Piórem naczelnego
Mariusz Weidner, Redaktor naczelny Nowin Raciborskich
Mój wujek zmarł gdy miał 44 lata. Miał raka, odchodził w cierpieniu, do dziś pamiętam jego jęki dochodzące z pokoju gdzie leżał. Miałem wtedy ledwie 8 lat, a obraz wyrył się w pamięci tak trwale. Jego córka odeszła w takim samym wieku, także przegrywając walkę z rakiem. Stałem w te święta nad ich wspólnym grobem, z myślami, które nawiedzają mnie ilekroć tam jestem. Jak potoczyłoby się życie, także moje, gdyby nowotwór oszczędził tę rodzinę. Co by było gdyby było. Mieli przed sobą jeszcze tyle lat do przeżycia. Tak wielu doznań nie zdążyli doświadczyć. On nie przeżył jej ślubu, jej nie dane było ucieszyć go wnukiem. Wielu się żachnie, że przeszłością nie można żyć, bo liczy się tu i teraz. Ale w niedzielę spotkałem znajomego. Człowiek bardzo aktywny w przeszłości, mimo zaawansowanego wieku wciąż mających światły umysł. Niestety, przed rokiem pochował żonę, którą zabił rak. Został sam, wśród czterech ścian mieszkania pustego jak nigdy wcześniej. Bliższa teraźniejszość też nie jest wolna od ponurych barw. Walkę o życie podjęła właśnie młoda, dynamiczna kobieta, którą zawsze stawiałem za wzór witalności. Otoczenie jej kibicuje i wierzy, że wygra. Bo wiara czyni cuda, a w tym przypadku nie liczy się tylko medycyna. Początek listopada nieuchronnie skłania do tych smutnych refleksji. Spacer po cmentarzu, nawet w wyjątkowo ciepłą niedzielę, pozostaje wędrówką wśród wspomnień i żalu wobec utraconych dni, których nie dane było nam przeżyć z bliskimi.