Z Lolkiem graliśmy szmacianką
W tym roku 13 października obchodziliśmy w Polsce kolejny Dzień Papieski, na pamiątkę rozpoczęcia pontyfikatu Jana Pawła II. Z tej okazji odwiedziliśmy dom państwa Piechów w rybnickich Stodołach, gdzie kilkakrotnie bywał młody ks. Wojtyła.
Ta historia rozpoczyna się w roku 1947. Po wojnie Stodoły zostały włączone do Polski. Wtedy na tereny odzyskane przybywali polscy nauczyciele, aby uczyć dzieci po polsku. Tak było też w Stodołach, gdzie w 1947 roku przyjechała do pracy nauczycielka Stefania Wojtyła z Wadowic. Była kierownikiem szkoły do 1951 roku. W 1948 roku, rok po przyjeździe nauczycielki do Stodół, odwiedził ją jej bratanek Karol, dwa lata po święceniach kapłańskich. – Stefania Wojtyła zajmowała tylko mały pokój, więc nie miała gdzie przenocować swojego bratanka. Powiedziała o tym mojej mamie, prosząc jednocześnie o gościnę. Moja mama początkowo nie chciała się zgodzić, jednak gdy dowiedziała się, że jest to młody ksiądz, od razu przygotowała najlepszy pokój w domu. Lolek, bo tak nazywała go jego ciotka, przyszedł piechotą z rybnickiego dworca PKP z plecakiem – wspomina Grzegorz Piecha, pokazując swoje świadectwo szkolne z podpisem kierowniczki szkoły „St. Wojtyła”. Kiedy komunistyczne władze dowiedziały się o tym, że w rodzinie kierowniczki jest ksiądz, zdegradowały ją do funkcji nauczycielki.
Wędrował po lasach
Młody ks. Karol Wojtyła odwiedzał Stodoły dwa lub trzy razy. – Teraz już nie pamiętam. Zawsze jednak bywał tu przez ok. dwa tygodnie. Podczas pobytu spacerował po okolicy, po naszych lasach. Wędrował do Rud, medytował i modlił się. Kiedy wracał na nocleg, graliśmy razem szmacianką. Jako że mój ojciec nie wrócił z wojny, mieliśmy tylko mamę. Kiedy przyjeżdżał ksiądz Karol, był dla mnie i mojego brata trochę jak ojciec. Czasem podglądaliśmy go przez drzwi do jego pokoju, jak modlił się leżąc krzyżem na ziemi. Mama wtedy mówiła nam, że mamy brać przykład, bo nam nawet na klęczkach nie chciało się odmawiać pacierza wieczorem. Naszemu gościowi z rodziny pozostała natomiast tylko ciotka, która uczyła nas w szkole – mówi pan Grzegorz, który wtedy miał 8 lat.
Pobłogosławił wodę
Piechowie mieli gospodarstwo, z którego żyli. Stefania Wojtyła przychodziła do nich często po mleko czy chleb, wypiekany w domu. Kiedy ks. Wojtyła przebywał w Stodołach ostatni raz, wieś nawiedziła powódź. Ruda wylała, a woda podchodziła pod drzwi domostwa. Uprawy zostały zalane, nad wodę wystawały tylko kłosy zbóż. Rodzina była pewna, że czeka ich ciężki okres, bo nie zbiorą dobrego plonu. – Pamiętam, że kiedy Lolek wyjeżdżał do Krakowa, stanął przed domem i pobłogosławił nas oraz tę wodę. Następnego dnia rzeka wróciła do swojego koryta i wyszło słońce, a później zebraliśmy z pola plony dwa razy większe niż zwykle. Moja mama uznała to za cud i opowiedziała o tym siostrom zakonnym w Raciborzu. Te z kolei poinformowały o tym media. Mam te gazety. Kiedy zbierano informacje o cudach papieża Polaka, przekazałem kopie tych artykułów. Teraz cieszymy się informacją, że Lolek w kwietniu przyszłego roku zostanie kanonizowany – zapewnia Piecha. Stefania Wojtyła pozostała w Stodołach do 1958 roku, po czym wyjechała do Krakowa. Przy domu, w którym przebywał ks. Wojtyła postawiono pamiątkową tablicę i krzyż. Co roku m.in. w rocznicę śmierci Jana Pawła II odbywa się tutaj krótkie nabożeństwo.
Szymon Kamczyk