Ostatni przystanek przed poprawczakiem
Rudy. Gdy Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy powstawał w miejscowości znanej jako miejsce pielgrzymek do sanktuarium, okoliczni się burzyli, że sprowadzają im chuliganów do wsi. Niepokoje minęły gdy okazało się, że nie taki diabeł straszny. Jacy są wychowankowie ośrodka i dlaczego trafiają do Rud by nie pójść do poprawczaka opisuje Adrian Czarnota. Jego przewodniczką po MOW-ie była dyrektor Halina Wyjadłowska (na zdjęciu).
Święci tu nie trafiają
Czy można marzyć o umieszczeniu w ośrodku wychowawczym? Tak, jeśli w perspektywie ma się poprawczak. W Rudach przebywa kilkadziesiąt takich osób, którym sąd dał ostatnią szansę.
Czujne oko dyrektora
W rogu gabinetu Haliny Wyjadłowskiej stoi niewielki telewizor. Kiedy co jakiś czas urządzenie obok wydaje ostrzegawczy pisk, dyrektorka odwraca w kierunku ekranu głowę. Na ekranie widok raczej nudny. Korytarze, schody, sale. Pisk ten oznacza, że czujnik wykrył w którymś sektorze ruch. – Mam podgląd na ośrodek. Dzięki temu wiem, co się dzieje. Płotów wysokich nie ma a brama ciągle otwarta. Najwyższe zabezpieczenia przeskoczą – mówi dyrektorka Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego w Rudach.
Kraty na skraju parku
Rudzki ośrodek położony jest jest nieopodal skansenu kolejki wąskotorowej. Gdyby nie fakt, że na zieleń za oknem trzeba spoglądać przez kraty, można by odnieść wrażenie, że jest się w normalnej szkole. No i uczniowie niezwyczajni. – Kradzieże, napady, pobicia – wylicza jednym tchem dyrektorka. – Każdy z tych młodych ludzi trafia tu już z bogatą kartoteką kryminalną. To ostatni przystanek przed zakładem poprawczym i zarazem ostatnia szansa. U nas może nadrobić szkolne zaległości, zdobyć zawód i opuścić ośrodek z „czystą kartą”. Po poprawczaku zostaje wpis i taki człowiek już jest naznaczony. Nasz ośrodek może skończyć jak normalną szkołę – tłumaczy.
Nieuchronność kary
Zapanowanie nad zbuntowanymi młodymi ludźmi nie jest łatwe. Kiedy w 2008 tworzono ośrodek, Halinę Wyjadłowską ściągnięto z emerytury. Miała doświadczenie i posłuch wśród uczniów, bo wcześniej prowadziła ośrodek w Kuźni Raciborskiej z młodszymi dziećmi. Na terenie ośrodka jest 24 godziny na dobę, bo tu mieszka. – To nie jest praca, którą można wykonywać do określonej godziny i mieć spokój. Każdy z naszych wychowanków, to skomplikowana historia, która go zaprowadziła za kraty. Każdy ma więc indywidualny tok nauczania stworzony wyłącznie dla niego. Są jednak jasne zasady, których przekraczać nie można – zastrzega dyrektor. Jeśli sąd widzi szansę dla nastolatka, który popadł w konflikt z prawem, zamiast do schroniska czy zakładu poprawczego kieruje go do ośrodka, takiego jak ten w Rudach. Bywały przypadki, że ktoś już czekał w schronisku na przydzielenie do poprawczaka, ale „cofano” go do MOW-u. Wiele z takich osób wykorzystało szansę. – Są również przypadki, kiedy ktoś nadal łamie prawo i trafia od nas do zakładu poprawczego. Czasem serce się kraje, ale musimy poinformować odpowiednie instytucje. Obserwują nas i nasze reakcje pozostali wychowankowie. Kluczowa jest właśnie ta konsekwencja, bez niej nasi wychowankowie robiliby z nami co by chcieli – mówi szefowa ośrodka.
Razem jest łatwiej
Dzwonek. Przerwa w lekcjach zastaje nas na korytarzu. Jak w normalnej szkole. Część śpieszy się na lekcje, inni rozmawiają, tworzą się grupki. – Dzień dobry pani dyrektor! – Rzuca krótko ostrzyżony młodzieniec. – Dzień dobry z rękami w kieszeniach? – pyta surowo dyrektorka. – Dopiero włożyłem – odpowiada zmieszany. Halina Wyjadłowska każdego z chłopców zna z imienia. Zna również jego historię i sytuację w rodzinie, w której się wychował. – Wie pan, największe szanse aby wyprostować takiego człowieka i skierować go na odpowiednie tory, mamy wówczas, gdy działamy wspólnymi siłami razem z rodziną. Dla jednych rodziców jesteśmy sprzymierzeńcami, a dla innych wrogami, którzy krzywdzą ich niewinne dzieci. Nie ma reguły. Trafiają do nas dzieci z całej Polski, zarówno z marginesu jak i z tak zwanych dobrych rodzin – mówi dyrektorka.
Wszystko można nadrobić
Gdy do grupy trafia nowa osoba, najczęściej próbuje pokazać swoją dominację, że nie jest „frajerem”. Sytuacja dodatkowo się komplikuje, kiedy 17-latek musi iść z powodu zaległości do pierwszej klasy gimnazjum, ale i na tę różnicę wieku znaleziono sposób. Jeśli ktoś do tej pory się nie przykładał do nauki, w Rudach może nadrobić zaległości i zaliczyć w ciągu jednego roku dwie klasy. Musi tylko opanować materiał. W Rudach funkcjonuje gimnazjum i szkoła zawodowa. Przebywa tu kilkudziesięciu wychowanków – tylko chłopcy. To szkoła specjalna, bo i metody są specjalne. – Jeden z uczniów ma już 18 lat i sąd uznał, że nie musi już przebywać w ośrodku. Zwrócił się do mnie jednak z prośbą o możliwość pozostania i zdobycia zawodu. Podpisaliśmy kontrakt i na razie się z niego wywiązuje – mówi dyrektorka.
Wiedzą co ich czeka
Kiedy w Rudach powstawał ośrodek, mieszkańcy mieli obawy. „Boimy się kryminalistów” krzyczały jedynki lokalnych gazet. Lata mijają a dramatycznych zdarzeń w Rudach nie ma. Brama do ośrodka przez cały dzień jest otwarta, po placu chodzą uczniowie, których nikt pod kluczem nie trzyma. – Po co mają uciekać? Żeby trafić do poprawczaka, gdzie już żartów nie ma? Nie czarujmy się, święci tu nie trafiają. Jak ktoś chce uciec to i najwyższy mur przeskoczy. Takie ucieczki się zdarzają i będą się zdarzać. My musimy sprawić, aby było ich jak najmniej. To naprawdę wspaniali ludzie, którym pokomplikowało się życie. Mają swoje pasje i talenty, ale i urazy i kompleksy. Często dopiero u nas po raz pierwszy się przed kimś otwierają – mówi dyrektorka, spoglądając na ekran.
Adrian Czarnota