Pijany strzelał do ludzi
Na trzy miesiące Sąd Rejonowy w Raciborzu aresztował 34-letniego sprawcę strzelaniny na ulicy Żółkiewskiego w Raciborzu. Mężczyźnie grozi kara nawet dożywotniego pozbawienia wolności.
Mężczyzna, który w nocy z 1 na 2 listopada otworzył ogień do grupy osób pod pawilonem przy ulicy Żółkiewskiego i ranił 27-letniego raciborzanina, usłyszał dwa zarzuty. Pierwszy i najpoważniejszy zarzut dotyczy usiłowania zabójstwa. Drugi to zarzut nielegalnego posiadania broni. – Przyjęliśmy, że sprawca używał broni ostrej o czym świadczą znalezione na miejscu łuski kalibru 9 milimetrów. Niestety, samej broni nie udało się odnaleźć – mówi nam prokurator Danuta Kozakiewicz, szefowa Prokuratury Rejonowej w Raciborzu. Broń bez wątpienia była typu ostrego. Policji w poszukiwaniach pomagali strażacy. – Trwają czynności operacyjne i przeszukania. Z racji braku broni musieliśmy przyjąć, na ten moment, że sprawca strzelał z pistoletu nieustalonej marki – mówi prokurator. Sprawca zbiegł z miejsca zdarzenia, ale został szybko ujęty dzięki monitoringowi. Policja ustala co było powodem furii napastnika. – Musimy przesłuchać sporą grupę osób. Przed nami sporo pracy – przyznaje prokurator.
34-latkowi grozi nawet kara dożywotniego pozbawienia wolności. Dodatkowo będzie odpowiadał w warunkach tzw. recydywy, co może się wiązać z surowszym wyrokiem i zaostrzeniem kary. Sąd w takich wypadkach może wymierzyć karę przewidzianą za przypisane sprawcy przestępstwo w wysokości do górnej granicy ustawowego zagrożenia zwiększonego o połowę. Raciborzanin jest już znany policji i był w przeszłości karany. Jak ustaliliśmy, w 2002 roku został skazany prawomocnym wyrokiem sądu za wymuszenie rozbójnicze. Za to odsiadywał karę w zakładzie karnym, jednak został z niego warunkowo zwolniony. 34-latek przyznał się do stawianych zarzutów. Nie ma stałego zatrudnienia. W ostatnim czasie pracował dorywczo za granicą. Raciborska prokuratura złożyła wniosek o tymczasowe aresztowanie raciborzanina na okres trzech miesięcy. Postrzelony mężczyzna przebywa w szpitalu. Jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Adrian Czarnota