Arciemowicz sprawiła, że komisje wyborcze popełniały mniej błędów
Zgodnie z zapowiedzią wracamy do sprawy, która zbulwersowała w tym roku Racibórz, a dotyczyła wyborów. Zasłużona działaczka społeczna została pozbawiona prawa do głosu. Nie odpuściła i zaczęła dochodzić swych praw w sądzie.
Wiosną tego roku, gdy cała Polska wybierała swych przedstawicieli w Parlamencie Europejskim, Genowefa Arciemowicz także wybrała się do lokalu wyborczego. Mieścił się w SP 15. – Młody człowiek poprosił mnie o dowód osobisty. Gdy go zobaczył i sprawdził adres na spisie wyborców usłyszałam, że już zagłosowałam – relacjonuje dziś znana raciborzanka, długoletni pracownik tutejszej oświaty i społecznik sprowadzający do Raciborza dzieci z Białorusi. Członek komisji stwierdził, że przy jej nazwisku widnieje podpis. – Powiedziałam, że to nie mój, ale odpowiedzią była niegrzeczna polemika i stanowcze twierdzenia, że już zagłosowałam i on mnie dobrze zapamiętał – opowiada Arciemowicz. Wezwano policję i ta stwierdziła, że podpisy – na spisie i autorstwa kobiety – różnią się. – Jednak to nic nie dało. Powiedziano mi, żebym nie robiła szumu i sobie poszła – wspomina bohaterka incydentu.
Policja wszczęła postępowanie w sprawie podrobienia podpisu Genowefy Arciemowicz i uniemożliwienia oddania przez nią głosu w wyborach. Arciemowicz zgłosiła sprawę w raciborskiej prokuraturze. Zarzuciła nieprawidłowości w postępowaniu komisji wyborczej, ale Danuta Kozakiewicz prokurator rejonowy pouczyła ją, że temat powinien rozstrzygnąć Sąd Najwyższy. Raciborzanka tam skierowała protest wyborczy.
Sąd Najwyższy uznał zarzuty Arciemowicz za zasadne. – Naruszenie przepisów ustawy nie miało jednak wpływu na wynik wyborów – orzekł. – Można dać wiarę Genowefie Arciemowicz, iż nie głosowała wcześniej tego dnia, skoro nie ma wystarczających podstaw do stwierdzenia, że podpis przy jej nazwisku na liście uprawnionych do głosowania złożyła właśnie ona, a nie omyłkowo inna osoba – stwierdził przewodniczący składu sędzia Krzysztof Staryk.
Policja umorzyła dochodzenie bo uznano, że do podrobienia nie doszło a niefortunna sytuacja zrodziła się wskutek pomyłki członka komisji. Ten konsekwencji nie poniósł. W urzędzie miasta podkreślają: obwodowe komisje wyborcze to zespoły ludzi przypadkowych, którzy zazwyczaj nie spotykają się już w takim składzie przy okazji kolejnych wyborów i trudno wobec nich oczekiwać profesjonalnych zachowań.
Genowefa Arciemowicz czuje satysfakcję, że jej dochodzenie sprawiedliwości przyniosło pozytywny skutek mimo, że nikogo nie pociągnięto do odpowiedzialności. Urząd wprowadził w minionych wyborach samorządowych specjalne nakładki do precyzyjnego składania podpisów w spisie wyborców.
(ma.w)