Felieton Ryszarda Frączka Radnego Miejskiego (KOR – OBLICZA)
Każdy z nas może być Świętym Mikołajem.
Któż z nas nie pamięta lat dziecinnych, kiedy z nadzieją oczekiwaliśmy św. Mikołaja w mitrze na głowie, z długą brodą i laską. Czekaliśmy dniami, czuwaliśmy wieczorami. Pisaliśmy listy i… Jaka to była radość, gdy rano pod poduszką znajdowaliśmy prezenty! Wierzyliśmy nawet wtedy, gdy wiedzieliśmy, że prezenty podrzucane są przez rodziców.
Ten najbardziej lubiany święty urodził się około 350 roku w Patarze w Azji Mniejszej. Wybrany został biskupem zaniedbanej podówczas diecezji Miry, którą zarządzał z wielką troską i wiarą. Ponoć otrzymał po rodzicach pokaźny majątek, którym dzielił się z ubogimi. Zasłynął swą świętością, wrażliwością, zapałem i cudami. Raz uratował żeglarzy podczas sztormu, kiedy indziej ocalił miasto od głodu, czy też wybawił od wyroku śmierci trzech młodzieńców. Święty Mikołaj usługiwał chorym, wspierał biednych. Zmarł, będąc w podeszłym wieku. Pochowano go w Mirze, a jego szczątki spoczęły w włoskim mieście Bari.
Przed laty w Świętym Mikołaju widziano patrona panien na wydaniu, podróżujących, żeglarzy, aptekarzy, rzemieślników i uczniów. Wybierano go na patrona kościołów i wzywano we wszystkich nagłych sprawach.
W latach komunistycznej władzy wprowadzano w umysły dzieci radzieckiego „dziadka mroza”, próbując wymazać z umysłów świętego, który w żadnej mierze nie przypominał biskupa z dalekiej Miry.
Dziś jest jeszcze inaczej. Specjaliści od marketingu stwierdzili, że na tym Świętym można nieźle zarobić i zrobili z niego grubego krasnala wskakującego z uśmiechem przez komin. Daliśmy się omamić kolejnej reklamie. „Święty” przed imieniem zatracił sens swej prostoty i dobroci. Już znikła wrażliwość i oczekiwanie. Jest jeden wielki biznes i szał.
Tylko w ubiegłym końcu roku brodaty Mikołaj pojawił się w reklamach telewizyjnych blisko 20 tysięcy razy.
Kiedy przyjdzie nam oglądać po raz setny tę czy inną reklamę z komercyjnie brzmiącym „Ho, ho, ho!”, wspomnijmy na Świętego o wielkim sercu. Na Świętego, który w swoim życiu wybrał bezinteresowność, który pocieszał strapionych, który pod drugim nie kopał dołków. Ta świadomość z pewnością odświeży nasze zmęczone od zdecydowanie „przedświątecznego” harmidru serca. Może obok nas mieszka samotny sąsiad, smutny i zapomniany? Być może ciche, przedłużone ramię biskupa z Miry zapuka i przywróci mu uśmiech na twarzy, a nam wiarę w to, co robił Święty Mikołaj. Bo jak głosi utarty przed lat slogan: Każdy z nas może nim być.