Rzeka ludzkiej dobroci
Los nie oszczędza rodziny z Dolędzina (gmina Rudnik), która została poszkodowana w wybuchu gazu. 11 listopada w siemianowickim szpitalu zmarła jedna z pięciu poparzonych osób. W całej gminie wielkie poruszenie. Sąsiedzi pomagają remontować mieszkanie, przekazują pieniądze i sprzęty AGD. Teraz najważniejsze jest aby rodzina miała gdzie wrócić. W szpitalach przebywa nadal dwójka małych dzieci i ich matka. Ich rehabilitacja zajmie wiele miesięcy.
Smutne wieści dotarły w czwartkowy wieczór z Dolędzina, niewielkiej miejscowości w gminie Rudnik, gdzie 27 października doszło do wybuchu gazu. W Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich zmarła 61-letnia Maria Janosz. Stan pozostałych członków poparzonej rodziny jest nadal ciężki.
Rodzinna tragedia, która wstrząsnęła mieszkańcami całego regionu poruszyła wiele ludzkich serc. Pieniądze dla poparzonej rodziny zbierane są w gminie oraz miejscowej parafii. Z pomocą śpieszą również zwykli mieszkańcy gminy. Przypomnijmy, potężny wybuch wstrząsnął popegeerowskim budynkiem. W mieszkaniu na pierwszym piętrze wyleciały szyby z okien. Do wybuchu doszło przez błąd przy wymianie butli z gazem. Rodzina chciała upiec sobie zapiekankę w piekarniku. W pewnym momencie z rozszczelnionej instalacji zaczął się ulatniać gaz. – Po chwili dotarł do stojącego w pobliżu pieca węglowego doprowadzając do wybuchu – mówi Stefan Kaptur, dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej Państwowej Straży Pożarnej w Raciborzu.
Poparzona została dwójka dzieci w wieku 2 i 6 lat, ich matka, wujek oraz babcia. – Na miejsce początkowo wysłano jedną karetkę, ale gdy ratownicy zobaczyli w jakim stanie jest rodzina wezwano kolejne. W najgorszym stanie była 6-letnia Paulina. Jeszcze w Dolędzinie lekarz zadecydował o wezwaniu pod szpital helikoptera. Dzieci trafiły do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach, natomiast kobiety do siemianowickiej oparzeniówki. W najcięższym stanie była 61-letnia kobieta. Wieczorem 11 listopada z Siemianowic dotarła smutna wiadomość. Lekarzom nie udało się uratować pani Marii. – To wielka tragedia dla tej rodziny – mówi ks. Joachim Kroll, proboszcz pobliskiej parafii w Modzurowie. – Teraz nie czas na osądzanie kto zawinił, trzeba im pomóc – dodaje.
Zdaniem proboszcza z parafii Trójcy Przenajświętszej w Modzurowie, wypadek w Dolędzinie wyzwolił w mieszkańcach wiele dobra. – Zorganizowaliśmy dwie zbiórki w naszej parafii. Podczas pierwszej, ludzie nie byli przygotowani a i tak udało się zebrać ponad 1300 złotych. Drugim razem, już o tysiąc więcej. Pieniądze pomogą odbudować dom, aby rodzina miała gdzie wrócić. Później będziemy zbierać na pomoc medyczną i rehabilitację – dodaje ksiądz Joachim. Nie tylko parafia śpieszy z pomocą, ale zgłaszają się również mieszkańcy gminy. Jedna z mieszkanek podarowała lodówkę, ktoś inny remontuje centralne ogrzewanie. W gminie uruchomiono specjalne subkonto dla poszkodowanej rodziny. Numer konta i zasady wpłaty są dostępne w urzędzie gminy.
– Rodzina otrzymała już od nas pierwsze pieniądze na remont. Udało się wstępnie odremontować kuchnię i wstawić szyby, które wyleciały w wyniku wybuchu. Jesteśmy w ciągłym kontakcie z poszkodowanymi. W późniejszym okresie rodzina może również liczyć na naszą pomoc – zapewnia Aleksandra Affa kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Rudniku. – Remontujemy co się da. Najbardziej nam przeszkadzał brak szyb w oknach – mówi Benedykt Janosz, dziadek poszkodowanych dzieci. W katowickim szpitalu lekarze nadal walczą o życie 6-letniej Pauliny Sroki. Dziewczynka ciągle jest utrzymywana w stanie śpiączki farmakologicznej. Ma rozlegle poparzenia ciała i dróg oddechowych. Rodzina ma nadzieję, że będzie miała więcej szczęścia niż jej babcia. Pogrzeb pani Marii odbędzie się w tym tygodniu w parafii w Modzurowie.
Adrian Czarnota