Agronowiny: Mucha na śniadanie
Nikogo dziś nie dziwi, że zwierzęta jedzą rośliny. Jeśli jednak jest na odwrót to do tego faktu podchodzimy już z pewną dozą ostrożności.
– Proszę się nie bać, one nie są trujące, nawet gdyby zwierzę je zjadło to też nic się nie stanie – mówi wystawca. Pani, która właśnie zakupiła małą rosiczkę nie ma odwagi by wziąć ją do ręki. – To może pan mi ją zapakuje, bo jakoś nie mam odwagi – tłumaczy. Mateusz Bielecki – właściciel Specjalistycznego Gospodarstwa Ogrodniczego „Carnisana”, podczas jarmarku na Zamku Piastowskim, z mięsożernymi roślinami próbuje oswoić mieszkańców Raciborszczyzny. Jedni przychodzą popatrzeć, inni zasięgnąć informacji, są i tacy, którzy mają nadzieję, że przy ich pomocy pozbędą się problemu z komarami. Okazuje się, że sprawa nie jest prosta. – Ich feromony działają głównie na muchy. Jeśli w pobliżu znajdzie się komar, to też zostanie złapany, ale nie będzie to zbyt skuteczna metoda – wyjaśnia pan Mateusz. Do Raciborza przywozi zaledwie namiastkę tego, co na co dzień hoduje. Kapturnice, muchołówki, tłustosze, darlingtonie czy rosiczki pochodzą głównie z Ameryki Północnej i Afryki. W warunkach polskich niektóre z nich mogą być jednak z powodzeniem hodowane na zewnątrz. – Nasz klimat dobrze znoszą na przykład kapturnice, które pochodzą z Ameryki Północnej. Wystarczy stworzyć imitację ich naturalnego środowiska, czyli tzw. torfowisko. Wtedy mogą być uprawiane w ogrodzie przez cały rok – mówi hodowca. Skąd wzięła się ich owadożerność? – W prawdziwych warunkach żyją na tak jałowych ziemiach, że muszą sobie pomagać w dostarczaniu substancji odżywczych poprzez łapanie owadów. Robią to produkując feromony, niewyczuwalne dla ludzkiego nosa, które je wabią, jak również atrakcyjną barwą pułapek. Gdy taki owad znajdzie się w pobliżu rośliny, zostanie schwytany i pochłonięty – tłumaczy pan Mateusz.
Nie wszystkie rośliny mięsożerne nadają się do domowej hodowli. Jest wiele gatunków rosiczek, które wymagają wysokich temperatur i są wrażliwe zwłaszcza na ich wahania. Te, które stanowią ozdobę naszych parapetów, na długo mogą pozostawać w niewielkich doniczkach, nawet jeśli wydaje nam się, że powinny być przesadzone do większych. W naturalnych warunkach rosną na podmokłych glebach, dlatego nie wytwarzają zbyt okazałego systemu korzeniowego. Ważne jednak, by rozwijały się w odpowiednim środowisku. – Dzbaneczniki potrzebują na przykład mieszanki mchu sphagnum, wymieszanego z torfem, perlitem, włóknem kokosowym i innymi składnikami mineralnymi – mówi hodowca i dodaje, że gotowe mieszanki, odpowiednie dla konkretnych roślin najlepiej zamawiać bezpośrednio w specjalistycznych gospodarstwach ogrodniczych.
W laboratorium in vitro w Sosnowcu hodowca mnoży sprowadzane z Afryki i Ameryki rośliny. Trafiają one następnie do szklarni w Chełmie Śląskim, w których dorastają. – Lubię tłustosze, bo szybko się mnożą – tłumaczy pan Mateusz i opowiada o początkach niezwykłego hobby, które stało się w końcu pomysłem na życie. – Już w czasach gimnazjum razem z kolegą Albertem Janotą zaczęliśmy hodować takie nietypowe, egzotyczne rośliny. Jego rodzina od pokoleń zajmowała się ogrodnictwem, a ja zawsze o tym marzyłem. Zacząłem od kapturnic, choć moją pierwszą zakupioną rośliną była muchołówka, a kolega zajął się rosiczkami. Teraz się wzajemnie uzupełniamy – mówi Mateusz Bielecki. Spełnieniem jego marzeń byłby wyjazd na Sumatrę, gdzie jako hodowca i student weterynarii mógłby obserwować i ciekawe rośliny i zwierzęta.
OK