Złote lata ulicy Długiej
Prezentują Katarzyna Gruchot i Bolesław Stachow
Kawiarnia „Tęczowa” – przez podniebienie do serca
Do „Tęczowej” przyjeżdżali goście z całego regionu. Jedni chcieli zobaczyć sławną szklaną podłogę, inni spróbować kultowej kawy mrożonej i kremu sułtańskiego. Do dobrego tonu należało zaproszenie tu gości z zagranicy albo dziewczyny, z którą miało się pierwszą randkę. W ciągu pięćdziesięciu lat istnienia lokal przeżywał wzloty i upadki, ale w sercach wielu raciborzan zawsze będzie miał swoje miejsce.
Bale maskowe z królewskim salcesonem
Kawiarnię „Tęczowa” przy ul. Długiej w Raciborzu spółdzielnia spożywców oddała do użytku w 1958 roku. Jej pierwszym kierownikiem był Rudolf Oczko, który pełnił tę funkcję do 1960 roku. Po nim przyszedł Alojzy Orłowski, który o załodze „Tęczowej” wypowiada się w samych superlatywach. – Miałem szczęście do dobrych ludzi. Eryk Modlich, który skończył przedwojenną szkołę kelnerską dał nam pomysł na kolorowe likiery, które zrobiły prawdziwą furorę – opowiada szef kawiarni i z pamięci cytuje przepis: do literatki nalewało się najpierw żółty Smakosz Jajowy (ajerkoniak), potem czerwoną wódkę Mandarin Dżin, zielony alaż i na końcu białą wódkę czystą. Powstawał wtedy kolorowy drink w pasy. Nowością w tamtych czasach były również płonące lody, które serwowano zazwyczaj podczas wieczornych imprez w odpowiedniej oprawie świetlnej i muzycznej.
Ponieważ sobotnie i niedzielne dancingi przyciągały do „Tęczowej” rzesze raciborzan, PSS Społem zatrudniło do prowadzenia działalności rozrywkowej zespół muzyczny, w którym grali trębacz Abrahamczyk, pianista Groborz i klarnecista oraz saksofonista Jerzy Marchwica. Goście bawili się na szklanym, podświetlanym parkiecie, który był pozostałością po czasach przedwojennych. Podczas karnawału organizowano tu huczne bale maskowe. – Maski sprowadzaliśmy z Katowic i każdy mógł sobie jedną zakupić przy wejściu – relacjonuje Alojzy Orłowski. – Podczas balu komitet członkowski „Tęczowej”, do którego należały panie: Ścibor-Rylska, Simon, Kłoskowa i Glenc, zasiadały w jury by wybrać najładniejsze kostiumy. Nagrodami były torty fundowane przez PSS Społem – dodaje. Podczas dancingów i zabaw serwowano dania, które przygotowywała dla całej gastronomii kuchnia – matka, mieszcząca się przy ul. Różanej. – Pamiętam jak na stoły trafiał popisowy numer naszej garmażerii, czyli salceson szachownica – opowiada pan Alojzy. – Gdy się go przekroiło na pół widać było na szachownicy królową, króla, konia... On był droższy od kiełbasy i cieszył się ogromną popularnością – wyjaśnia.
To za jego czasów pracownicy lokalu otrzymali tytuł „Brygady Pracy Socjalistycznej”. W jej skład weszli: Bernard Siedlaczek, Elżbieta Kozik, Eugenia Bałabuch, Teresa Bolik, Anna Depta, Anna Klimaszka, Łucja Siara oraz szef lokalu Alojzy Orłowski. Była to pierwsza wyróżniona załoga wśród opolskich placówek gastronomicznych, co odnotowała „Trybuna Opolska”.
Kremy w kolorach tęczy
Po Alojzym Orłowkim przez cztery lata lokalem kierował Alojzy Kupka. Ponieważ kawiarnia cieszyła się ogromną popularnością, w 1963 roku postanowiono ją zmodernizować. Jak donosił w kronice PSS-u Władysław Przybylski, ówczesny wiceprezes PSS Jan Widenka przeznaczył na ten cel niebagatelną jak na owe czasy sumę 170 tysięcy złotych. Dzięki dobudowanej części zyskano większą liczbę miejsc dla gości. Oddanie do użytku odnowionej „Tęczowej” miało uroczystą oprawę, bo zbiegło się z „Dniami Raciborza”.
W tym czasie, na drugiej kondygnacji budynku, w którym mieściła się kawiarnia powstała spółdzielnia krawiecka (tzw. zespół chałupniczy). Panie na początku szyły odzież dla osób nietypowych. Z czasem zaczęły też szyć ubrania dla pracowników sklepów i gastronomii. Niebieskie sukienki, w które ubierały się kelnerki „Tęczowej” pod koniec lat 70. wyszły spod ręki właśnie tych krawcowych.
Sztandarowym produktem tego okresu były kremy „Tęczowe”, jak sama nazwa mówi, we wszystkich kolorach tęczy. – Tłumy robiły się właściwie zaraz po otwarciu lokalu – wspomina Krystyna Szoen, która zaczęła tu pracę we wrześniu 1965 roku. – Obsługiwałam dwa rzędy stolików (w każdym po osiem) i zawsze były pełne. Musiałam się nieźle nabiegać – dodaje.
Czy na sali jest lekarz?
„Tęczowa” miała cztery podświetlane boksy, z których korzystały najczęściej szukające intymności pary. Boksy oddzielone były od siebie dodatkowo kwiatami. Takie rozwiązanie podpatrzyła Elfryda Chwastek, która szefowała kawiarni od 1966 roku, podczas wycieczki PSS-u do NRD. Stamtąd przywiozła też pomysł na zainstalowanie w części tanecznej żarówki ultrafioletowej. Nie było bowiem niczego bardziej na topie niż bale w „Tęczowej”. To była kwintesencja elegancji. Panie w pięknych, wieczorowych sukniach i specjalnych na tę okazję fryzurach, panowie w garniturach i często pod muchą. Bawiła się zazwyczaj elita, bo „Tęczowa” była lokalem na wysokim poziomie. W sylwestra każda para, która przychodziła na bal dostawała przy wejściu kwiaty, baloniki lub perfumy. Nic więc dziwnego, że rezerwacje robiło się z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem. Na jednym z bali lekarzy miało miejsce wydarzenie, które pani Fredzia pamięta po dziś dzień. – Na szklanym parkiecie bawiła się para prezentując cały zestaw figur tanecznych. W pewnym momencie, gdy orkiestra zaczęła grać jakiś skoczny kawałek, przy którymś przytupie, dość korpulentna pani wpadła w sam środek szklanego kasetonu, który roztrzaskał się pod jej ciężarem. Na szczęście na sali był lekarz... – opowiada ze śmiechem szefowa lokalu.
Poza imprezami była też szara rzeczywistość, z którą na co dzień trzeba było się zmagać. Po każdej zabawie parkiet przykrywano wielkimi dywanami, z którymi musiały sobie radzić same panie. Podobnie było z firanami, które miały po siedem czy osiem metrów długości. – Musiałam je zawieszać sama bo dziewczyny bały się wchodzić na taką wysoką drabinę – wspomina pani Elfryda i dodaje, że jedną z jej pierwszych decyzji był zakup pralki. Zresztą kierowniczka musiała sobie radzić w każdej sytuacji. – Pamiętam, jak kiedyś wieczorem zabrakło prądu. Gdybym czekała na fachowców to wszyscy goście zdążyliby mi uciec bez płacenia rachunków. Nie mając pojęcia o bezpiecznikach udało mi się naprawić usterkę, więc stwierdziłam, że ze wszystkim można sobie dać radę – wyjaśnia. Mąż pani Fredzi – Adam, który był rzeźbiarzem amatorem również zostawił po sobie w „Tęczowej” ślad. Zrobił drewniany młyn, który miał obracane skrzydła, podświetlane kolorowymi żarówkami. Wisiał na ścianie niedaleko estrady.
Specjalnością lokalu były wtedy lody „Melba” z owocami. Robiono też kolorowe tęczowe galaretki. – Na kawę mrożoną przyjeżdżali do nas żużlowcy z Rybnika. Nieraz na parkingu przed „Tęczową” stało kilkanaście motorów – wspomina pani Fredzia.
Partyjka szachów przy kawie
Maria Goleczka objęła funkcję szefowej lokalu w 1976 roku. Wcześniej pracowała w stołówce Raciborskiego Przedsiębiorstwa Budowlanego, która również należała do PSS-u. – „Tęczowa” to był ulubiony lokal raciborzan – opowiada. – Wejście wyłożone lustrami, podświetlany szklany parkiet do tańczenia i desery domowej roboty, na które przychodziły całe wielopokoleniowe rodziny, wszystko to sprawiało, że kawiarnia cieszyła się ogromną popularnością – dodaje szefowa lokalu. Do kawiarni nie zawsze można się było łatwo dostać. O miejsca trudno było w weekendy, a zapisy na karnawał odbywały się na kilka miesięcy wcześniej. – W październiku lista na sylwestra była już pełna, a i tak musieliśmy w końcu dokładać do sali cztardzieści krzeseł – mówi pani Goleczka.
Z tej oferty często korzystały zakłady pracy, które zapraszały tu wielu artystów. Pani Maria pamięta występ Tadeusza Drozdy i Marię Koterbską, która przed swym występem w domu kultury postanowiła wpaść na krem do „Tęczowej”. W tygodniu przychodziło tu dużo stałych klientów. – Mieliśmy takich panów, którzy codziennie rozgrywali przy kawie kilka partyjek szachów. Zajmowali małą salkę, w której stały tylko trzy stoliki, a my wydawałyśmy im te szachy, które zawsze czekały na nich w barze – wspomina Maria Goleczka. Domowej atmosferze sprzyjał fakt, że zawsze byli obsługiwani przez te same, znajome kelnerki. – Pracowały u nas wtedy bliźniaczki Wala i Helenka. Ponieważ zawsze były tak samo ubrane, przez ponad rok sama nie mogłam się połapać która z nich jest na zmianie. Okazało się, że jedyną rzeczą jaka ich różni jest tembr głosu – opowiada ze śmiechem pani Maria.
Złote lata osiemdziesiąte
W 1978 roku lokal po Zygfrydzie Szyrze, który pełnił tu funkcję kierownika niecały rok, przejęła Maria Sobik. Kiedy przyszła propozycja od Janiny Durajczyk, pani Maria miała już spore doświadczenie. – Pracowałam wcześniej w barze „Ekspress” naprzeciw dworca PKP, kawiarni „Bajka” przy ul. Głowackiego i w „Klubowej” przy ul. Kochanowskiego – wyjaśnia. Kiedy objęła „Tęczową” lokal miał trzy sale na 220 osób. Atrakcją kawiarni była nadal szklana podświetlana podłoga, która znajdowała się w części tanecznej lokalu. A były to czasy zabaw, imprez i niezliczonych balów. – Organizowaliśmy bale architekta, lekarza i prawnika. Wszystkie zakłady pracy przychodziły do nas na bale karnawałowe, a ZEW robił zabawy dla każdego oddziału osobno – wspomina pani Maria. – Kiedy raciborski ZOZ wydał z okazji Dnia Kobiet 1800 bonów do zrealizowania w „Tęczowej” to mieliśmy nie lada problem. Panie siedziały po trzy na jednym krześle, a kiedy skończyły się desery, wydawaliśmy na każdy bon po butelce Ciociosanu i czekoladzie. Zabawa była doskonała i nikt na nic nie narzekał – mówi kierowniczka kawiarni.
Dancingi odbywały się zawsze w soboty przy muzyce na żywo. W tygodniu zdarzały się koncerty gwiazd polskiej estrady. W „Tęczowej” gościła „Grupa pod Budą”, soliści Operetki w Gliwicach, Andrzej Rosiewicz czy Zbigniew Wodecki. Ich występy nigdy nie były biletowane. Wystarczyło po prostu wcześniej zarezerwować stolik.
Na czym polegał sukces raciborskiej kawiarni? – Sprawdzały nas komisje z Warszawy i Katowic. Kontrolerzy udawali zwykłych klientów. Obserwowali jak zachowuje się obsługa, przyglądali się wystrojowi wnętrz i nagle wyciągali miarki i sprawdzali czy nie oszukujemy klientów. Każde ciastko musiało mieć np. odpowiednią wagę, nie mówiąc już o składzie i smaku. Na koniec dostawaliśmy raport, który był podsumowaniem ich spostrzeżeń. Zawsze wychodziliśmy z tego obronną ręką – opowiada Maria Sobik. „Tęczowej” w końcu przyznano znak jakości. Nie oznaczało to jednak, że wszyscy osiedli na laurach. Każdy serwowany w kawiarni deser nadal poddawany był gruntownej analizie. Odbywała się ona w założonym przez PSS w 1965 roku laboratorium. Znajdowało się ono nad „Tęczową” i przeznaczone było do badań własnej produkcji, co miało usprawnić pracę sanepidu. Może to było trochę uciążliwe, ale dzięki temu w kawiarni nigdy nie zdarzyły się zatrucia.
Ogromną wagę przywiązywano też do wystroju wnętrz. Odpowiadała za to prowadzona przez Henryka Gorzołkę dekoratornia, która działała przy PSS Społem. Jej pracownicy przygotowywali dekoracje na karnawał, Dzień Kobiet czy odbywające się tu wesela.
Raciborzanie do dziś wspominają desery z „Tęczowej”, które były robione na miejscu z lokalnych produktów. Świeża kremówka, na bazie której przygotowywano bitą śmietanę do galaretek owocowych trafiała tu codziennie z raciborskiej mleczarni. Lody również były produkowane na miejscu. – Pamiętam jak wpadliśmy na pomysł, żeby oprócz waniliowych robić też kawowe. W czasach kryzysu PSS Społem zrobił zapas kawy, tzw. nubijki. To była taka kawa zmielona naturalna zmieszana ze zbożową. Nie bardzo wiedzieli co z nią zrobić, więc my spożytkowaliśmy ją do lodów. Nasi klienci uwielbiali je – opowiada kierowniczka. W latach prosperity lokalu, codziennie przygotowywano około tysiąca deserów.
W latach 80. z powodu coraz większego niedoboru towarów na rynku wprowadzono system reglamentacji żywności. Na kartki można było dostać np. cukier, czekoladę, alkohol czy kawę. W „Tęczowej” ruch zaczynał się zaraz po otwarciu lokalu bo trafiali tu ci, którzy nie potrafili się obejść bez porannej, również reglamentowanej, kawy. Raciborzanie gardzili tą z ekspresu, wybierając zawsze wersję „po turecku”. W lokalu stały więc potężne młynki, w których na bieżąco mielono ziarnistą kawę. – Wszyscy woleliby dostać ją na wynos, ale przepisy nie pozwalały nam na sprzedaż suchej kawy więc grzecznie ustawiali się w kolejce i wypijali ją na miejscu – mówi pani Maria. – Miałam 2 kg kawy na dzień i tego limitu nie mogłam przekroczyć. Rano wydawałam kilogram, a drugi zostawiałam na popołudnie. Nasi wierni kawosze pędzili do nas po pracy na drugą porcję, ale nie wszyscy zdążyli się napić – wspomina kierowniczka.
W drugiej połowie lat 80. „Tęczowa” przeszła remont, podczas którego szklaną podłogę zastąpiono parkietem. – Jeszcze przez wiele lat przyjeżdżali do nas klienci ciekawi podświetlanej podłogi i byli bardzo rozczarowani, że nie mogą jej zobaczyć – opowiada Maria Sobik, która kierowała lokalem do 1994 roku, po czym przeszła na emeryturę.
Wieczorki dla samotnych
Ostatnią kierowniczką „Tęczowej” była Teresa Kowalewska, która prowadziła lokal aż do jego likwidacji w 2008 roku. To za jej czasów zaczęły się tu odbywać popularne „Wieczorki dla samotnych i nie tylko”. Zapoczątkowała je w maju 1998 roku Ryszarda Ochman. W każdy piątek od godziny 18.00 do północy odbywały się dancingi przy muzyce na żywo. Przychodzili na nie nie tylko raciborzanie. Byli goście z Rybnika, Gliwic, Kędzierzyna-Koźla a nawet Zabrza. Za wstęp trzeba było zapłacić zaledwie 10 zł za to atrakcją spotkania było losowanie szampana i biletu wstępu na następny wieczorek.
Z czasem Długa zaczęła wymierać. – Wokół nas zniknęły sklepy. Jednocześnie towary, które kiedyś były reglamentowane i nie do zdobycia pojawiały się wszędzie. Nie mieliśmy już w kawiarni niczego wyjątkowego, a lokal wymagał gruntownego remontu, na który brakowało pieniędzy – wspomina Teresa Kowalewska. Ostatecznie kultową kawiarnię zamknięto w 2008 roku.
Kierownicy „Tęczowej”
Rudolf Oczko (1958 – 1960)
Alojzy Orłowski (1960 – 1962)
Alojzy Kupka (1962 – 1966)
Elfryda Chwastek (1966 – 1976)
Maria Goleczko (1976 – 1977)
Zygfryd Szyra (1977 – 1978)
Maria Sobik (1978 – 1994)
Teresa Kowalewska (1994 – 2008)