Zgromadzenie Ojców Werbistów
O Zgromadzeniu Misyjnym Ojców Werbistów rozmowa z o. Janem Ochlińskim SVD, kapelanem klasztoru Annuntiata
– Niedzielę Dobrego Pasterza obchodzi się w tym roku w Kościele w kontekście Roku Życia Konsekrowanego, czyli życia zakonnego. Ojciec jest kapłanem – zakonnikiem. Jaka jest różnica między nami, między Ojcem, a mną – księdzem diecezjalnym?
– Łączą nas święcenia kapłańskie. Otrzymaliśmy ten sam sakrament kapłaństwa, który zakorzeniony jest w poleceniu Jezusa z Ostatniej Wieczerzy: „Czyńcie to na moją pamiątkę” (Łk 22 19). Ksiądz zgłosił się w swoim czasie do Diecezjalnego Seminarium Duchownego w Nysie, by być kapłanem dla ludu Bożego w diecezji opolskiej, ja zgłosiłem się do Misyjnego Seminarium Księży Werbistów w Pieniężnie na Warmii. Postanowiłem zostać księdzem zakonnym, jak wielu znanych mi wówczas księży werbistów. W miejscowości, z której pochodzę (Bruczków w Poznańskiem), werbiści prowadzili od lat dwudziestych XX wieku Niższe Seminarium Duchowne. Miałem więc swojego księdza proboszcza w Cerekwicy, którego bardzo ceniłem, i znałem też werbistów, u których, po zlikwidowaniu przez państwo szkoły – seminarium w 1952 roku, byłem ministrantem. Te więzi i ten styl życia był dla mnie pociągający. Dlatego po maturze w Jarocinie postanowiłem wstąpić do werbistów. Werbiści (skrót: SVD) to jeden z licznych zakonów w Kościele katolickim. Zakony to wspólnoty księży i braci zakonnych, którzy prowadzą życie wspólne, a których łączy ślubowanie rad ewangelicznych. O nich poucza Pan Jezus w Ewangelii. Sam zresztą takie życie prowadził. W moim więc przypadku do sakramentu kapłaństwa doszło jeszcze ślubowanie ubóstwa, czystości i posłuszeństwa. Zakonnicy żyją według ustalonych przez Kościół norm prawnych. Poszczególne zakony wypełniają w Kościele bardzo różne zadania. Zwykle są to prace związane z podejmowaniem wyzwań, przed którymi stanął Kościół na pewnym etapie swojej historii.
– Każdy zakon, czy zgromadzenie ma swój specyficzny cel. Jaki jest charyzmat ojców werbistów?
– Celem werbistów jest bezpośrednia praca misyjna, czyli głoszenie Ewangelii tam, dokąd ona jeszcze nie dotarła, zakładanie wspólnot chrześcijańskich i budowanie Kościoła. Za swój obowiązek uważamy wypełnianie polecenia Pana Jezusa: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Mk 16, 15). W połowie XIX wieku to żądanie Pana Jezusa nie dawało spokoju Arnoldowi Janssenowi, kapłanowi diecezji Monastyr w Nadrenii. Bolało go, że tylu ludzi na świecie, mimo upływu prawie dwóch tysięcy lat od czasów Chrystusa, nie słyszało jeszcze Ewangelii. Dlatego ks. Janssen sprawom misji poświęcił się całkowicie. Ponieważ w tym czasie w Niemczech panowało prześladowanie Kościoła i nie można było zakładać zakonów, więc ks. Janssen zakupił w Holandii w Steyl starą karczmę i stopniowo rozbudowywał w wielkie centrum misyjne. Z czasem jego wpływ obejmował kraje języka niemieckiego i dalekiego świata. W powstających ośrodkach uformowały się setki misjonarzy – świadków Chrystusa posyłanych na wszystkie strony świata.
– Ojcowie werbiści są dosyć dobrze znani na Śląsku. W Raciborzu jesteście związani z siostrami z Annuntiaty. Co was łączy?
– Zgromadzenie Misyjne Sióstr Służebnic Ducha Świętego istnieje w Raciborzu od lat 20 ubiegłego wieku. Zostało założone również przez św. Ojca Arnolda Janssena 9 lat po powstaniu księży werbistów. W Domu Misyjnym w Steyl w Holandii pracowała grupka bardzo szlachetnych i religijnych świeckich kobiet. Odznaczały się one wielką żarliwością misyjną, a miały również pragnienie bycia zakonnicami. Z kolei ojciec założyciel coraz wyraźniej widział potrzebę, a nawet nieodzowność świadectwa i posługi kobiet w pracy misyjnej, zwłaszcza z kobietami. Powoli dojrzewała więc w nim myśl założenia żeńskiego zakonu misyjnego. I tak powstał w Steyl w 1889 roku klasztor sióstr misyjnych. Jest to więc nasze siostrzane zgromadzenie, całkowicie niezależne od werbistów, ale mające te same cele. Jest więc czymś zupełnie naturalnym, że nasze zgromadzenia na wielu odcinkach współpracują ze sobą. Koniecznie należy jeszcze wspomnieć istnienie trzeciego zgromadzenia misyjnego założonego również przez św. Arnolda Janssena. Ojciec Arnold doszedł do przekonania, że praca misyjna to nie tylko sprawa ludzkiego zaangażowania, ale przede wszystkim łaski Bożej i dlatego w 1896 roku powstał w Steylu żeński klasztor klauzurowy – misjonarki na kolanach (istniejący w Nysie od 25 lat).
– Gdzie w pobliżu są jeszcze werbiści?
– Ojciec założyciel Arnold w poszukiwaniu powołań misyjnych i pomocników misyjnych dość wcześnie skierował swą uwagę na Śląsk. W cechach Słowian dostrzegał i doceniał pobożność, pracowitość, ofiarność, umiejętność współpracy, zdolności językowe. I rzeczywiście, w śląskiej młodzieży natrafił na wiele dobrych powołań misyjnych (z Pietrowic Wielkich pochodził np. wspaniały misjonarz i badacz Pigmejów afrykańskich – o. Schebesta). Nie bez oporów w 1892 roku powstał w Nysie Dom Misyjny Świętego Krzyża. Później powstały jeszcze placówki w Głubczycach i Bytomiu. Natomiast w przedwojennej Polsce śląskim centrum werbistów był Dom Misyjny Królowej Apostołów w Rybniku.
– Jaka jest kondycja waszego Zgromadzenia? Czy was też dotyka kryzys powołań?
– Tutaj należy wprowadzić rozróżnienie. U nas jest podobnie jak w całym Kościele powszechnym. Kościół, mimo licznych prześladowań rozwija się, rośnie, choć w niektórych rejonach się kurczy, np.: na Zachodzie, w Europie. Prowincje werbistowskie w Europie zachodniej, „zwijają się”. Polską Prowincję Werbistów tendencje te, z opóźnieniem, też dotknęły. Natomiast w innych częściach świata, zwłaszcza w Azji i w Afryce Zgromadzenie tętni życiem. Jeszcze 30 lat temu nasze domy formacyjne pękały w szwach, dzisiaj jest sporo pustych miejsc. A szkoda, bo świat dalej woła, błaga o misjonarzy: kapłanów, braci zakonnych i siostry misyjne.
– Z Raciborza wyszło kilku werbistów, pracujących na misjach w różnych zakątkach świata. Jeżeli dziś chce ktoś wstąpić do waszego zgromadzenia, gdzie ma się zgłosić, a także jakie mu się stawia warunki przed przyjęciem?
– Rzeczywiście, sporo powołań misyjnych wydała Ziemia Raciborska i stale powinna wspierać ich swoją modlitwą i materialną pomocą. Przecież to jej – to nasi – reprezentanci i posłańcy. Pięknie pracują np.: o. Piotr Handziuk w Kongo, o. Hubert Hajdasz w Argentynie, o. Leonard Pawlak – dawniej w Angoli, a dziś w Portugalii, o. Jan Koczy z Rudyszwałdu w Ekwadorze (czasowo w Nysie), o. Marek Pardon (rektor i proboszcz w Bytomiu).
Misyjne Seminarium w Pieniężnie czeka na młodych ludzi: odważnych, zdolnych, zdrowych fizycznie i odpornych psychicznie, pobożnych, kochających Boga i bliźnich, potrafiących nawiązać kontakt z bliźnimi, ludzi o wrażliwości misyjnej, pragnących dzielić Ewangelię z innymi. Przy przyjęciu wymagane jest: świadectwo maturalne, opinia ks. proboszcza, świadectwo zdrowia, prośba o przyjęcie, wypełnienie odpowiedniego formularza.
Cieszyłbym się bardzo, gdyby ktoś z naszego regionu zgłosił się do Seminarium Misyjnego Werbistów w Pieniężnie, by pokonał trudności i wytrwał, by wzmocnił personalnie zastępy naszych misjonarzy. Wielka byłaby to radość w roku mojego złotego jubileuszu kapłaństwa!