„Customowy Racibórz” czyli pasja ukryta w dwóch kółkach
Poznali się w skateparku. Obaj od dzieciństwa uwielbiają sprzęt, którym można się poruszać z kompletną swobodą. Michał Bugla jeździ na desce, z kolei Michał Zygadło próbuje swoich sił na hulajnodze wyczynowej. Rowery natomiast ekscytowały ich od lat. – Najlepsze jest w nich to, że mogą służyć każdemu i wszędzie – oceniają nasi bohaterowie, którzy założyli facebookowy profil Customowy Racibórz.
Spotykamy się w garażu jednego z nich. Centrum Raciborza, poniedziałkowy poranek, a pobliską szosą pędzi rowerowa wycieczka. – Są wszędzie. Teraz ogólnie jest moda na rowery, co widać na każdym kroku. Nasze miasto nie jest wyjątkiem, można powiedzieć nawet, że, w porównaniu do większych miast, u nas rowerzystów jest bardzo dużo – twierdzą młodzi konstruktorzy, którzy sami przyczynili się do tego, że wielu znajomych wsiadło na rower. Gdy patrzę na owoce ich pracy, sam mam ochotę wyruszyć na dwóch kółkach hen, przed siebie.
Należą do osób, którym obce jest bezczynne siedzenie w domu. Pomysł rekonstruowania i konstruowania rowerów zrodził się blisko pięć lat temu. – Pierwszym przerobionym rowerem był składak taty. Jeździłem nim wszędzie, nawet do szkoły – wspomina Michał Zygadło, któremu majsterkowanie przy rowerach spodobało się od razu. Przy pomocy Michała Bugli zaczął odrestaurowywać stare rowery znajomych. – Efekt, często wielotygodniowej pracy, spodobał się zleceniodawcom na tyle, że w pewnym momencie w garażu zaczęło brakować miejsca na kolejne rowery – opowiada.
Skąd czerpią wiedzę dotyczącą konstrukcji? – Głównie z Internetu. Korzystamy także z porad osób zajmujących się rowerami zawodowo, prowadzących sklepy itp. Wiele patentów od nich zapożyczamy – tłumaczy Michał Bugla. Najważniejsze według chłopaków jest solidne i dokładne zespawanie wszystkich elementów. – Aby rower się po jakimś czasie nie rozleciał. Na szczęście przykładamy się do swojej pracy na tyle, że jeszcze nigdy się to nie zdarzyło – mówią z uśmiechem moi rozmówcy, dodając, że jakość i wytrzymałość roweru jest dla nich ważniejsza niż jego wygląd. – Musi być też funkcjonalny. Nie ukrywamy, że usadowienie siodełka, odsunięcie pedałów na odpowiednią odległość itp. ustawiamy głównie z myślą o sobie – zdradzają i dodają: – Tworzymy głównie nietypowe rowery, bardzo wydłużone, o szerokich kołach. Niespotykane nigdzie indziej.
Praca nad jednym rowerem pochłania około miesiąca. Z ich garażu wyjechało już dobre kilkanaście sztuk. Każdy jest inny, wielką wagę przykładają do oryginalności modelu. – Na przykład ten miał być w stylu wojskowym. Wykonaliśmy więc odpowiednie napisy, pomalowaliśmy go w kolorze khaki, do koła przyczepiliśmy nawet odpowiadający tej tematyce kanister na wodę, który pożyczyliśmy od dziadka – informuje Michał Zygadło, a jego ojciec Dariusz zwraca uwagę na to, że mamy do czynienia z „grającym rowerem”. – Wewnątrz kanistra syn zamontował małej radio. Wszyscy dziwią się skąd dobiega muzyka – śmieje się i zdradza, że niemal wszystkie rowery zostały pomalowane sprayami. – Wyjątkiem będzie jeden z naszych najnowszych rowerów. Planujemy zrobić go na wysoki połysk, a tutaj spray nie da tak zadowalającego efektu jak aerograf. Co jest najtrudniejsze? Malowanie ramy, nawet porządnie przygotowanej – mówi Michał Bugla, a Michał Zygadło wtrąca: – Obręcze przy kołach w jednym z rowerów markerem namalował mój tata. Wykonanie zajęło dużo czasu, bo cały wzór jest narysowany za jednym razem, bez oderwania ręki.
Młodzi konstruktorzy pokazują mi jeszcze dwa ciekawe modele. – Ten pomalowaliśmy, aby wyglądał jak zardzewiały. Chodziło o taki „chamski”, surowy wygląd – ocenia Zygadło. – A tamten to tzw. „ostre koło”, wykonany w estetyce Coca-Coli, cały czerwony, z naklejkami zrobionymi z etykiety napoju – dorzuca, a ja pytam, co oznacza zwrot: „ostre koło”. – Inspiracją były rowery amerykańskich kurierów, tam wytworzyła się nawet subkultura z tym związana. Chodzi o to, że rower nie ma hamulców, przerzutek a więc łańcucha, i że można nim swobodnie cofać. Dla kogoś, kto nigdy nie miał styczności z takim rowerem, jazda może okazać się niebezpieczna. Trzeba go wyczuć, bo osiąga nieprawdopodobne prędkości, a hamuje się nogami. Plusem jest oczywiście jego bezawaryjność i to że raczej nikt go nie ukradnie, bo poza szybką przejażdżką do niczego więcej się nie przyda – żartują pasjonaci dwóch kółek.
Wojciech Kowalczyk