Sąd go skazał, bo podpis był niewyraźny
27 stycznia Sąd Okręgowy w Gliwicach rozpatrzy sprawę Wojciecha K., pracownika katowickiej firmy, który zdaniem raciborskiego sądu dopuścił się fałszerstwa. Mężczyzna został skazany, bo jego charakter pisma jest najbardziej zbliżony do podrobionego podpisu.
Sprawa, która w lipcu ubiegłego roku trafiła do raciborskiego sądu zakończyła się nieprawomocnym wyrokiem. Teraz, po wniesieniu apelacji zajmą się nią sędziowie z rybnickiego wydziału Sadu Okręgowego w Gliwicach. Wojciech K. to 29-letni pracownik firmy działającej w branży budowlanej. Został oskarżony o podrabianie podpisów i pomoc w załatwianiu pracy dla obcokrajowców zza wschodniej granicy. Jak twierdzi, nigdy z takimi osobami nie miał kontaktu. Sąd jednak nie dał mu wiary.
Jeszcze w kwietniu 2012 roku do drzwi firmy zapukali funkcjonariusze ówczesnego Śląskiego Oddziału Straży Granicznej w Raciborzu. – Zapytali czy zatrudniamy w naszej firmie obcokrajowców, lub czy się staramy o ich zatrudnienie. Powiedzieliśmy zgodnie z prawdą, że nigdy takie osoby u nas nie pracowały, ani że nie zamierzamy takich osób przyjmować – wspomina Wojciech K. Wkrótce mężczyzna został wezwany na przesłuchanie do raciborskiej komendy straży granicznej. Najpierw jako świadek, potem jako podejrzany. Chodziło o podrobione zezwolenia na pracę Rufata S., Rustama H. i Sanjara R. – cudzoziemców ze Wschodu. – Pierwszy raz usłyszałem te imiona. Byłem w szoku – wspomina Wojciech K. Pozwolenia miały zostać rzekomo wydane przez Wojewodę Śląskiego na wniosek firmy, w której pracuje Wojciech K. Następnie te nieautentyczne pozwolenia zostały użyte jako załączniki do wniosków o wydanie wizy. Straż Graniczna bardzo wnikliwie przygląda się takim wnioskom. Tak zrobiono i tym razem.
Szybko okazało się, że pozwolenia zostały podrobione. Dokumenty zostały wysłane z sekretariatu, gdzie pracuje Wojciech K. Na nich znajduje się podrobiona pieczęć urzędnika urzędu wojewódzkiego i podpis pracownicy firmy. Do faksu w sekretariacie miało dostęp więcej osób, jednak grafolog wskazał właśnie Wojciecha K. jako tego, którego charakter pisma jest najbardziej zbliżony do pisma na sfałszowanym dokumencie. – Jedynym dowodem jest kopia dokumentu. Wydało mi się całkiem logiczne, iż skazanie kogoś na podstawie kopii, którą przecież każdy może wielokrotnie spreparować, zmienić i przerobić, jest czymś po prostu nie do pomyślenia – mówi Wojciech K.
Również sąd w uzasadnieniu wyroku wskazał, że biegli natrafili na ograniczenia. Parafka jest zbyt prosta do analizy i mógł ją nakreślić niemal każdy. – Co do podpisu K. Bylica (pracownica – przyp. Red) stwierdzono w ekspertyzie, że prawdopodobnie zostały nakreślone przez Wojciecha (…), przy czym prawdopodobieństwo to wynika z ograniczeń badawczych związanych z faktem, że przedmiotowy materiał dowodowy został przekazany w formie kopii – czytamy w uzasadnieniu. Czy więc Wojciech K. poniesie karę tylko dlatego, że miał dostęp do faksu w sekretariacie i jego charakter pisma jest najbardziej zbliżony do podrobionego podpisu? Na to pytanie jeszcze w tym miesiący będzie musiał odpowiedzieć sąd okręgowy. – Jestem pewny, iż szajka, która zajmuje się zawodowo podrabianiem dokumentów z pozwoleniem o pracę dla osób zza wschodniej granicy istnieje. I bez problemu mogła mieć dostęp do mojego podpisu, czy też charakteru pisma, gdyż na co dzień podpisuję dziesiątki dokumentów, przyjmuję klientów, podpisuję z nimi umowy o budowę domu, i nie tylko. Moje dane kontaktowe są dostępne na stronie internetowej naszej firmy. Tylko dlaczego nikt nie zadał sobie trudu, aby osoby odpowiedzialne za tę sprawę znaleźć? – pyta nieprawomocnie skazany jeszcze mężczyzna.
(acz)