Opłatek na dworcu PKP
– Jak każdy miałem niesamowitą mamę. Nauczyła mnie aby na Wigilię zapraszać kogoś kto jest sam – mówi Ryszard Frączek, raciborzanin, wydawca, publicysta, działacz społeczny i radny.
Pan Ryszard w rozmowie z nami wspomina o innej, nietypowej wigilii. W latach 90-tych wspólnie ze znajomymi byli członkami ruchu solidarności z ubogimi Maitri.
– W samą Wigilię, zaraz po kolacji, wspólnie z przyjaciółmi jechaliśmy do Katowic. Zabieraliśmy wigilijne potrawy i 2 – 3 samochodami około godziny 20.0 byliśmy na miejscu – wspomina Ryszard Frączek. W akcji brało udział ponad 10 osób. W hali katowickiego dworca rozstawiali ławki tworząc duży stół. Na nim rozkładali potrawy i zapraszali wszystkich bezdomnych, samotnych i podróżnych do wspólnej wieczerzy. – W barze zamawialiśmy herbatę i zbieraliśmy ludzi z całego dworca. Miała to być wigilia dla bezdomnych, ale dołączali do nas zwykli pasażerowie. Nikt się na nikogo nie oburzał. Ten widok pozostał mi głęboko w pamięci – dodaje.
Życzenia jednego z uczestników dworcowej wigilii były wyjątkowe. – Podszedł do mnie starszy, nieogolony mężczyzna. W ręku trzymał opłatek. Zapytał mnie, czy wiem co to jest. Odpowiedziałem zdziwiony, że to opłatek. On przecząco pokiwał głową i powiedział, że to jego pierwsze śniadanie – opowiada raciborzanin.
Obecnie wigilia u Frączków jest bardzo rodzinna. Czasem przyjeżdża na tę okazję ośmioosobowa rodzina brata pana Ryszarda. Od rana trwają przygotowania w kuchni. – Kiedy jest już wszystko przygotowane, barszcz z uszkami stoi na stole, elegancko ubrani rozpoczynamy modlitwę. Modlimy się za rodzinę i przyjaciół – opisuje wydawca. Na wigilię zostaje rozłożone Pismo Święte formatu 0,5 metra. – Czytamy z niego ewangelię św. Łukasza. Później dziękujemy Bogu za wszelkie dobro, którym nas obdarzył – tłumaczy pan Ryszard. Wigilia to okazja do wspomnień bliskich, którzy odeszli. – To trudny moment. Chciałoby się powiedzieć mamie to, czego nie zdążyliśmy – zamyśla się.
Po modlitwie kolędy. Tradycyjnie „Bóg się rodzi”. Na stole czeka już 12 potraw, m.in. barszcz, karp, pierogi z kapustą i grzybami. Po kolacji znów nadchodzi czas kolędowania. – Najmłodsza córka się denerwuje i niecierpliwi. Nie może się doczekać kiedy będą prezenty – uśmiecha się pan Ryszard. Późnym wieczorem rodzina udaje się na pasterkę.
– W Wigilię nigdy nie pracujemy. To są nasze zasady. Staramy się pościć. Ja dochodzę do siebie po ciężkim, grudniowym okresie w pracy. Moje trzy córki, którymi obdarzył mnie Bóg, zajmują się kuchnią – wyjaśnia ojciec rodziny. Pierwszy dzień świąt rodzina Frączków spędza w domu. Nie gotuje się obiadu i nikogo nie odwiedza. – Za to w drugi dzień po Wigilii odwiedzamy rodzinę i znajomych – mówi Ryszard Frączek.
(woj)