Opowieść o „biskupie tułaczu”
120 rocznica urodzin arcybiskupa Józefa Feliksa Gawliny przypada w najbliższą niedzielę 18 listopada. O godz. 12.00 zaplanowano uroczystą mszę w kościele pod wezwaniem WNMP i składanie wiązanek kwiatów przy dźwiękach werbla. Przypominamy dziś tę wybitną postać rodem z Raciborszczyzny.
Zbliżała się północ był 21 września 1964 r. Arcybiskup Józef Gawlina siedział w fotelu w swoim pokoju w Rzymie.
Następnego dnia miał mieć przemówienie podczas trwających obrad III Sesji Soboru Watykańskiego II. Biskup otworzył brewiarz, zatrzymał się na Psalmie 60. wersecie 4. „bo Ty jesteś dla mnie obroną, wieżą warowną przeciwko wrogowi”. Ten fragment wybrał za motto swego biskupiego posługiwania. Był przygotowany na śmierć. O czym myślał? Może po raz kolejny wracał do Strzybnika, wspominając matkę, która przed jego narodzeniem musiała uciekać z palącego się rodzinnego domu? „Przyszedłem na świat w obcym domu” – uśmiechał się wtedy – „Będę musiał się bardzo wiele tułać”.
Wrócił do pracy. Mowy nie dokończył. Zasłabł. Po chwili przestało bić serce wielkiego skromnego Polaka, syna raciborskiej ziemi, który we wrześniu 1939 r. przedzierał się przez Rumunię, Węgry, unikając obławy rosyjskich czelistów i gestapo dotarł do Rzymu. I stało się to, czego najbardziej Sowieci i Niemcy się obawiali. Dotarł do Rzymu. W dniu 5 października papież Pius XII przedłużył mu jurysdykcje biskupa polowego, co pośrednio oznaczało uznanie ciągłości państwa polskiego i jego armii. Polska żyła.
Pod sercem matki
Urodził się 18 listopada 1892 roku w rodzinie Franciszka i Joanny, z domu Banaś. Rodzice posiadali pięciohektarowe gospodarstwo rolne, prowadzili wiejską gospodę. Kiedy Joanna nosiła Józefa pod sercem, Gawlinów spotkała tragedia. Pożar strawił dom i gospodarstwo. Wkrótce w izbie życzliwych sąsiadów przyszedł na świat Józef Feliks. Rodzice poświęcili syna św. Józefowi, aby towarzyszył mu na drogach jego życia. Chrzest odbył się w Rudniku, w zaadaptowanej na ten cel stodole z uwagi, że dotychczasowy drewniany kościółek został rozebrany, a nowy był jeszcze w trakcie budowy. Tak zaczęła się wędrówka Józefa Feliksa Gawliny, „Biskupa – Tułacza” jak nazwał Gawlinę Jan Paweł II. Dzieciństwo chłopiec spędził w Strzybniku wraz z rodzeństwem – bratem Leonem i siostrami: Heleną i Teką.
Dawny powiat raciborski był enklawą polskości. Toteż i w rodzinie Gawlinów czytano, modlono się i dbano o tradycję polską. Modlitewnik był pierwszą książką, z której młody Józef uczył się czytać. Matka, kobieta wrażliwa, i dobrotliwa dopilnowała, aby dzieci czytały i pisały w obu językach: polskim i niemieckim. Szkołę elementarną Józek ukończył w Rudniku.
Wilczy bilet
Dalszą naukę młody Gawlina rozpoczął w Królewskim Ewangelickim Gimnazjum w Raciborzu (obecnie I Liceum Ogólnokształcące im. Jana Kasprowicza), zamieszkując na stancji u państwa Kowaczków. W szkole związał się z kółkiem Polaków, zaprzyjaźniając się z Alfonsem Zgrzebniokiem, w przyszłości jednym z dowódców III Powstania Śląskiego i wicewojewodą białostockim. W kościele WNMP Józef w dniu 5 maja 1905 r. przyjął sakrament bierzmowania z rąk kardynała Jerzego Koppa. Bardzo duży wpływ na młodzieńca miał ks. dr Stefan Siwiec nauczyciel języka polskiego. Działalność propolska nie podobała się władzom niemieckim, które wiedziały o tajnych wyjazdach do Krakowa, spotkaniach. Wielokrotnie kontrolowały stancję u Kowaczków. Podczas jednej z rewizji znaleziono książki polskie. Gawlina z „wilczym biletem” został usunięty z gimnazjum tuż przed maturą. W tym czasie umarł ojciec Franciszek, człowiek niezwykle prawy. Cały ciężar wychowania wzięła na siebie matka. Pozostała sama z czwórką dzieci. Po wielokrotnych próbach, umieściła syna w gimnazjum w Rybniku. Józef nie tylko był nadal wierny swoim przekonaniom, ale został przewodniczącym polskiego kółka i zdał maturę z bardzo dobrymi wynikami.
Grenadier
To nie było zaskoczenie. Po maturze już w marcu 1914 r. Józef zapisał się na studia na wydziale teologicznym Uniwersytetu Wrocławskiego. Wybucha wojna. Latem 1914 roku został powołany do 11. pułku grenadierów armii pruskiej. 3 kwietnia 1915 roku został skierowany na front francuski. Dwukrotnie ranny, w listopadzie wrócił do Wrocławia, gdzie po okresie rekonwalescencji kontynuował studia. Kiedy w 1917 r. przygotowywał się do pierwszych świeceń, dwa dni przed ważnym wydarzeniem został ponownie wcielony do armii niemieckiej. W czerwcu Gawlina przywdziany w cytrynowy mundur i korkowy hełm ruszył pociągiem na Bliski Wschód. W Opolu żegnała go matka, wraz z bratem Leonem, z którym było to ostatnie spotkanie ziemskie. Trzy lata później Leon umiera.
Młody Gawlina walczył w Turcji. Rok później, w bitwie pod Damaszkiem trafił do niewoli angielskiej.
Wśród swoich
Po roku wrócił do Wrocławia. 19. czerwca 1921 roku, z rąk kard. Adolfa Bertrama otrzymał święcenia kapłańskie. Pierwszymi placówkami młodego kapłana były Dębieńsko w powiecie rybnickim, a rok później Tychy. W lipcu 1924 roku został sekretarzem generalnym Ligi Katolickiej Administracji Apostolskiej Górnego Śląska. Wkrótce jako redaktor naczelny kierował Gościem Niedzielnym. W roku 1927 prymas August Hlond powierzył mu zorganizowanie w Warszawie Katolickiej Agencji Prasowej. Związki, już prałata, z ziemią raciborską były bardzo żywe. W 1929 r. r. został kuratorem powstającej prowincji Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej w Brzeziu n/Odrą. 21 lipca 1931 został proboszczem parafii św. Barbary w Królewskiej Hucie. Tu dał się poznać jako świetny organizator. Założył Caritas, ochronkę dla dzieci, kuchnię ludową. 14 lutego 1933 roku został mianowany, za wskazaniem przez marszałka Józefa Piłsudskiego, biskupem polowym Wojska Polskiego. Sakrę biskupią otrzymał 19 marca 1933 roku w Królewskiej Hucie (dziś Chorzów) z rąk kard. Augusta Hlonda. Wkrótce wydał modlitewnik żołnierski, wzdłuż granicy węgierskiej zbudował 60. kościołów. Przemawiał na pogrzebach marszałka Józefa Piłsudskiego w 1935 roku i Wojciecha Korfantego w 1939 roku w Katowicach.
Wybuchła II wojna światowa. Biskup polowy skierował do żołnierzy list pasterki: „Wróg narzucił nam wojnę… Chce poniżyć naszą najukochańszą ojczyznę… Bądźcie godnymi bojownikami Boga i Polski”.
W nocy z 6 na 7 września 1939 roku, na polecenie naczelnych władz WP, bp. Gawlina opuścił Warszawę. Ranny podczas bombardowania w Łucku, przedarł się na południe i 18 września przekroczył granicę polsko-rumuńską. Dwa tygodnie później przybył do Rzymu. Już 18 października w Paryżu podjął obowiązki biskupa polowego Wojsk Polskich, brał czynny udział w organizacji Wojska Polskiego we Francji. 21 grudnia 1939 roku prezydent Raczkiewicz mianował Gawlinę członkiem I Rady Narodowej RP.
Szlakiem generała Andersa
Na wieść, że gen. Władysław Anders tworzy Polską Armię, 19 kwietnia 1942 roku biskup polowy przekroczył granicę ZSRR i wizytował oddziały Armii Polskiej, w Uzbekistanie, Tadżykistanie, Kirgistanie i Kazachstanie. Przez Irak i Iran, wędrował z żołnierzami do Jerozolimy.
16 sierpnia 1943 r. gen. Gawlina celebrował mszę żałobną na pogrzebie W. Sikorskiego w Newark. 15 lutego 1943 r. wyruszył w podróż do USA, gdzie spotkał się z prezydentem Franklinem D. Rooseveltem. Jednak cel wyjazdu do Ameryki był zgoła inny. Organizował pomoc dla dzieci polskich znajdujących się w ZSRR.
Biskup Polowy wrócił do swoich żołnierzy. Brał udział w kampanii włoskiej, w bitwie pod Monte Cassino, gdzie pełni funkcję kapelana liniowego. Jeden z uczestników, Stanisław Piekut, tak wspomina swojego biskupa: „W pobliżu Fermo, w Marchii, gdzie 3. dywizja posuwała się ustawicznym marszem w stronę Ankony, wypychając nieprzyjaciela na północ, padł od wybuchu miny ks. Stanisław Targosz. Po odprawieniu nabożeństwa, zwłoki, niesione na barkach żołnierzy, zostały czasowo pochowane na tamtejszym cmentarzu. I wtedy właśnie, jak nigdy przedtem ani później, widziałem ks. Gawlinę w roli biskupa polowego. Ten kaznodzieja, który zwyczajnie ważył każde słowo, wyrębywał je jak węgiel z rodzinnej ziemi śląskiej, tym razem mówił spontanicznie i ze łzami w oczach. Widać jak bardzo kochał bliskich mu żołnierzy. Jego wyniosła postać, załamujący się głos nad grobem młodego kapelana, udzielały się słuchaczom-żołnierzom oraz grupie miejscowej ludności.”
Z dala od ojczyzny
Biskup Gawlina zakładał cmentarze na Monte Ciasno i Loretto. Dbał aby w podziemiach Bazyliki Św. Piotra wybudowano kaplicę polską. Nigdy nie było mu dane wrócić do Polski. Biskup polowy wędrował po świecie. Odwiedzał skupiska Polaków. Tworzył polskie misje katolickie w Argentynie, Brazylii, Chile, Australii, Tanzanii, RPA, Danii, Hiszpanii, Luksemburgu, Szwajcarii, Holandii i Szwecji.
Umarł z dala od ojczystej ziemi. Ostatnia wolą było być blisko tych, których tak pokochał. Blisko tych, z którymi walczył o wolną Polskę. Jest pochowany na Monte Ciasno.
Czerwone maki na Monte Cassino zamiast rosy piły polską krew.
Po tych makach szedł żołnierz i ginął, lecz od śmierci silniejszy był gniew.
Przejdą lata i wieki przeminą, pozostaną ślady dawnych dni i tylko maki na Monte Cassino czerwieńsze będą, bo z polskiej wzrosły krwi.
Ryszard Frączek