Straż graniczna zostaje i rośnie w siłę
Zapadły ostateczne decyzje co do przyszłości raciborskiej komendy Śląskiego Oddziału Straży Granicznej.
15 stycznia wiceminister spraw wewnętrznych Piotr Stachańczyk przedstawił na odprawie komendantów oddziałów Straży Granicznej decyzje o reorganizacji struktury tej formacji. Zmiany zakładają m.in. utworzenie na południowej granicy jednego dużego oddziału Straży Granicznej – Śląsko-Małopolskiego z siedzibą w Raciborzu. O komentarz do stanowiska ministerstwa poprosiliśmy posła Henryka Siedlaczka z PO, który angażował się w obronę raciborskiej lokalizacji komendy. Z politykiem rozmawiał Mariusz Weidner.
– Walka o utrzymanie komendy w Raciborzu trwała do samego końca. W gorącej atmosferze toczyły się ostatnie dwa posiedzenia komisji spraw wewnętrznych w tej sprawie. Spodziewał się pan takich emocji na koniec?
– Moim zdaniem dwa ostatnie spotkania komisji w ogóle nie miały sensu, do dzisiaj nie wiem po co je zwołano a tylko mogę się domyślać. Wydawało mi się, że proces dyskusyjny na temat przyszłości straży zakończono z poprzednią kadencją parlamentu. To co się stało odbieram jako desperacką próbę przekonania kogoś w tej sprawie.
– Argumenty od samego początku dyskusji w temacie przyszłości straży przekonywały o lokalizacji jej oddziału południowego na Śląsku. Proszę je przypomnieć.
– Straciliśmy dużo zdrowia i nerwów obserwując jak nie trafiają one do niektórych polityków. Obiekty w Raciborzu zostały do tej roli przygotowane perfekcyjnie. Ponadto tutaj jest Brama Morawska, tędy biegną linie kolejowe przez Chałupki i Zebrzydowice, droga na Ostrawę, jest lotnisko. Inne lokalizacje nie posiadały takiej infrastruktury jak Racibórz, który poprawiał ją nieustannie, aż uzyskał efekt finalny, niewymagający żadnych inwestycji ze strony budżetu państwa.
– Pańskie zaangażowanie w temat komendy nie spodobało się innym politykom. Czy faktycznie była to dla pana niemal sprawa osobista?
– O moich staraniach mówiono nawet, że Siedlaczek prowadzi prywatną wojnę. Wygrałem ją w imieniu raciborzan, ludzi ciężko pracujących przez całe życie żeby do czegoś dojść. Nie mogłem pozwolić by zwyciężyła demagogia. Rezygnowałem z wczasów i jechałem do Warszawy aby być na miejscu gdy rozmawiano o straży. Organizowano na szybko spotkania próbując wykorzystać moją nieobecność.
– Który moment w tej batalii był kluczowy dla losów komendy?
– Sam początek. W 2009 roku poznaliśmy koncepcję funkcjonowania straży w przyszłości. Pojawiło się Kłodzko. Zastanawialiśmy się co jest grane? Okazało się, że związki zawodowe straży nie akceptowały tego pomysłu. Wspólnie z nimi zaczęliśmy batalię, byłem przez nich świetnie przygotowany do merytorycznej dyskusji. Fachowa wiedza okazała się niezwykle przydatna. Kiedy obroniliśmy się przed lokalizacją w Kłodzku pojawiła się propozycja Nowego Sącza. Tym miastem chciano rozegrać tę sprawę, bo na nowych rozwiązaniach właśnie Kłodzko by najbardziej skorzystało. Argumenty były za mało merytoryczne.
– Na ostatniej prostej towarzyszył panu w obronie raciborskiej lokalizacji przewodniczący rady miasta Tadeusz Wojnar. Jego obecność na posiedzeniu ostatniej komisji pomogła?
– Była bardzo ważna. Zdumiała szefa komisji, witał go specjalnie. Wtedy gdy walczyłem niemal w pojedynkę dał mi znak: Heniek ja tu stoję z tobą. Pokazał jak miastu zależy na komendzie, on był mocno zaangażowany. Samorząd był ważny w tej dyskusji, pomagał np. mieszkaniami czy wsparciem finansowym. Reprezentacja stąd świadczyła o powadze sytuacji.
– Przyszłość kadrowa komendy jest teraz ustabilizowana?
– Ciekawe, że z tym problemem zostałem na końcu sam. Jakoś innych posłów to nie zainteresowało. Dla pracowników cywilnych 2/3 etatów już zabezpieczono. Mundurowi przeniosą się rozkazem tam gdzie zaplanowano ich obecność.
Polityk dążący do wyjaśnienia okoliczności katastrofy smoleńskiej spotka się w piątek z raciborzanami