Moim zdaniem
dr Ludmiła Nowacka, pracownik naukowy PWSZ, były zastępca Prezydenta Raciborza
W artykule „Dorabiali krocie do sowitych pensji”, który Nowiny Raciborskie opublikowały 14 lipca 2015 roku, m.in. są wymienione osoby, które są pracownikami naukowymi Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Raciborzu. Czytając artykuł można było odnieść mylne wrażenie, że pracownicy samorządowi wykonują tzw. fuchy na miejscowej Alma Mater. Z takim odbiorem tekstu opublikowanego w tygodniku i krytyczną oceną wobec stosowania tego rodzaju uproszczeń spotkałam się w środowisku naukowym. Warto wsłuchać się w głosy osób pracujących na uczelni. To instytucja niezwykle ważna dla przyszłości Raciborza i każda opinia na jej temat kształtuje także obraz miasta.
Od jedenastu lat jestem pracownikiem naukowym PWSZ i w tym czasie nigdy moje zaangażowanie w jej rozwój oraz aktywność naukową nie były przedstawiane w sposób pejoratywny, z perspektywy dodatkowego zarobku. Zawsze postrzegałam moją pracę na uczelni w kategoriach prestiżu zawodowego oraz misji kształcenia mieszkańców miasta oraz regionu. Aby ją wykonywać musiałam zdobyć odpowiednie kwalifikacje i stopień naukowy. Pracownicy naukowi uczelni, w tym i ja, są okresowo poddawani ocenie i wypełnianiem wymagań związanych z budowaniem dorobku naukowego. W tym świetle co najmniej niestosowna wydaje się próba skojarzenia, tego jakże odpowiedzialnego zadania, z popularnie określanym terminem „fucha” dorabianiem do pensji.
Podobnie postrzegam zaangażowanie w funkcjonowanie uczelni pani Janiny Wystub, dyrektora Raciborskiego Centrum Kultury, której wiedza praktyczna wzbogaca dokonania PWSZ i są zgodne z zawodowym profilem uczelni. Wraz z uczelnią prowadzi Uniwersytet Dziecięcy, jest członkiem Rady Konsultacyjnej PWSZ, podjęła współpracę z Instytutem Sztuki. Pełni ona rolę eksperta, tak potrzebną w kształceniu absolwentów uczelni zawodowej. W instytucie, w którym wspólnie pracujemy nie ma pana Jana Goldmana, choć w artykule to zasugerowano.
Tekst, do którego się odnoszę zawiera także błędne połączenie mojego dorobku naukowego z tym, jaki wypracował dr Norbert Mika. Podkreślę zatem, że mój warsztat jest absolutnie inny. Pan dr Mika jest historykiem, a moje zainteresowania skupiają się generalnie na pedagogice w tym problemach społecznych. Na ponad dziesięć zorganizowanych przeze mnie seminariach, konferencjach pan doktor nigdy nie wystąpił i nie należy do Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego, któremu przewodniczę (jestem także członkiem Zarządu Głównego PTP, stowarzyszenie to koncentruje się na publikacjach, badaniach naukowych, konferencjach pedagogicznych). Nie jestem z nim także związana politycznie, a jedyne co może posłużyć do takich skojarzeń to stosunkowo już dawny, wspólny start w wyborach w 2006 r. do Rady Powiatu z komitetu „Razem dla Ziemi Raciborskiej”.
W moim wypadku uważam, (co jest powszechniejsze w kraju) że połączenie miejsc pracy w samorządzie i na uczelni wyższej służyło bardziej samorządowi, gdyż wiedza uzyskana w trakcie realizowania projektów badawczych i uzyskane doświadczenie wspomagało proces podejmowania decyzji na polu lokalnego samorządu. A doświadczenie organizacyjne było przekazywane studentom, którzy mają stać się w przyszłości lokalną elitą lepiej rozumiejącą zachodzące zmiany lokalne i cywilizacyjne.
Ustawa o szkolnictwie wyższym pozwala również pracownikom naukowym na pracę w instytucjach samorządowych i administracji państwowej, a nie pozwala na pracę na „dwóch uczelniach” (wyjątek – za pozwoleniem rektora).
*Treść została uzupełniona w stosunku do pierwotnej, roboczej wersji, która omyłkowo została zamieszczona w tygodniku 28 lipca. Przepraszamy autorkę rubryki za błąd techniczny w składzie strony.