Wstrząsający list wolontariuszy: schronisko jest jak obóz koncentracyjny
W psim azylu nie chcą już pomocy ludzi dobrej woli
Brak poszanowania godności zwierząt, patologiczna sytuacja, skazywanie psów na śmierć głodową – to niektóre z zarzutów, jakie skierowali tamtejsi wolontariusze pod adresem zarządzających schroniskiem. Ta stanowcza postawa spotkała się z równie ostrą reakcją – wolontariuszom wypowiedziano umowy. Publikujemy szokujące zdjęcia ze schroniska, przytaczamy komentarz radnego zaangażowanego w sprawę i stanowisko prezydenta miasta.
Zasługują na lepszy los
Wolontariuszom ze schroniska wręczono wypowiedzenia pozbawiając ich prawa do pracy na rzecz czworonożnych podopiecznych. – Czyżby ktoś miał coś do ukrycia? – zastanawiają się raciborscy wolontariusze, pełni troski o zwierzęta, którymi zajmowali się przez ostatnie trzy miesiące.
Czują, że są niewygodni, bo psują opinię raciborskiego schroniska dostrzegając to, czego nikt wiedzieć nie powinien. – W tym schronisku pies nie może za długo żyć, bo nie można wtenczas na nim zarobić – twierdzą miłośnicy zwierząt oburzeni sposobem traktowania psów i kotów.
Na dowód pokazują zdjęcia. Na jednym pies szuka jedzenia w pustej skrzyni, na innym nieżywy mieszaniec owczarka. Ten pies żył, gdy wolontariuszki wyciągały go z budy. Był pogryziony. W głębokie rany wdało się zakażenie. Bez leczenia nie miał szans na przeżycie, umierał w cierpieniu. Na kolejnym widać dziury na wybiegach kojców. W jednej z nich nawet utopił się mały piesek. Na jeszcze innym zdjęciu śliczne małe szczeniaki. To już historia, bo z kilkorga, które trafiły do schroniska przeżyła tylko jedna adoptowana przez rodzinę suczka.
– Ten chudy pies, któremu można liczyć żebra, po tygodniu naszego karmienia nabrał sił – pokazuje Danuta Miguła rudego czworonoga. Inna wolontariuszka opowiada historię kundelka, który po wyciągnięciu z budy zjadł własną kupę. – Moja Pipi, którą adoptowałam i intensywnie leczyłam, jeszcze długo zjadała własne kupy, pomimo że miskę miała pełną – dodaje wolontariuszka.
– Największym zagrożeniem dla naszych zwierząt są pracownicy schroniska. Nieustannie w ich użyciu jest woda. Z węża napełniają miski, czyszczą kojce nierzadko rozchlapując odchody i zalewając budy, a bywa, że i rozganiają zwierzęta, gdy głodne prześcigają się do jedzenia. Dramatyczne jest to szczególnie, gdy temperatura spada poniżej zera – przytaczają sposoby traktowania psów.
Trudno się dziwić, że wolontariusze w schronisku są niemile widziani, skoro piętnują zło, którego nie chcą dostrzec zarządzający placówką. Gdy w sierpniu przyszli, by pomoc w opiece nad zwierzętami, brakowało środków czystości i porządnej karmy. Martwią się, że lepszą a tylko o 30 groszy droższą, którą zamówiła nowa kierowniczka, dziś znów zastąpiono dotychczasową – czerwoną „cegłą”, po której psy mają biegunki.
– Chcemy założyć w Raciborzu inspektorat Ogólnopolskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami – mówi Krzysztof Bielecki, który wraz z Beata Schrittweiser zdecydował się wziąć udział w szkoleniu zorganizowanym w centrali towarzystwa w Gdyni. Udało mu się również nawiązać kontakty z osobami z TOZ, które działało w Raciborzu przed dziesięcioma laty. – Zrobimy wszystko, aby schronisko, które funkcjonuje w obecnej formie zniknęło – dodaje.
Wolontariusze skarżą się, że w placówce pogwałcone zostały wszystkie zasady, jakie powinna ona spełniać, poczynając od sanitarno-epidemiologicznych, ochrony środowiska, aż po dobrostan zwierząt.
– Nie może być, że prezydent tego nie zauważa. Ustawa o ochronie zwierząt obowiązuje również pana prezydenta, a nie tylko nas ludzi, którzy kochają zwierzęta. On może ich nie kochać, ale musi o nie dbać – mówią wolontariuszki.
– Schronisko powinno funkcjonować według przepisów ustawy o ochronie zwierząt i norm weterynaryjnych obowiązujących dla takiego miejsca. Jeśli nie będzie się ich przestrzegać, nie widzę szans, aby w tej formie mogło być prowadzone. Za niehumanitarne uważa się bowiem głodzenie zwierząt, a także pozostawianie ich bez pielęgnacji i właściwego leczenia – mówi koordynator na rzecz praw zwierząt Jagoda Kopacka, podając jako przykład kociarnię, do której trafiają nawet psy, zwierzęta zdrowe trzymane są wraz z chorymi, a koty na kwarantannie przetrzymywane są w transporterach ustawionych na półkach.
(ewa)
Lenk: wolonatriusze powrócą
O opinię na temat stanowiska opozycjnego rajcy, opublikowanego także jako komentarz w portalu nowiny.pl, zapytaliśmy Mirosław Lenka prezydenta Raciborza. Ten odparł, że docenia starania Wacławczyka o poprawę sytuacji w schronisku i czeka na jego wizytę w placówce, a nawet pracę na jego rzecz. – Panu radnemu coś musiało się pomylić. Zestawienie osób nagrodzonych za swoje wieloletnie zaangażowanie w bezinteresowaną działalność dla innych z problemami jakie mają od pewnego czasu miejsce w schronisku jest po prostu nie na miejscu – uważa włodarz miasta.
Odniósł się on także do zakończenia współpracy między schroniskiem a wolontariuszami. – Samorząd i jego jednostki muszą przestrzegać obowiązującego prawa. Aktualne przepisy nie pozwalają na współdziałanie placówki z wolontariuszami w sposób, w jaki odbywało się to dotychczas. To był błąd i teraz go naprawiono. Nie oznacza to, że w schronisku nie będzie w ogóle wolontariuszy. Spotykam się z nimi i rozmawiam. Chcę by zbudowano właściwe relacje w tym zakresie. Prowadzące schronisko PK może zawrzeć umowę ze stowarzyszeniem lub organizacją, które będą „firmowały” wolontariuszy. Z pojedynczymi osobami, którym nie odmawiam dobrych chęci, niestety schronisko nie może współpracować, bo tego zabraniają przepisy. Zarówno te, które regulują działalność spółek jak i te, które określają zasady wolontariatu. Kto neguje ten stan rzeczy po prostu nie szanuje prawa, a tego oczekiwałbym po członku rady miasta – komentuje Mirosław Lenk.
Podkreśla też, że potrzebny jest odpowiedni model współpracy wolontariuszy z załogą schroniska, bo na tym polu dochodziło na ul. Komunalnej do wielu nieporozumień. – Wolontariusz powinien wspomagać zamiast wchodzić w konflikt z zatrudnionymi na miejscu ludźmi – twierdzi prezydent.
Dawid Wacławczyk, radny miejski pilotujący sprawę schroniska
W ostatni czwartek, 5 grudnia, w Raciborzu odbywały się obchody Międzynarodowego Dnia Wolontariatu. Nie wiem czy z tej okazji, ale wiem, że dokładnie w tym dniu, wszyscy wolontariusze schroniska dla bezdomnych zwierząt w Raciborzu prowadzonego przez PK (czyli spółkę miejską nadzorowaną bezpośrednio przez Prezydenta Raciborza) dostali wypowiedzenie swoich umów wolontariatu dla schroniska.
Dodam od siebie, że grupa ta, licząca kilkanaście osób stanowi jedną z najlepiej zorganizowanych ekip działających charytatywnie w Raciborzu. Po latach, gdy w schronisku nie działał wolontariat, ani też nikt niespecjalnie interesował się jego losem, udało się zebrać bezcenny kapitał jakim jest liczna grupa osób chcących działać w pozytywnym celu, gotowa poświęcać swój czas i pieniądze, realnie zainteresowana losem zwierząt, które do schroniska trafiają. Osób, które przychodziły karmić zwierzęta, organizowały własną karmę (lepszą niż ta, którą oferuje schronisko), z sukcesami prowadziły adopcję zwierząt szukając im nowych domów.
Oficjalny powód wypowiedzeń – kwestie formalne, które o dziwo nie były przeszkodą w ostatnich miesiącach, ani nie są nią w kilkudziesięciu innych komunalnych schroniskach w Polsce. Nieoficjalnie wiadomo, że wolontariusze schroniskowi są zbędni, bo są świadkami tego co w schronisku się dzieje, bo przeszkadzają, patrzą na ręce, pytają gdzie podziały się psy, za które nie ma wystawionych KP, że mimowolnie kontrolują, widzą nieprawidłowości i co najgorsze – głośno o nich mówią. Także mediom, radnym miejskim prezesowi Przedsiębiorstwa Komunalnego i Prezydentowi Miasta. Oczekują, że zwierzęta będą leczone, co kosztuje. Nie przymykają oczu, gdy zwierzętom dzieje się źle.
Dyplomatyczne posłanie wolontariuszy na drzewo to strzał do własnej bramki. To marnowanie bezcennego kapitału społecznego i promocja wizerunku miasta, w którym aktywni obywatele są niepotrzebni, zbędni, niechciani. Władza wie lepiej i poradzi sobie sama. To także strzał we własną stopę, bo gdy spotykam grupę tych ludzi, to wiem, że nie spoczną w swojej misji. Wrócą z inspektorami z innych miast, będą asystować w kontrolach społecznych. Tyle, że będzie się to odbywać w towarzystwie kamer ogólnopolskich stacji telewizyjnych, dzięki czemu Racibórz znów zyska złą sławę, dzięki swoim niechlubnym grzechom. Uciszanie niepokornych i ich zastraszanie nigdy nie przynosi trwałego efektu. Coś o tym wiem. Prezydent pewnie znowu będzie nas przekonywać, że ktoś obcy, szukający sensacji robi nam krzywdę. I tak jak na ostatniej sesji – zamiast odnosić się do problemów merytorycznych, będzie starał się oczernić tych, którzy o tych problemach mówią. Ostatnio okłamał nas – radnych i mieszkańców Raciborza, powtarzając kłamliwą informację o tym, że wolontariusze są podzieleni i zdarzały się między nimi bójki na terenie schroniska. Sytuacja taka nigdy nie miała miejsca. To potwarz nie mająca oparcia w faktach.