Coraz wyższe cele raciborskiego trzecioligowca
5 października RKK AZS Racibórz zainauguruje drugi sezon w swojej historii.
Ubiegły, raciborski trzecioligowiec, dzięki dwóm wygranym spotkaniom z Gliwicamim zakończył na przedostatnim miejscu. – To był dla nas wszystkich bardzo trudny czas nauki, który przyniósł wiele wzlotów i upadków – ocenia trener Marcin Parzonka. – Mnóstwo organizacyjnych planów zrealizowaliśmy pomyślnie, jednak – patrząc pod kątem sportowym – nie udało się nam w ubiegłym sezonie stworzyć „drużyny”, a to według mnie jest połowa każdego sukcesu – dopowiada prezes koszykarskiego klubu Arkadiusz Nowacki.
Raciborzanie przez ostatnich kilkadziesiąt lat zdążyli zapomnieć już o koszykarskiej tradycji, którą zapoczątkowała w naszym mieście Stal Racibórz. W ubiegłym roku grupa pasjonatów „kosza”, w większości członków działającej od dziesięciu lat Amatorskiej Ligi Koszykówki tradycję tę postanowiła wskrzesić. Bazując na zawodnikach startujących w amatorskich rozgrywkach stworzono RKK AZS Racibórz, który zgłoszono następnie do gry w trzeciej lidze państwowej. W pierwszym sezonie zespół ligi nie zawojował, ale, jak przyznają osoby związane z klubem, ważniejsze od wyników było zdobycie cennego doświadczenia i przeciwstawienie swoich umiejętności profesjonalnym zespołom.
Amatorzy stają się profesjonalistami
– W ubiegłym sezonie graliśmy bez presji na wynik. To był dla nas wszystkich przede wszystkim rok intensywnej nauki. Nasi zawodnicy, mający doświadczenie głównie amatorskie, musieli odnaleźć się w świecie profesjonalnej koszykówki – mówi Marcin Parzonka. – Na pewno przeżyliśmy wiele przykrych, ale i pozytywnych momentów, z każdego z nich wynosząc odpowiednie wnioski na przyszłość – dodaje szkoleniowiec. Ubiegły rok był nie tylko wielkim wyzwaniem dla zespołu, ale także dla zarządu klubu. – Zanim przystąpiliśmy do tworzenia RKK AZS Racibórz miałem spore wątpliwości czy to w ogóle może się udać, ale gdy wzięliśmy się do żmudnej i ciężkiej pracy, wszystkie złe myśli momentalnie zniknęły. Chcieliśmy stworzyć coś stałego, coś co się po pierwszy, sezonie nie rozpadnie i uważam, że w jakimś stopniu udało nam się to osiągnąć – przyznaje prezes Arkadiusz Nowacki. Powstanie klubu nie byłoby możliwe, gdyby nie kadrowy potencjał Brooklyn Basket Ligi. – Pierwszy sezon rozegraliśmy zawodnikami z amatorskiej ligi utworzonej kilka lat temu w Raciborzu. Myślę, że gdyby jej nie było, nikt nie miałby na tyle odwagi, aby rzucić się z motyką na słońce. W ciągu kilku sezonów, przez BBL przewinęło się mnóstwo utalentowanych graczy, którzy jak widać potrafią stworzyć zawodowy zespół – mówi Nowacki. Trener Parzonka przyznaje, że graczy RKK w pełni profesjonalistami jeszcze by nie nazwał – Oczywiście dzięki rozegraniu nawet tego jednego sezonu, do pewnych rzeczy podchodzimy profesjonalniej, ale to dopiero rok – zaznacza szkoleniowiec. – W innych trzecioligowych zespołach grają zawodnicy z kilku lub nawet kilkunastoletnim doświadczeniem ligowym. Mimo tego, że nasi koszykarze posiadają duże umiejętności, musimy gonić czas. Z tego powodu trenujemy pięć razy w tygodniu oraz poznajemy wiele elementów taktycznych, na które na poziomie amatorskim nie zwraca się zbytnio uwagi, ale już na tym profesjonalnym, jak najbardziej. Do zawodowstwa nam więc daleko, ale progres jest dostrzegalny, szczególnie gdy porównamy zachowanie na boisku graczy, którzy jeden sezon mają już za sobą, z tymi młodymi, którzy dopiero nasze szeregi zasilili – dodaje Parzonka. Podobnie jak Arkadiusz Nowacki, przyznaje, że największą sportową porażką ubiegłego sezonu było to, że nie udało się stworzyć „drużyny”. – To prawda, że tego spójnego zespołu, o którym mówiliśmy przed sezonem, nie udało nam się do końca zbudować, chociaż w jakiejś części cel osiągnęliśmy, ponieważ wielu chłopaków z nami zostało – mówi Parzonka. – W okresie przygotowawczym do nadchodzącego sezonu zauważyłem, że powoli ten team zaczyna się rodzić. W drużynę wstąpił duch, a między zawodnikami wyczuwa się coraz większą „chemię”. Obyśmy jej nie stracili, bo według mnie jest ona bardzo ważnym czynnikiem każdego sukcesu – stwierdza prezes. – Dostrzegam także większą ambicję i mobilizację w zespole, co jest być może skutkiem pewnych obostrzeń i wymagań, które zarząd klubu wprowadził – dodaje Nowacki.
Stawiają na młodzież
Jedną z największych bolączek RKK AZS Racibórz będzie utrata kilku, decydujących o sile zespołu zawodników. Drużynę opuścili między innymi Emil Szwed, Marek Szalc, Dawid Kampka oraz Grzegorz Fuchs. – Najbardziej żal nam straty Emila, który kreował naszą grę i w wielu sytuacjach potrafił zmobilizować chłopaków – mówi ze smutkiem Parzonka. – Problem rozegrania może więc być, ale wcale nie musi, największym naszym problemem. Mówię nie musi, ponieważ posiadamy na tej pozycji trzech dobrych graczy, w tym Adama Zwierzynę, który ma potencjał, aby tym rozegraniem kierować. Na skrzydłach, mimo osłabień jesteśmy w stanie sobie poradzić, z kolei dzięki sprowadzeniu ponaddwumetrowych koszykarzy powinniśmy polepszyć grę pod koszem, która w zeszłym sezonie była naszym największym mankamentem – dodaje trener. Wielkim atutem staje się w przypadku odejścia któregoś z graczy posiadanie ich, czasem o wiele młodszych zmienników, którzy z marszu mogą wzmocnić zespół. Raciborski trzecioligowiec na tego typu rozwiązania nie pozostaje obojętny i od września tego roku przy pomocy trenerskiej Arkadiusza Galdi i Piotra Michalaka miał możliwość powołania do gry RKK AZS Jedynka, czyli zespołu juniorkiego U18 oraz dzięki inicjatywie wiceprezydent Ludmiły Nowackiej utworzył w Gimnazjum nr 1 pierwszą w naszym mieście klasę sportową o profilu koszykarskim. – Mamy bardzo zdolnych młodych ludzi i aż żal byłoby nie wykorzystać ich talentu. Strategią klubu do początku jest gra przede wszystkim wychowankami. Oczywiście z czasem będziemy musieli sprowadzić kilku zawodników, ale będą to pojedyncze transfery na wskazane pozycje. Nie chcemy robić armii zaciężnej, lecz od najmłodszych lat szkolić naszych, raciborskich zawodników – tłumaczy prezes Nowacki. – Program szkolenia młodzieży to może jeszcze za duże słowo, ale na pewno będziemy starać się stworzyć na bazie seniorskiej ekipy ścieżkę szkolenia najmłodszych. Może w tej chwili idziemy tak od góry do dołu, bo utworzyliśmy klasę w gimnazjum i zespół juniorów, ale za dwa – trzy lata z pewnością to spektrum będziemy chcieli poszerzyć także na klasy szkoły podstawowej – informuje Marcin Parzonka.
Raciborska twierdza
O tym, że raciborzanie stęsknili się za profesjonalną koszykówką świadczy frekwencja na trybunach. – Na każdym spotkaniu dopingowało nas kilkaset osób, co nie umknęło uwadze nawet przedstawicielom okręgowego związku koszykówki – przyznaje Parzonka. – Gdy przyjeżdżają do nas inne ekipy, pierwszą rzeczą jaka ich pozytywnie zaskakuje jest wypełniona po brzegi trybuna. Z tego co dostrzegłem w innych miastach, na mecze trzeciej ligi przychodzi garstka najwierniejszych fanów miejscowego zespołu. Myślę, że u nas liczba osób chcących obejrzeć koszykarskie widowisko będzie wzrastać, chociaż zapewne będzie ona zależna od jakości gry i wyników drużyny – zaznacza Nowacki. Te, jak zapewnia Marcin Parzonka, mogą być z każdym meczem tylko lepsze. – Drugi sezon jest chyba odpowiedni na to, aby postawić sobie o wiele wyższe cele. Nie mówię tutaj o awansie, bo musimy mierzyć siły na zamiary, ale takim moim prywatnym sukcesem byłoby zakończenie sezonu w pierwszej „ósemce”, czyli dwie lokaty wyżej niż w tamtym roku – nie kryje szkoleniowiec, zaznaczając od razu, że wbrew pozorom nie będzie to zadanie z gatunku łatwych. – III liga ma to do siebie, że tutaj nie można z pewnością założyć, że na przykład ekipa, która w ubiegłym sezonie była ostatnia, w tym nie będzie pierwsza. Ruchy kadrowe oraz łączenia klubów powodują, że poziom wielu drużyn w jednej chwili może się drastycznie podnieść, ale my obiecujemy, że tanio skóry nie sprzedamy – zapewnia Parzonka. Podobnego zdania co do trzecioligowych prognoz jest prezes Nowacki. – Liga będzie w tym roku bardzo mocna, dlatego nie stawiamy sobie wygórowanych wymagań. Chcemy być po prostu lepsi niż do tej pory, albo chociaż zbudować na tyle mocny zespół, aby nie przegrywać tak wysoko jak to miało miejsce w ubiegłym sezonie – mówi pan Arek i dodaje: – Jako sukces uznałbym zakończenie rozgrywek na którymś z środkowych miejsc tabeli – dodaje. – Tak pół żartem pół serio bylibyśmy szczęśliwi gdybyśmy zrobili z Raciborza twierdzę – dorzuca z uśmiechem Marcin Parzonka.
Wojciech Kowalczyk