Gmina Krzyżanowice w tragicznym 1945 roku
Obchodzona w tym roku w całej Europie 70. rocznica zakończenia II wojny światowej to dla ziemi raciborskiej także rocznica znaczących i wielkich zmian. Rok 1945 był bowiem dla tutejszej ludności rokiem przełomowym.
Był czasem bezpośredniego zagrożenia życia, często utraty najbliższych i całego życiowego dorobku połączonego z ucieczką lub wypędzeniem, był jednocześnie czasem wielkiej niepewności i strachu, co przyniesie zmieniająca się gwałtownie przyszłość. Trzeba sobie uświadomić, że dla żyjących tu od wielu pokoleń koniec wojny to także upadek państwa, w którym żyli. Oczywiście, to państwo, czyli III Rzesza Niemiecka, samo doprowadziło swoją polityką do tego upadku, ale dla zwykłych ludzi nie miało to większego znaczenia.
W tym opracowaniu chcemy pokazać, jak te tragiczne miesiące 1945 r. przedstawiały się w wybranych miejscowościach obecnej gminy Krzyżanowice.
Rozpoczęta znad Wisły, na początku stycznia 1945 r., ofensywa Armii Czerwonej stosunkowo szybko posuwała się w kierunku zachodnim. Jeszcze w styczniu czerwonoarmiści przekroczyli polsko-niemiecką granicę z 1939 r. 20 stycznia rozpoczęła się ewakuacja Raciborza i okolic. Na terenach wiejskich powiatu raciborskiego z skorzystali z niej właściwie tylko nieliczni, przede wszystkim urzędnicy, nauczyciele, celnicy, łącznie oczywiście ze swoimi rodzinami. Ludność autochtoniczna w większości pozostała w swoich domach i gospodarstwach. Ludzie nie chcieli pozostawiać swego dobytku na pastwie losu. Nie do końca także wierzono w oficjalną propagandę ostrzegającą przed gwałtami i grabieżami, jakich mieli się dopuszczać nadciągający Rosjanie. Ponadto wielu mieszkańców podraciborskich wsi nie odczuwało zagrożenia, gdyż nie byli nazistami, a często też w ogóle nie czuli się Niemcami. Niektórzy zdecydowali się na ucieczkę dopiero w marcu, przed samymi działaniami frontowymi. Uciekając pieszo, na wozach i z najpotrzebniejszym dobytkiem, udawali się do krewnych i znajomych w pobliskich czeskich miejscowościach – Haci, Hulczynie, Darkowicach. Po paru dniach większość wracała – „jak mamy zginąć, to u siebie w domu”.
Dziś z Raciborza do Chałupek dojedziemy w 30 minut. W 1945 r. Armia Czerwona potrzebowała na pokonanie tej odległości ponad 30 dni. 10 marca 1945 r. rozpoczęła się wojskowa Operacja Morawsko-Ostrawska, której celem było zajęcie zagłębia przemysłowego w Ostrawie, Karwinie i okolicach oraz dalsze uderzenie w kierunku czeskiej Pragi. Zintensyfikowane naloty bombowe na Racibórz i leżące na południu od miasta wsie powodowały znaczne straty materialne, zginęli także pierwsi mieszkańcy. 29 marca, o godz. 11.00 rozpoczęło się intensywne bombardowanie Bieńkowic. Już po pierwszym ataku były ofiary wśród mieszkańców. Naloty powtarzały się co kilka godzin, także cały następny dzień. Do tego doszedł ostrzał artyleryjski. Oczywiście, zbombardowane domy, stodoły i zabudowania spłonęły, bo nie było ani jak ani czym ich gasić. Utrudniał to także ciągły ostrzał. Mieszkańcy ukrywali się większych grupach, po kilka rodzin, w piwnicach. W Bieńkowicach tylko w tych dwóch dniach zginęło od bomb ponad 20 mieszkańców.
31 marca 1945 roku wojska sowieckie zajęły Racibórz, przynajmniej jego centrum. Do miasta weszły od strony Proszowca i Starej Wsi. Mimo, iż wcześniej miasto zostało ogłoszone twierdzą, samo zdobycie go obyło się bez poważniejszych walk. Idąc za ciosem czerwonoarmiści zaatakowali Bieńkowice. Po nieudanym ataku od północy, szturm na wieś rozpoczął się od strony zachodniej. Pierwsza próba zdobycia miejscowości, 1 kwietnia rano (w Niedzielę Wielkanocną), nie powiodła się, Kolejne natarcia powodowały duże straty po obu stronach, a przerażeni mieszkańcy ukryci w piwnicach mogli obserwować, jak podwórka przechodziły kilkakrotnie z rąk do rąk. Walki te także spowodowały śmierć kilkunastu mieszkańców oraz duże straty materialne. Jednym z tragicznych wydarzeń tego dnia było rozstrzelanie, po zajęciu wsi przez żołnierzy sowieckich, 10 mieszkańców w odwecie za śmierć rosyjskiego oficera, którą to przypisano cywilom. Po ostatecznym zdobyciu całych Bieńkowic, wszystkim mieszkańcom nakazano ewakuację. Najpierw do Studziennej, do Raciborza-Starej Wsi, a potem na północ od miasta, w rejon Brzeźnicy i Grzegorzowic.
Linia frontu na kilkanaście dni ustabilizowała się na rzece Cynie (Psinie), na której już w nocy 1 kwietnia wysadzono wszystkie mosty, oraz na Odrze. Sudół, Bieńkowice, Wojnowice, Bojanów były już opanowane przez wojska sowieckie, pozostała, południowa część lewobrzeżnej ziemi raciborskiej „czekała” w strachu i niepewności na dalszy rozwój wydarzeń. Wojskom sowieckim udało się ponadto uchwycić przyczółki na lewym brzegu Odry, w rejonie Ligoty Tworkowskiej, Krzyżanowic-Łapacza i przysiółka Kympki między Krzyżanowicami a Roszkowem. Pozostałą, niezajętą przez Armię Czerwoną część obecnej gminy Krzyżanowice, niemieckie dowództwo planowało dalej mocno bronić, bowiem teren ten chronił od północy obszar Zagłębia Morawsko-Ostrawskiego, które w tym czasie miało duże znaczenie dla niemieckiego przemysłu obronnego.
Przełom marca i kwietnia w pozostałych miejscowościach (przede wszystkim w Krzyżanowicach i Tworkowie) przebiegał pod znakiem intensywnych bombardowań. Najbardziej tragicznym dniem dla samych Krzyżanowic był 1 kwietnia 1945 r., przypadała akurat Niedziela Wielkanocna. Po całodziennych bombardowań wieś praktycznie przestała istnieć. Bombardowania trwały także w następne dni, w ich wyniku w miejscowości zginęło 26 cywilnych mieszkańców.
Po kilku dniach oddziały Armii Czerwonej ponowiły natarcie, chcąc przełamać linię rzeki Cyny i dotrzeć do Ostrawy i Opawy. Pierwszy szturm na Tworków miał miejsce już 5 kwietnia 1945 r., brała w nim udział także 1 Czechosłowacka Samodzielna Brygada Pancerna. W trakcie natarcia zginął jeden z jej oficerów – kapitan Štěpán (Szczepan) Vajda – odznaczony później przez radzieckie dowództwo Medalem „Złotej Gwiazdy” wraz z tytułem Bohatera Związku Radzieckiego oraz Orderem Lenina. Przez kilka następnych dni walki odbywały się w samej miejscowości. Dom za domem przechodził z rąk do rąk. Dochodziło nawet do walk wręcz. W tym samym czasie Rosjanie atakowali również ze wschodu wykorzystując zdobyty przyczółki na Odrze. Ostatecznie natarcie nastąpiło 15 kwietnia 1945 r., w tym dniu Tworków został zdobyty.
Przekroczenie Cyny i Odry w tym rejonie znacznie utrudniło obronę pozostałych miejscowości. 18 kwietnia, bez żadnych starć, zajęty został Bolesław. Tego samego i następnego dnia wojska niemieckie stawiały jeszcze opór na przedpolach Krzyżanowic, po czym wycofały się w kierunku czeskiej Haci. 20 kwietnia, w godzinach rannych, żołnierze sowieccy wkroczyli już bez walki do Krzyżanowic (od strony zachodniej), a także do Nowej Wioski i Owsiszcz. Kolejnego dnia, po krótkiej, ale dość zażartej obronie, zdobyty został Roszków. Szczególnie zacięte walki toczyły się w rejonie tzw. Kympek, przysiółka złożonego z kilku domów, położonego blisko Odry miedzy Krzyżanowicami a Roszkowem. Tragicznym śladem tych walk jest masowy grób na cmentarzu w Roszkowie, pochowanych jest tam ok. 120 żołnierzy niemieckich. Dopiero 1 maja, po kilku dniach zaciekłych walk w rejonie Nowego Dworu (przysiółka Zabełkowa) i Olzy, opanowane zostały Zabełków i Chałupki. Do Rudyszwałdu sowieci weszli od strony Haci prawdopodobnie 28 kwietnia. Jako ciekawostkę można wspomnieć fakt, że już 1 maja, w obchodzone przez Rosjan święto, przez Zabełków przemaszerowała wojskowa orkiestra dęta.
W zgodnej opinii pozostałych w swoich domach mieszkańców pierwsi wkraczający żołnierze sowieccy nie zachowywali się najgorzej. Szukali niemieckich żołnierzy i szli dalej. Mieszkańcy z obawy o życie witali ich słowami: „My cywile, my Polaki, nie strzelajcie…”. Za to, ci, którzy przyszli potem, „okazali się prawdziwymi bandytami”. Tych interesowały tylko rabunki i gwałty. Po „wyzwoleniu” prawie w każdej miejscowości zostały ustanowione wojenne komendantury. Komendanci, sowieccy oficerowie, powołali spośród mieszkańców przedstawicieli, którzy mieli pełnić swego rodzaju rolę sołtysów. Dla przykładu, w Krzyżanowicach takim sołtysem miał być Targacz, a w Bieńkowicach Franciszek Stefan. Istnienie komendantur nie uchroniło jednak mieszkańców przed ekscesami sołdatów. Sowieckie komendantury przebywały w poszczególnych wsiach do lipca 1945 r., będąc do połowy czerwca, do momentu objęcia tego terenu przez polską administrację, jedynym „organem władzy”.
Po ustaniu działań wojennych dramatyczna sytuacja mieszkańców nie uległa poprawie. Co nie zostało zniszczone lub spalone podczas bombardowań lub walk, zostało zagrabione lub skradzione. Wojsko w sposób zorganizowany zarekwirowało pozostałe jeszcze przez życiu konie, bydło, a także wszystkie maszyny, narzędzia i inne ruchomości. Poszczególni zaś żołnierze nie pogardzali niczym mającym jakąkolwiek wartość. Szczególnie upodobano sobie buty i zegarki. Pofrontowy czas był szczególnie niebezpieczny dla kobiet, przede wszystkim młodych. Kobiety i dziewczęta nie mogły się pokazywać publicznie, gdyż natychmiast stawały się ofiarami napastowań i brutalnych gwałtów ze strony rozpasanej soldateski. Zdarzały się także zabójstwa. Aby temu zapobiec, przebierały się za staruszki albo smarowały twarz popiołem, by się maksymalnie oszpecić, co też, niestety, nie pomagało. Kilka miesięcy po zakończeniu działań wojennych zorganizowano w powiecie akcję mającą na celu umożliwienie dokonania aborcji ciąż będących następstwem gwałtów. Sporo kobiet z tej możliwości skorzystało.
Ciąg dalszy za tydzień