu? – zaproponował. – Ościenne gminy płacą Przedsiębiorstwu Komunalnemu 2,5 mln zł za przewozy mieszkańców. Nie mam śmiałości do rozmów o dotowaniu nas przez Racibórz – odparł. Dodał, że jego firma nie zamierza wchodzić PK w drogę, a pytanie czy Raciborszczyźnie potrzebne są dwie odrębne firmy komunikacyjne należy skierować do samorządowców.
(ma.w)