Walczymy o dobro naszego dziecka
Od pół roku pan Janusz Świętek z żoną Agnieszką walczą o poprawienie warunków w jakich żyje ich czteroletnia córka. Dziecko ma zmiany nowotworowe, jednak nie może być leczone ze względu na fatalny stan mieszkania zarządzanego przez Miejski Zarząd Budynków w Raciborzu.
Czteroletnia Dominika Świętek mieszka wraz z rodzicami na ostatnim piętrze bloku przy ulicy Opawskiej w Raciborzu. Mimo młodego wieku, przeszła już dwadzieścia infekcji dróg oddechowych. Schorzenia płuc wywołane przez grzyb na ścianach uniemożliwiają jej zabiegi operacyjne.
Dziecko od czterech lat zmaga się z nowotworem. Rodzice po miesiącach starań, w końcu otrzymali mieszkanie od Miejskiego Zarządu Budynków w Raciborzu. To jednak, nie nadaje się do zamieszkania.
Pani Agnieszka jest doskonale zorganizowana. Musi taka być, bo już dawno utonęłaby w setkach dokumentów choroby córki. Opasłe segregatory opisane są tematycznie – choroba płuc, mieszkanie, korespondencja ze wspólnotą i najgrubszy z tomów dotyczący zmian nowotworowych u córki. – Dominika choruje od urodzenia na naczyniaka jamistego krwionośnego powieki górnej i oczodołu lewego. Od 2007 roku przebywa pod stałą kontrolą specjalistów z Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach – mówi Agnieszka Świętek, mama chorego dziecka. – Od czterech lat nasze życie to wizyty w najróżniejszych przychodniach i oddziałach szpitalnych: onkologii dziecięcej, neurologii, okulistyki, poradni leczenia bólu i poradni pulmonologicznej – wylicza kobieta.
Grzyb niszczy płuca
Zmiany nowotworowe i co za tym idzie potężna wada wzroku to nie jedyne zmartwienie rodziny. Od czterech lat zmagają się z infekcjami układu oddechowego dziecka. Czterolatka cierpi przez zagrzybione ściany w mieszkaniu. – Dominika musi mieć regularne zabiegi operacyjne i odciągnięcia. Tylko dzięki temu naczyniak się zmniejszył i już nie wypycha oka. Dziecko normalnie wygląda dzięki staraniu lekarzy i regularnych zabiegach. Niestety już pięciokrotnie musieliśmy rezygnować z długo wyczekiwanych zabiegów bo dziecko było w zbyt kiepskim stanie aby mogło trafić na stół operacyjny – mówi Janusz Świętek, ojciec dziewczynki. O tym, że to grzyb w mieszkaniu wywołuje infekcje u dziecka nie mają wątpliwości lekarze zajmujący się czterolatką. – Informuję, że wyżej wymieniona pacjentka jest leczona z powodu wrodzonego naczyniaka, którego leczenie wymaga zabiegów w znieczuleniu ogólnym. Przeszkodą są nawracające infekcje układu oddechowego. Bardzo proszę w imieniu dziecka o szybką poprawę stanu sanitarnego mieszkania, ponieważ jest to główną przyczyną infekcji układu oddechowego – pisze w dokumentacji medycznej doktor Franciszek Halkiewicz, specjalista chorób płuc z Zespołu Wojewódzkich Przychodni Specjalistycznych w Katowicach.
Wcześniej mieszkały tu ptaki
Wizyty fachowców z MZB w Raciborzu zawsze kończyły się tym samym. – Tłumaczyli, że źle dbamy o mieszkanie, że to tzw. wilgoć bytowa, że brakuje nawiewników. Ogrzewamy mieszkanie, ale dosłownie codziennie musze odpowietrzać kaloryfery. Główny problem to nieszczelny dach, przez który nasze mieszkanie zalewane jest wodą. Choroba córki wymaga pieniędzy, których i tak nie mamy za wiele a co roku musimy robić remont żeby choć na chwilę przykryć pleśń i wykwity grzybów – mówi pan Janusz. Po półrocznych staraniach Świętkowie w końcu otrzymali przydział na upragniony lokal. Wraz z trójką dzieci otrzymali propozycję przyjęcia mieszkania przy ulicy Stalmacha. Główny najemca zmarł a powiat przekazał je miastu. Niestety, również to mieszkanie nie nadaje się do zamieszkania. – Podczas pierwszej możliwości obejrzenia mieszkania przebywałam w nim tylko przez chwilę. Nie wiem, ile to mieszkanie stało puste ale sądząc po grubości odchodów gołębi i innych pozostałości dość długo. Do takiego lokalu nie możemy się wprowadzić z chorą córką. Trzeba kuć ściany, zrywać podłogi a to wszystko kosztuje – wylicza pani Agnieszka.
Nie ma innych mieszkań
– W swoich zasobach to jedyne mieszkanie trzypokojowe jakie posiadamy. Zaproponowaliśmy je tej rodzinie właśnie ze względu na zły stan zdrowia dziecka. Do tej pory nie uzyskaliśmy odpowiedzi czy państwo Świętkowie są nim zainteresowani – mówi Barbara Krzos-Kulasza, naczelnik wydziału lokalowego w raciborskim magistracie. Rodziny nie stać na remont, bo do tej pory spłacają pożyczki za leki i wyjazdy z córką do lekarza. – Nie wiem czy tak jest ale to wygląda w ten sposób, że chce nam się wcisnąć na siłę lokal, który wcześniej nie przynosił dochodów. To dwie pieczenie na jednym ogniu, bo nasze mieszkanie zostanie np. sprzedane a my będziemy płacić za zrujnowane mieszkanie czynsz – mówi pani Agnieszka. Jak ustaliliśmy, mieszkanie przy ulicy Stalmacha stało puste przez dwa lata. Ktoś popełnił błąd i nie zamknął drzwi balkonowych, przez co w środku przebywały ptaki. Lokal przeznaczony był do sprzedania dlatego MZB nie prowadziło w nim remontów.
Sprawdzimy czy trzeba płacić
Andrzej Migus dyrektor Miejskiego Zarzadu Budynków w Raciborzu uspokaja, że zamiana mieszkań wcale nie musi się wiązać z kosztami dla rodziny. – Gdy ktoś otrzymuje przydział, musi wpłacić nam kaucję w wysokości dwunastokrotności czynszu. Może zostać z tego zwolniony, jeśli sam zobowiąże się do remontu mieszkania – tłumaczy dyrektor. – Inaczej sprawa wygląda w przypadku zamiany mieszkań, tak jak to ma miejsce w przypadku tych państwa. Tu nie trzeba płacić kaucji, trzeba jednak zostawić dotychczasowo zajmowany lokal w odpowiednim stanie. Zdarza nam się, że ktoś chce nam zostawić zrujnowane mieszkanie i wymienić na odnowione przez MZB. Jeśli mieszkanie tej rodziny będzie w odpowiednim stanie nie będą musieli płacić a my wyremontujemy im mieszkanie przy Stalmacha. Dziś u tych państwa był technik, który miał obejrzeć ich mieszkanie i oszacować w jakim jest stanie – dodaje dyrektor MZB.
Adrian Czarnota