Wspomnienia o Ks. Prałacie Antonim Wodarzu
Dekanat raciborski 100 lat temu, ks. Jan Szywalski przedstawia
Równe 40 lat temu, 27 kwietnia 1975 r., zmarł proboszcz z Pawłowa i równocześnie długoletni dziekan Raciborza, ks. prałat Antoni Wodarz
Kiedy przybyłem do Raciborza w 1962 r. zastałem tu kilku kapłanów w wieku sięgającym prawie setki, a datą urodzenia tkwili jeszcze w XIX wieku. Mieli za sobą I i II wojnę światową, byli świadkami plebiscytu i powstań śląskich, przeżyli wrogie dla Kościoła czasy rządów nazistowskich i komunistycznych. Niektórzy z nich święcenia kapłańskie otrzymali jeszcze od kardynała Koppa, biskupa wrocławskiego przed I wojną światową. Kapłani – patriarchowie - nie tylko co do wieku, ale też ojcowskiego stosunku do parafian, wszak słowo „patriarcha” znaczy tyle co ojciec oni zaś byli przez dziesiątki lat zżyci ze swymi wiernymi, dzielili z nimi dobre i złe czasy, znali ojców i dziadków swych parafian. Nabrałem szacunku do tych świadków historii raciborskiej ziemi, której pozostali wierni mimo zmian politycznych. „Ratibor semper Fidelis” – Racibórz zawsze wierny - rzekł z uznaniem ks. kard. Bolesław Kominek do duchowieństwa raciborskiego w latach 70 tych ub. wieku.
Najstarszym wśród kapłanów dekanatu był wtedy ks. prałat Antoni Wodarz, proboszcz z Pawłowa i dziekan raciborski.
Urodził się w Ligocie Bielskiej po Prudnikiem w 1879 r., wyświęcony został na kapłana w 1905 r. przez kard. wrocławskiego Koppa. W 1916 r. przyszedł do Pawłowa. Tak wspomina swoje przybycie:
- Przyjechałem pociągiem do Pietrowic W. i piechotą ruszyłem przy pięknej pogodzie w stronę powierzonej mi parafii. Kiedy najpierw zobaczyłem wieżę kościoła i w dolinie cichą wioskę, powiedziałem sobie: „Jeśli Bóg pozwoli i parafianie nie będą mieli nic przeciw temu ,,będę tu do końca moich dni”.
Nie przypuszczał, że będzie to prawie 60 lat, do śmierci.
Nie zawsze to były, nawet dla Pawłowa, spokojne czasy. Po I wojnie światowej, gdy na Śląsku przeprowadzono plebiscyt, także w Pawłowie politykowano i pojawiły się rysy narodowościowe. W pewne niedzielne popołudnie zaprosił świat męski do gospody i próbował studzić narodowościowe i polityczne spory: - Rozmawiajcie, dyskutujcie, wadźcie się, ale błagam was na kolanach: nie strzelajcie do siebie! Wszyscy braćmi jesteśmy! Prędzej, czy później, i ja i ty, i my wszyscy zapukamy do bram wiecznej ojczyzny. A tam nikt nie będzie pytał o narodowość.
Nie było w Pawłowie mordów politycznych.
Z początku lat trzydziestych został mianowany dziekanem raciborskim i pełnił ten urząd przez 40 lat, co chyba też jest rekordem. Odwiedzał parafie najczęściej piechotą, tak, że współbracia żartobliwie nazwali go „landesbriefträger – listonosz wiejski”.
W 1932 r. z okazji koronacji obrazu Najśw. Maryi Panny w kościele Matki Bożej przyjechał do Raciborza ks. kard. Adolf Bertram. Towarzyszył mu jako dziekan ks. Wodarz. W drodze opowiada kardynałowi: - Eminencjo, mam parafię eucharystyczną, na około 1000 wiernych mam kilkadziesiąt tysięcy Komunii św. co roku. Zamyślony kardynał westchnął tylko „no, no” i na tym się skończyło, jakby się tym nie interesował. Po dwóch latach ks. Wodarz otrzymuje list z Kurii Biskupiej: „Proszę przygotować referat na Synod Diecezjalny (1935 r.) o życiu eucharystycznym w parafii”. Kiedyś opowiadał mi: „Przez całe me życie - oprócz wczesnego dzieciństwa i choroby, ale to było rzadko - właściwie byłem codziennie na Mszy św. Mój ojciec był organistą, ja kalikantem: codziennie deptałem mu powietrze do miecha przy organach. Potem byłem klerykiem, miałem obowiązek być każdego dnia na Mszy św. Po święceniach, jako ksiądz, nie pamiętam dnia bez odprawy”. Tych Mszy św. było bardzo dużo, bo dożył złotego, diamentowego i żelaznego jubileuszu kapłaństwa.
Gdy miał 89 lat ciągle był proboszczem i dziekanem. Jego krewny, ks. bp Wacław Wycisk – jak wspomina pewien ksiądz - chciał go namówić, by przeszedł na emeryturę i odpoczął. Bo, czy taki staruszek może jeszcze dobrze duszpasterzować? Czy jeszcze ma wspólny język z młodymi ludźmi? Gdy przyszli pod kościół właśnie kończyły się nieszpory. Z kościoła wylewał się tłum ludzi, także mężczyźni i młodzieńcy. Bp Wycisk westchnął tylko; jak tu przekonać wujka – onkla, po takim widoku, by zrobił miejsce młodszemu księdzu?
Inną anegdotę usłyszałem od ks. Bpa Jana Kopca. Ówczesny biskup ordynariusz Franciszek Jop próbował delikatnie podsunąć 90- letniemu Prałatowi, by przyjął u siebie młodego pomocnika: „Księże prałacie, może by trzeba pomocy?” Na to ks. Wodarz: „Trzeba pomocy? A komu mam pomagać?”
Pod koniec przeżywał ciągle jakiś jubileusz. Jego świetna pamięć odnajdywała różne okrągłe rocznice w swoim życiu. Podczas jednych odwiedzin, gdy mnie zobaczył, rozpromienił się. Wyciągnął dwa piękne kieliszki, nalał wina i zaczął wspominać: - Dziś jest 40. rocznica, jak przestałem palić. A paliłem dużo. Gdy umarł mój brat powiedziałem sobie: Ty huncwocie, twój brat stoi przed sądem Bożym, a ty nie możesz przestać kurzyć? Skończyłem od razu; dzisiaj mija dokładnie 40 lat od ostatniego papierosa.
W 1968 r. został skierowany do Pawłowa ks. Hubert Mikołajec. Nie z tytułem administratora czy proboszcza, lecz zwykłego wikarego. Delikatny i pełen szacunku dla sędziwego prałata przeżyli kilka lat razem.
Kiedyś do młodego księdza Mikołajca przyszli w odwiedziny księża - koledzy. Ks. Wodarz usłyszał kroki na schodach i wyszedł ze swego pokoju. Gościnnie rozwarł ręce zapraszając ich do siebie. Odmawiają: - My właściwie przyszliśmy do księdza wikarego. - Ach tak – westchnął trochę rozczarowany – to trzeba po schodach do góry. Odwrócił się, machnął zrezygnowany ręką, a goście mogli usłyszeć, jak mówił do siebie: - I tak ich wszystkich przeżyję!
Pod koniec życia odprawiał Msze św. u siebie w mieszkaniu. Pewnej niedzieli ubierał się w mieszkaniu do Mszy św., usiadł na chwilę na fotelu i tak umarł.
W kościele ks. wikary składał Najświętszą ofiarę Chrystusa, a tu dopełniła się ofiara długiego życia kapłańskiego. Miał lat 97; na biurku leżała lista gości, których zamierzał zaprosić na swoje 70-lecie kapłaństwa.
Ogłoszenia parafialne
Parafia Najświętszego Serca Pana Jezusa w Raciborzu
- W niedzielę 26 kwietnia zaplanowano wyjazd do Wrocławia. W planie Msza Święta w kościele pw. Imienia Jezus, gdzie proboszczem jest parafianin z okrąglaka ks. Arkadiusz Krziżok, zwiedzanie Panoramy Racławickiej oraz Muzeum Narodowego a także opera Traviata Giuseppe Verdiego.