To nie jest przewodnik, to jest Rzym według Marka
Raciborzanin przywiózł z Włoch tak intensywne wspomnienia, że przelał je na 140 stron książki.
Marek Rapnicki napisał książkę o Rzymie. Znany z poetyckiego zacięcia autor poczuł się pokonany przez Wieczne Miasto i stworzył mieszankę przewodnika, dziennika i gawędy. Rozmawiał z nim Mariusz Weidner
– Czy Pańska nowa książka zatytułowana „Późna miłość” jest rodzajem raportu z podróży?
– Niekoniecznie. Stanowi przede wszystkim spłatę ogromnego długu jaki zaciągnąłem w mieście Rzym. Jej podłożem jest mój tygodniowy pobyt w stolicy Włoch. Byłem w tym kraju już czterokrotnie, w różnych ośrodkach, ale tym razem zatrzymałem się dłużej. Książka wzięła się z tego, że przybyłem, zobaczyłem, a Rzym zwyciężył.
– W czym obraz Rzymu Marka Rapnickiego różni się od tego z popularnych przewodników?
– Nie potrzebuję przewodników, wolę zwiedzać sam. Chodzę własnymi ścieżkami i bazuję na tym, co przeczytałem wcześniej o danym mieście. Dzięki temu mam własny klucz do miasta i udaję się tam gdzie zwykła pielgrzymka nie ma czasu chodzić. To co zobaczyłem i przeżyłem wzbudziło we mnie potrzebę opisania. Zabrałem się do niego zaraz po przejeździe i pracowałem nad książką nieustannie przez 6 tygodni.
– To tak jakby tworzył Pan w amoku. Co sprawiło, że Rzym panem zawładnął i pokonał?
– Poczułem się „zarzymiony” i postanowiłem „zarzymić” innych. Odnalazłem tam pierwociny chrześcijaństwa. To wszystko na co się powołujemy wchodząc do kościołów i modląc się tam. One nadal tam są. Trudno to oddać szybko w prostych słowach. Dowodzę na 140 stronach książki, że Rzym jest stałym wezwaniem i równocześnie wyzwaniem dla Chrześcijanina. W kontekście tego co się dzisiaj dzieje z manierami, morale czy wiarą ten Rzym do nas woła, czegoś żąda. Bo stamtąd przyszła tutaj wiara, to my jesteśmy spadkobiercami rzymian.
– Skupił się pan jedynie na przeżyciach duchowych? Czy czytelnik otrzyma od Pana obraz współczesnej stolicy Włoch?
– Nie pomijam zwykłego uroku tej metropolii, niepozbawionej plebejskich zaułków z trawą, podwórkami co nadaje mu wizerunek pozbawiony takiego zadęcia jakie widać w Wiedniu albo Pradze. Jednak ta podróż była głębsza, bo pojechałem nie tyle jako turysta ale człowiek szukający odpowiedzi na pytania o siebie. Nie lubię kolegialnych wyjazdów, co najwyżej w małej grupie. I szukam wtedy potwierdzenia tego co już wiem albo przekroczenia tej wiedzy. Dopiero teraz Rzym mogłem rzucić na tło innych miast jako największe muzeum Europy i świata, bo miałem porówanie z 50 innymi ośrodkami. Tylko tam można znaleźć zgromadzone w przeciągu 3 tys. lat warstwy historyczne, które wciąż trwają.
– Proszę przybliżyć układ swojej nowej książki.
– Dzieli się ona na 4 rozdziały, a kończy 26 stronami kolorowych zdjęć, autorstwa mojego i żony, które pomagają odnieść się do rzeczy, o jakich piszę. Mógłbym jej nadać tytuł „Rzymski bigos” bo jest skrzyżowaniem dziennika, przewodnika i gawędy oraz zestawu cytatów użytecznych. W sensie mentalnym spotyka się tam wielkich, mądrych ludzi, którzy wcześniej tam byli. Jak Adam Mickiewicz, który stwierdził, że „Rzym jest największą rzeczą w życiu jaka może mu się zdarzyć”. Zawarłem też wiele zdań Marka Aureliusza – największego humanisty wśród cesarzy rzymskich.
– Do jakiego czytelnika adresuje Pan tę pozycję?
– Przede wszystkim do tych, co Rzym już zdążyli polubić. Ktoś kto czytał jej maszynopis zrecenzował książkę słowami „nie o tym co, ale jak”. Podążając w wycieczce od bazyliki do następnej atrakcji można poczuć zmęczenie hałasem, brudem a ja chcę pomóc znaleźć ten inny Rzym i umożliwić podróż mistyczną jaką mi udało się odbyć.
– Prezentując Rzym w ujęciu mistycznym może Pan sobie pozwolić na prognozę jak religia katolicka będzie sobie radzić we współczesnych, niełatwych dlań czasach?
– Każdy dobry chrześcijanin jest rzymianinem bo musi sobie zdać sprawę skąd się wziął. Wiem, że w tym miejscu będzie toczyła się batalia o duszę współczesnego człowieka. To miasto jest wciąż pod działaniem Ducha Świętego i przetrwało wskutek rozwoju naszej religii. Nie tylko słynni architekci i malarze je budowali. Powstało z krwi męczenników, rozrastało się i przetrwało z zaistnienia naszej religii. Nie jestem prorokiem, ale mam wielkiego stracha w perspektywie najbliższych kilkuset lat. Zagrożone jest to na czym jest wiara zbudowana: na nieagresji, prymacie istoty ludzkiej, zachowaniu normalnych kierunków świata.