Junior Nowinki: Krótki poradnik wychowawczy
na temat
Rodzice często opowiadają mi o problemach ze swoimi dziećmi i pytają, jak postępować. Często różni rodzice pytają o te same sprawy. Myślę, że mogę pomóc, ale będzie to pomoc nietypowa. Znalazłam w internecie poradnik, który w pigułce nauczy nas inaczej myśleć. O naszych dzieciach, o naszym rodzicielstwie, o nas samych. Jako pierwsze będziemy musieli nauczyć się sami odpowiadać na pytania, dopiero potem zrozumiemy dziecko. A wtedy nie trzeba będzie na efekty długo czekać. Przeczytaj koniecznie.
1. Pierwszy krok to chwila refleksji nad tym „kim dla mnie jest moje dziecko”?
Postrzegaj swoje dziecko jako odrębną osobę. To bardzo trudne. W końcu jesteśmy rodzicami, ma nasze geny, często jest podobne z wyglądu, czasem z charakteru. Wydaje się naszą częścią, własnością. Niestety, myślenie o dziecku jak o cząstce samego siebie może być zwodnicze. Dziecko, żeby mogło rozkwitnąć musi stać się sobą, musi szukać własnych dróg, musi poznawać własne preferencje. Przytoczę tutaj dwa typy sytuacji, w których ten brak oddzielenia jest najlepiej widoczny:
Pierwszy typ to sytuacje, kiedy wydaje nam się, że nasze dzieci odczuwają tak samo jak my. Np. mama nie potrafi się skupić przy głośnej muzyce, gdy jej córce, wręcz przeciwnie, głośna muzyka pomaga. Dzieci mogą mieć podobne upodobania, ale nigdy nie będą identyczne jak ich rodzice, czasami, a nawet często, to zupełnie inni ludzie. Mają inne potrzeby i wyobrażenia. Pozwólmy im na to.
Drugi typ to sytuacje, w których wydaje nam się, że nasze rozwiązanie jest najefektywniejsze. Nasze doświadczenie, miłość i opieka są dla dzieci ważne, pamiętaj jednak, że nie są nami i nasze rozwiązania mogą nie sprawdzać się w ich przypadku. Jeśli dziecko je odrzuci i wybierze swoje, a rozwiązanie się nie sprawdzi, uwierzmy, że zrobiło to, co było do niego dopasowane i na ten moment dla niego najlepsze. Może nie uda się zawsze, ale pamiętajmy że to było jego doświadczenie, jego wybór i dzięki temu miało okazje się rozwinąć i czegoś nauczyć. Wspierajmy je w tym.
2. Drugi krok. Jak już poczujemy odrębność naszego dziecka, będziemy mogli zacząć je poznawać. Poznaj własne dziecko.
Dużo mówi się w mediach o tym, że dzieci dla dzisiejszych rodziców bywają „projektem”. Mamy wobec nich pewne oczekiwania i wyobrażenia dotyczące przyszłego życia i często próbujemy na „gwałt” nauczyć ich kilku języków i ukierunkować w dalszej drodze życia.
Można by powiedzieć, że to wszystko przecież wcale nie przeszkadza, a może pomóc, ale skąd wiadomo, że dziecko nie odnajdzie własnej, dużo bardziej dopasowanej do siebie drogi, która doprowadzi do szczęśliwego (według jego własnych kryteriów) życia. Pozwólmy mu szukać, wspierajmy, pokazujmy różne możliwości, a ono samo wybierze drogę najlepszą dla siebie.
Jak poznać własne dziecko? Przestać patrzeć na nie przez pryzmat własnych oczekiwań. Obserwować co robi, jakie podejmuje decyzje, wybory, jakie stosuje rozwiązania. Nie oceniaj, nie sprawdzaj z własnymi doświadczeniami, przyjmuj jako te, na ten moment dla niego, najlepsze. Patrz jak sobie daje radę, jak się uczy na własnych doświadczeniach. Rozmawiaj ale … raczej słuchaj. Interesuj się tym wszystkim i patrz z podziwem jak się rozwija.
3. A teraz, po prostu, szanuj swoje dziecko. Traktuj je tak jak sam chciałbyś być traktowany, ale nie jako dziecko, tylko jako Ty w swoim dorosłym życiu. Z jakiegoś powodu traktujemy dzieci jak „niedorobionych” ludzi. Mają mniej praw, mniej liczymy się z ich zdaniem, mają mniej wolności, czasem podejmujemy w stosunku do nich działania, które w świecie dorosłych, są prawem zakazane.To wszystko tłumaczymy troską, poczuciem odpowiedzialności, bezpieczeństwem, udaną przyszłością. Problem jednak w tym, że tych wytłumaczeń używamy zbyt często, zbyt wiele naszych działań mają rozgrzeszać. Dlatego:
Słuchaj co mówi – nie kończ za nie zdania, nie zgaduj co chce powiedzieć, nie patrz w TV, komputer, spójrz w oczy i słuchaj. Słuchaj także dlatego bo, z czasem przestanie mówić, po 12 roku życia role się odwracają, to my nalegamy na rozmowę, często jednak jest już wtedy za późno.
Pytaj. Zanim odmówisz dziecku kupna nowej zabawki, sukienki, itp. zapytaj dlaczego chce to mieć. Po co pytać?
Bo możesz tego po prostu nie wiedzieć, może ta sukienka wcale nie jest „kolejną”, ale w jakiś szczególny sposób „wyjątkową”. Bo to pozwoli dziecku zastanowić się, czy „to coś” jest mu naprawdę potrzebne, może można zastąpić „to coś” czymś co już ma. Oczywiście nie zawsze przebiega to tak łatwo, najczęściej dzieci wynajdą tysiąc argumentów, warto jednak być dociekliwym i spróbować wydobyć rzeczywistą potrzebę lub jej brak. Nikt dziś nie ma czasu na refleksje, dzieci też się już tego uczą, dlatego zatrzymajmy ten proces, pokażmy im, że czasem warto pomyśleć.
4. Ufaj odpowiedziom. Bo niby dlaczego miałbyś tego nie robić. Dzieci się już przyzwyczaiły do tego, że muszą manipulować, wymuszać, koloryzować. A to żeby coś dostać, a to by zostać zauważonym. Dlaczego? Bo im nie ufamy. Jak mówią, że im ciepło i tak dostają kolejny sweter, jak mówią, że nie są głodne i tak wetkniemy im bułkę, jak płaczą z bólu bo stłukły kolano, mówimy że nic nie boli. Sami nauczyliśmy je koloryzować, ale zawsze możemy zacząć to zmieniać. W tym temacie rysują mi się dwa wątki:
Pierwszy wiąże się z tym, że może nam się wydawać, że wiemy lepiej, bo my w takiej sytuacji czulibyśmy się tak, a nie inaczej, czasami też generalizujemy bo np. wydaje nam się, że wszystkie dzieci boją się ciemności lub lubią lody. Słuchajmy co mówią, ufajmy odpowiedziom, poznajmy ich własnych świat.
Drugi, to tzw. zaprzeczanie uczuciom dziecka. Emocje to jedno z największych źródeł informacji o nas. By podejmować właściwe decyzje trzeba posiadać pewną wiedzę i umieć słuchać własnych emocji. Do niedawna emocje były uważane za „złego doradcę”. Dziś już wiadomo, że tzw. ludzie sukcesu wyróżniali się od innych właśnie tym, że słuchali „intuicji”. Dzięki emocjom wiemy, czy dany związek jest dla nas dobry czy zły, czy praca do której chodzimy rozwija nas czy zatruwa życie. Potrafimy zważyć, czy trudne uczucia, które się w nas pojawiają czasami nie sygnalizują, że obrany przez nas cel wcale nie jest wart osiągania.
Pierwsze emocje pojawiają się w dzieciństwie. A to właśnie ból zbitego kolana, smutek po śmierci chomika, czy frustracja bo mama nie kupiła trzeciego potworka. Te emocje są prawdziwe. Nie można ich negować lub umniejszać. Mówienie, że chomik to tylko zwierzę, że rozpaczać to można dopiero po śmierci bliskich lub że stłuczone kolano wcale nie boli, bo co by było dopiero gdyby się noga złamała itp., blokuje u dziecka dostęp do tej najważniejszej informacji. Dzieci uczą się negować własne emocje, a z czasem je wypierać, by ostatecznie w ogóle przestać je dostrzegać. I stąd mamy dziś dorosłych latami tkwiących w toksycznych związkach, sfrustrowanych pracowników, zestresowanych i mobbingowanych podwładnych. Emocje – informacje z naszego organizmu walą do nas drzwiami i oknami, a my zagłuszamy je lampką wina co wieczór, 10 min. przerwą na papierosa, kilometrowymi biegami lub długimi godzinami na siłowni, podczas gdy zagłuszony stres i tak pustoszy nasze ciało. Nie pozbawiajmy dziecko tego ważnego źródła wiedzy, pokazujmy jak z niego korzystać, zachęcajmy do konfrontowania się z nimi.
5. Nie używaj przemocy. Nie używajmy siły fizycznej, psychicznej perswazji do tego by nakłonić nasze dziecko do zrobienia czegoś, czego nie chce i czego potrzeby nie rozumie. Przykłady: Stok narciarski i chłopiec, który z zaciśniętymi zębami i łzami w oczach próbuje jeździć na nartach, kierowany przez „wrzeszczącego” na niego ojca. Inny przykład - wakacje letnie. Mały chłopiec wyrywający się z objęć taty, który niesie go w morze, by siłą nakłonić do zabawy z falami.
Ten punkt, jest chyba kwintesencją wszystkich poprzednich. Dlaczego stosujemy przemoc? Bo tak łatwiej. Bo nie słuchamy dzieci, bo nie wierzymy w to, co mówią, bo nie szanujemy ich uczuć i wyborów. Niestety też dlatego, że nam wolno, że tak szybciej, bo przecież to dla jego dobra, bo jesteśmy za niego/nią odpowiedzialni, bo wiemy lepiej. A przede wszystkim, bo tak robili moi rodzice i na jakiego przyzwoitego człowieka wyrosłem.
Przemoc jakakolwiek jest złem i nic jej nie tłumaczy. Zastanówmy się na chwilę co, używając przemocy, mówimy dziecku. Jaki komunikat na dalsze życie mu przekazujemy, jaką „prawdę”? Taki komunikat mógłby brzmieć „w życiu jest różnie, jak trafisz na kogoś silniejszego, to w imię Twojego dobra, może Cię zmusić do robienia rzeczy, których nie chcesz”. Teraz zastanówmy się, jaką dajmy dziecku informację o nim samym? „Kochamy Cię, ale nie do końca ważny jesteś dla nas, liczy się tylko nasze zdanie” lub „Ty nie wiesz, co dla ciebie dobre, nie potrafisz podejmować trafnych wyborów, uważamy że, nie umiesz, jesteś nie dość dobry”. Pomyślmy teraz o konsekwencjach podświadomie przejmowanych prawd. Dziecko jest całkowicie bezbronne wobec tego procesu, nie może się przeciwstawić, bo go sobie nie uświadamia. Konsekwencją bywa zgoda na przemoc domową, zgoda na mobbing, poczucie bezradności i braku wpływu na swoje życie, brak wiary w siebie i w swoje możliwość.
Reasumując. Dziecko rozwija się w pewnym kontekście, w sumie różnych sytuacji i zdarzeń. Pojedyncze zdarzenia, osoby nie muszą o niczym przesądzać. Czasami dzieci potrafią czerpać siłę i mądrość ze źródeł, o których nie mamy pojęcia. A my? My jesteśmy też tylko ludźmi. Ze swoimi jasnymi i ciemnymi stronami. Mamy swoje słabości, lepsze i gorsze dni. Dzieci też powinny to zobaczyć, bo tak wygląda prawdziwe życie
Tych, którzy zechcą zmiany wprowadzać, uprzedzam: to proces długi, mozolny, pełen sukcesów i porażek. Dzieci przez dłuższy czas będą działały „po staremu” i potrzebują czasu by uwierzyć w zmianę. Zalecam spokój i dużą tolerancję dla swoich błędów i poczynań dzieci. Spróbujcie, bo warto. Powodzenia.
Źródło www.coachingrodzica.com