Porządek musi być
Antoniego Klimę poznałam w 1992 roku, gdy na łamach „Nowin Raciborskich” zaczął redagować popularną rubrykę Zapiski Przechodnia. Wszyscy pamiętają go jednak przede wszystkim jako kolejarza – społecznika, którym nie przestał być nawet na emeryturze.
Dzieciństwo pana Antoniego związane było ze stacją graniczną Sumina, gdzie jego ojciec Wincenty był urzędnikiem kolejowym. Po wojnie wszyscy przenieśli się do Nędzy, a pan Wincenty zaczął pracę w PKP w Raciborzu. Trafiła tam jesienią 1945 roku Wanda Joniak, która wraz z rodziną została repatriowana z Sambora pod Lwowem. Na młodą Wandę, której ojciec i dziadek też byli kolejarzami, od razu zwrócił uwagę pan Antoni rozpoczynający pierwszą, po powrocie z wojny do kraju, pracę na kolei. Wanda (zwana w rodzinie Klimów Ruską) szybko zdecydowała się na Niemca (tak o Antonim mówiło się w rodzinie Wandy). Mimo wielu różnic łączyła ich przecież wspólna miłość do kolei. Pobrali się w 1950 roku i by tradycji stało się zadość, zaraz po ślubie zamieszkali w domu kolejowym przy ul. Pocztowej. Pani Wanda była urzędniczką ekspedycji kolejowej, a pan Antoni najpierw kierownikiem tej ekspedycji, a później zastępcą naczelnika stacji Racibórz. Przez wiele lat działał też w Związku Zawodowym Kolejarzy. Razem z Aleksandrem Orłowskim zakładał znany w Polsce Chór Męski ZZK „Sygnał”. Był też inicjatorem I i II Ogólnopolskiego Festiwalu Chórów Kolejowych, które odbywały się w Raciborzu w 1975 oraz 1978 roku. Ponieważ miał dziennikarską żyłkę, pisał artykuły do gazety kolejarskiej „Sygnały”. Tematykę kolei często podejmował też na łamach „Nowin Raciborskich”.
Ojciec zawsze był bardzo konsekwentny i wytrwały w tym, co robił – opowiada jego syn Piotr Klima. – We Włoszech nadrabiał stracone przez wojnę lata ucząc się w Alessano, w liceum Armii Polskiej na Zachodzie, gdzie zdobył małą maturę. Pamiętam też jak podczas naszych spacerów często siadał nad Odrą z książką w ręku, bo właśnie postanowił zadbać o swoją edukację i zapisał się do liceum ogólnokształcącego dla dorosłych. Z podobną determinacją kończył studia na Akademii Ekonomicznej, a miał już ponad 50 lat – dodaje pan Piotr.
Dla Pana Antoniego nie było rzeczy niemożliwych. W latach sześćdziesiątych wszystkie swoje pomysły wcielać w życie sam. – Niedaleko stawów przeciwpożarowych przy pomocy pracowników kolei postawił szklarnię – opowiada Piotr Klima. – Hodowano w niej kwiaty, które trafiały potem do wazonów na dworcu PKP. Zdobiły kasy, poczekalnie, biura i świetlicę. W tej ostatniej dbał zawsze o świeżą prasę, książki i gry planszowe, które miały umilać czas oczekującym na pociąg. Wszystkie pomieszczenia musiały być czyste i funkcjonalne – dodaje pan Piotr. Pamięta też jak ojciec, często po pracy przechadzał się po peronach i zbierał znalezione na nich śmieci. Za własne pieniądze kupował też dezodoranty i odświeżał nimi kolejowe toalety. Nie bez powodu dworzec w Raciborzu wygrywał liczne konkursy, organizowane przez PKP. W tamtych czasach był rzeczywiście wizytówką naszego miasta. – Pamiętam, że na terenie sieci PKP organizowane było kiedyś pasażerskie lato – akcję mającą na celu poprawę wizerunku i porządku na dworcach. Antek wpadł wtedy na pomysł, by o wpis w księdze skarg i wniosków poprosić księdza Pieczkę. Wziął więc ją pod pachę i poszedł na parafię. Kiedy wrócił, był nie tylko wpis, ale i pieczątka – wspomina Kazimierz Kazuk, naczelnik stacji PKP w Raciborzu.
Pan Antoni dbał o wszystko, co go otacza i takiej dbałości wymagał też od innych. Jako współpracownik „Nowin Raciborskich” często wskazywał na zaniedbania i pilnował, by zostały one usunięte. Do anegdot można już zaliczyć historię zegara na wieży kościoła farnego, który źle wskazywał godzinę. Całą sytuację opisał w „Zapiskach Przechodnia” z 4 marca 1994 roku: „Od pewnego czasu zegar na wieży kościoła farnego znów „stoi” na godzinie 6.07. Wiemy, że to zegar stary i nie chce mu się już „chodzić”, ale myli przechodniów i to bardzo.” Wielokrotnie interweniował też u proboszcza. – Kiedyś podczas mszy w farnym usłyszeliśmy z ambony, że jakiś człowiek prześladuje księdza i wciąż go pyta, kiedy naprawią ten zepsuty zegar – opowiada Hanna Klima, synowa Antoniego. – A teściowi, który był kolejarzem, po prostu w głowie się nie mieściło, że zegar na rynku miasta może wprowadzać w błąd podróżnych – dodaje. Kiedy przechodzę przez rynek i widzę, że zegar chodzi punktualnie, myślę że to kolejna mała sprawa, którą udało się panu Antoniemu doprowadzić do końca. Zmarł 1 maja 1997 roku. Przedtem zdążył jeszcze oddać do redakcji swoje ostatnie „Zapiski Przechodnia”.
Katarzyna Gruchot