Racibórz – Centrum największe koło w Raciborzu „Nie bądź sama – nie bądź sam”
Hasło to przez cały czas działalności towarzyszy największemu raciborskiemu Kołu Racibórz – Centrum Polskiego Związku Emerytów, Rencistów i Inwalidów w Raciborzu. – Wymyśliliśmy je podczas pierwszego zebrania założycielskiego, na którym wtenczas było tylko 16 osób. Dziś koło rozrosło się i liczy 160 członków. Gdy pytają jak to robię, że do koła przychodzi tak dużo ludzi, odpowiadam, że nic nie robię, tylko zapraszam – mówi przewodniczący Janusz Loch.
Koło Racibórz – Centrum stworzyła grupa zapaleńców, 26 czerwca 2008 r., a inicjatorką była sekretarz Zarządu Rejonu Danuta Stogiewicz. Zdecydowano, że seniorzy będą spotykać się w każdy ostatni wtorek miesiąca w Klubie Olimpijczyka „Sokół”, przy ul. Klasztornej.
Ponieważ nie ma rejonizacji obecnie jego członkami są nie tylko mieszkańcy wielu dzielnic miasta, ale również okolicznych miejscowości, jak Bieńkowice czy Kietrz.
Poza cyklicznymi zebraniami, które – pomimo dużej liczby członków – upływają w kameralnej atmosferze, organizowanych jest szereg imprez integracyjnych, poczynając od wspólnych grillów, zabaw, biesiad, po uroczystości okolicznościowe, jak m.in.: Dzień Seniora, Dzień Matki, andrzejki, spotkanie opłatkowe, powitanie i pożegnanie lata. Atrakcją są też liczne wyjazdy do teatru, opery, na wystawy, ale również na wycieczki do Mosznej, Prudnika, Rud, Gliwic, czy Otmuchowa. W tym roku przygotowano pierwszą z cyklu wycieczek po ziemi raciborskiej, podczas której seniorzy zwiedzili gminę Krzyżanowice.
– Wychodzimy do ludzi, organizując nasze słynne śniadania na trawie, czy spotykania z ciekawymi postaciami życia publicznego, jak np. z posłem Henrykiem Siedlaczkiem, prezydentem miasta i starostą – wylicza przewodniczący.
Pomocą seniorom służą również sponsorzy, których zjednał sobie szefujący kołu Janusz Loch. Kiedy zaś jest potrzeba również sam potrafi upiec np. smaczny sernik.
Sztandarową akcją jest „Bezpieczny senior”, a jej pomysł zrodził się w głowie przewodniczącego, gdy ktoś próbował go naciągnąć na tzw. „wnuczka”. W efekcie odbyło się spotkanie z policjantem, funkcjonariuszem straży miejskiej i przedstawicielem pogotowia ratunkowego. Ponadto pan Janusz szczyci się akcją pomocy przedmedycznej, którą przygotował prezes Oddziału Miejskiego WOPR Racibórz Piotr Krużołek. Specjalne zaś certyfikaty ukończenia kursu rozdane zostały podczas Dnia Seniora.
– Zależy nam, żeby ludzie poznawali się również prywatnie i to się udaje. Nawiązały się nowe przyjaźnie i znajomości, ludzie odwiedzają się i, co ważne, pomagają sobie – dodaje Janusz Loch.
Koło odciąża młodszych członków rodziny od opieki nad ludźmi starszymi. – Racibórz jest specyficznym miastem, podobnie jak i Śląsk, gdzie jest bardzo dużo ludzi samotnych, dlatego że rodziny się porozdzielały, młodzież wyjechała na Zachód, a nawet będąc na miejscu bardzo zaangażowana w pracę i wychowanie dzieci nie ma czasu dla nas ludzi starszych – przyznaje sekretarz koła Helena Szuba.
Najlepszym zaś dowodem na to, że ludzie czekają na te spotkanie jest towarzyszący im harmider, gdyż każdy z każdym chce porozmawiać. – Do tej pory człowiek zamykał się w kręgu znajomych sprzed lat i nie otwierał się na nowe znajomości. A okazało się, że jest wielu ludzi, z którymi ma się wspólne tematy, a nigdy by się ich nie poznało, gdyby nie przynależność do koła – mówi prowadząca kronikę Bogusława Muszyńska.
Przyznaje też, że ma sporo wolnego czasu, jednak sama pewnie niczego by nie zwiedziła. Dzięki zaś grupowym wyjazdom poznaje wiele ciekawych miejsc, w tym również ziemię raciborską, na której wprawdzie się urodziła, jednak w niektórych miejscowościach była po raz pierwszy.
– Choć załatwianie wielu spraw czasem jest męczące, jednak bardzo to lubię i czuję się dowartościowany i potrzebny. Nie potrzeba mi pochwał, ale miło, jeśli ktoś mimochodem stwierdzi „Janusz, udało Ci się to” – przyznaje pan Loch.
– Angażując się w działalność koła rozwijamy się, mamy powód, aby wyjść z domu, a nawet czasami pójść do fryzjera. Czujemy się lepiej, młodziej, nie wegetujemy tylko żyjemy i nie pamiętamy ile mamy lat – konkluduje Helena Szuba.
(ewa)