Spadła tu bomba, a dziś to centrum
W Roszkowie strażacy z OSP cieszą się szacunkiem. Kiedy są potrzebni, do każdego przychodzi automatyczna wiadomość na telefon. Pierwsi, którzy pojawią się w remizie jadą na pomoc. Odkąd naczelnikiem OSP w Roszkowie został Berthold Kołek, nie było przypadku poważnego naruszenia regulaminu. – Jestem naczelnikiem od 1963 roku. Od tego czasu nikogo nie wyrzuciłem ze służby. Może dlatego mnie ciągle wybierają naczelnikiem – uśmiecha się pan Berthold.
III pluton gaśniczy
Jednostka OSP Roszków została powołana 8 lutego 1934 r. Pierwszym naczelnikiem był Franz Bugla. Po nim tę funkcję sprawowali Franz Bugla, Rudolf Duda i Bruno Burszyk.
Początek lat 30 XX wieku to wzmożone działania władz powiatu raciborskiego nad utworzeniem jednostek OSP w miejscowościach, gdzie dotychczas ich nie było. 8 lutego 1934 odbyło się zebranie mieszkańców Roszkowa, podczas którego powołano OSP i przyjęto jej statut. Jednostka weszła w skład Gminnego Związku OSP w Krzyżanowicach, jako III pluton gaśniczy Roszków.
Podczas II wojny światowej w remizę trafiła bomba. – Szybko w tym samym miejscu powstał prowizoryczny budynek. Dopiero na przełomie lat 60 i 70, w czynie społecznym i z pomocą gminy, wybudowano dzisiejszą remizę – wspomina Berthold Kołek. W tamtejszych czasach strażacy jeździli do pożaru ciągnikiem z przyczepą.
Remiza na Nowej
Siedziba OSP Roszków mieści się przy ul. Nowej. To tu w 1994 wymieniono drewniane bramy na nowe, stalowe. Tego samego roku strażacy wykazali się w gaszeniu dużego pożaru obory Henryka Baranka. W 1996 roku zakończył się duży remont remizy. – Dzięki temu roszkowska remiza zyskała nowe, ładniejsze oblicze – pisze w kronice OSP Roszków Hanz Balasek. W 1996 r. jednostka podjęła decyzję o remoncie samochodu gaśniczego star. Pokryty plandeką miał ograniczone pole działania. Za 23 tys. zł, firma z Osin pokryła samochód blachą. Przed starem strażacy mieli lublina, którego dostali w spadku od policji. Wiosną 2006 r. z pomocą gminy zakupiono dla jednostki 5-letniego stara 200, napędzanego olejem napędowym. Strażacy docenili moc nowego nabytku i przełożyli wyposażenie starego wozu na nowy. Star 200 służy do dziś. – Na razie samochód nam wystarcza. Ma pojemność 2,5 tys. litrów wody. I jest wyposażony w hydranty, dzięki czemu można przepiąć wężami zbiornik z innego wozu – wyjaśnia naczelnik.
Od 2008 przed remizą stoi duża, drewniana wiata. Od tego czasu siedziba strażaków stała się miejscem gdzie odbywają się najważniejsze imprezy w sołectwie.
Misja i plany
Jednostka z Roszkowa chwali się około 70 dyplomami i blisko 30 pucharami, które zdobywali m.in. na zawodach. – Rok temu na zawodach w Owsiszczach drużyna naszych dziewczyn do 18 lat zdobyła I miejsce, a drużyna do 16 lat drugie. To wynik szkoleń jakie prowadzimy w jednostce – tłumaczy Berthold Kołek.
W 2010 r. Strażacy z Roszkowa wyjeżdżali pięć razy. Poza nagłymi wezwaniami brali udział m.in. przy likwidowaniu szkód po tegorocznej powodzi. Czy strażacy czują strach przed wyjazdem? – Nie może być strachu, musi być chęć niesienia pomocy. Każdy zdaje sobie sprawę z zagrożenia, ale żeby być strażakiem trzeba być pewnym człowiekiem. Trzeba umieć się dogadywać z innymi. Staram się tego pilnować, jestem w końcu za wszystkich odpowiedzialny – mówi pan Berthold.
Remiza pełni również inne funkcje. Kuchnia w budynku jest do dyspozycji koła gospodyń wiejskich, a na piętrze funkcjonuje świetlica dla dzieci. Podczas tygodnia strażackiego w maju, dzieci z przedszkola mogą zwiedzać pomieszczenia strażaków, przymierzać ich mundury, hełmy i pasy. – Pozwalamy im też skakać po aucie. Chcemy im wszystko pokazać tak, żeby je zachęcić by w przyszłości też do nas dołączyły – wyjaśnia strażak. Dzieci w wieku szkolnym mogą już zaczynać ćwiczyć razem z doświadczonymi strażakami.
Po zawodach strażackich w jednostce odbywają się zabawy i grill. – Wszyscy są tu kolegami. Na co dzień się spotykają i czasem przychodzą do remizy tylko po to, żeby pogadać czy wspólnie pooglądać telewizję – zapewnia naczelnik.
Największym życzeniem strażaków z Roszkowa jest nowy wóz. W innych miejscowościach już takie jeżdżą. – Kombinujemy na drugi samochód. Mamy na oku niemiecką maszynę, z większym zbiornikiem na wodę i drabiną. To jednak koszt 80 tys. zł – wyjaśnia Berthold Kołek.
Jednostka wysłała trzy dziewczyny i dwóch chłopców na kurs strażacki. Członkowie drużyny bojowej liczą na to, że już wkrótce ich podopieczni do nich dołączą. W tej chwili do akcji wyjeżdżają tylko strażacy, którzy są po kursie i mają aktualne ubezpieczenie. – Zaangażowanie w działalność OSP młodych ludzi cieszy nas szczególnie. Daje to nadzieję na przyszłość – pisze Hanz Balasek.
(woj)