„Kazach” z polskim sercem
Choć jest Polakiem to mówią na niego Kazach. Ma na imię Sergey i mieszka w Zawadzie Książęcej. Jego przodkowie to Polacy, ale historia sprawiła, że znaleźli się w dalekim Kazachstanie.
Sergey Slavetskiy w Polsce mieszka już od pięciu lat. W tym czasie świetnie nauczył się języka polskiego, tańczy w zespole ludowym „Łężczok”, studiuje i rozwija się sportowo. Z Polakiem o kazachskiej przeszłości rozmawiał Maciej Kozina.
– Jak to się stało, że trafiłeś do Polski?
– Zaczęło się od mojej cioci, która przyjechała w te strony. Przyjechałem do Polski na studia, zamieszkałem u niej i chciałbym sprowadzić tutaj też swoich rodziców, brata z żoną i dzieckiem.
– Urodziłeś się w Kazachstanie, ale jesteś Polakiem.
– Z narodowości jestem Polakiem, ale pochodzę z Kazachstanu, bo moi przodkowie po II wojnie światowej byli zmuszeni przenieść się daleko na wschód, w głąb Azji.
– A więc twoi przodkowie są Polakami, stąd też Twoje nazwisko.
– Tak, nazwisko mam Slavetskiy, co po polsku brzmiałoby Sławecki. Mam polskie nazwisko, bo mój pradziadek mieszkał na terenie Polski, później te tereny zostały przydzielone Ukrainie (okolice Lwowa). A później, jak już wspomniałem, został on zmuszony do przeprowadzki na tereny obecnego Kazachstanu (wówczas ZSRR).
– Gdzie mieszkałeś?
– W małej miejscowości Tajynsza mającej niespełna 15 tysięcy mieszkańców, jest to północna część Kazachstanu, niedaleko granicy rosyjskiej. Z większych miast obok był Pietropawłowsk (ok. 150 km). Od aktualnego mojego miejsca zamieszkania dzieli nas około 4 tysiące kilometrów. Gdybyśmy chcieli tę drogę pokonać samochodem, to potrzebowalibyśmy co najmniej trzech dni i to pod warunkiem, że nie będzie się długo czekało na granicy.
– Jak wspominasz czas spędzony w Kazachstanie?
– Fajnie. Zupełnie się różni od obecnych czasów. Zawsze chodziło się na podwórko, gdzie było dużo młodzieży i nikt generalnie nie siedział w domu. Nieważne jaka była pogoda. Nawet jak było -35 stopni to też na dworze można było spotkać sporo ludzi. Wszyscy się bawili, grali w piłkę, w zimie rzucali się śniegiem, którego było bardzo dużo.
– Łatwo było tam żyć?
– Dla młodzieży i osób wchodzących w dorosłość łatwo nie jest. Często zdarzają się bójki wśród tych osób. Biją się między sobą, bo miejscowi nie akceptują do końca osób, które nie są typowymi Kazachami. Oni uważają, że Kazachstan jest dla nich, a my wszyscy powinniśmy się wyprowadzić. Z tego powodu zaczynają się zaczepki, bójki z byle jakiego powodu, aby tylko udowodnić swoją rację. Nie wszyscy tacy są. Dużo Kazachów ma inne nastawienie i są to fajni, porządni ludzie. Przede wszystkim mieszkańcy południowego Kazachstanu nas nie akceptują. Najwięcej Polaków, Niemców, Ukraińców i Rosjan jest skupionych na północy kraju. W Kazachstanie jest około 90 narodowości.
– Kto wpadł na pomysł, żeby tutaj przyjechać?
– Wiele lat temu, moja kuzynka jako pierwsza przyjechała do Polski na studia. Do Kazachstanu przyjechał kiedyś starszy nauczyciel z Polski i w szkole uczył języka polskiego. Chodziło na te zajęcia kilkanaście osób i wtedy pojawił się pomysł, żeby pojechać do Polski na wymianę. W Polsce samej było jej trudno, więc sprowadziła swoich rodziców. Następnie do Polski przyjechała ciotka i wujek, więc ja też postanowiłem spróbować przyjechać tutaj na studia z myślą sprowadzenia swojej rodziny.
– Trudno było podjąć decyzję o przyjeździe do Polski?
– Akurat mam taki charakter, że szybko przyzwyczajam się do otoczenia. Zawsze sobie poradzę w nieznanym miejscu. Od dzieciństwa nie miałem z tym problemu. Jak byłem mały mama chciała ze mną iść do szpitala, ale upierałem się, że pójdę sam i dam sobie radę. Byłem bardzo samodzielny, więc decyzja o przyjeździe nie była dla mnie trudnym wyzwaniem. Aczkolwiek z bólem zostawiało się tam swoich przyjaciół, rodzinę i znajomych. Trudno było ich zostawić i zacząć tak jakby nowe życie.
– Dlaczego trafiłeś akurat do Zawady Książęcej?
– Właśnie tutaj mieszka moja ciocia. Przyjechała tutaj pięć lat wcześniej ode mnie.
– Przyjechałeś tutaj mając 18 lat. Jak szybko odnalazłeś się w nowym otoczeniu?
– Aklimatyzacja w jakimś stopniu nadal trwa. Aczkolwiek nauka języka zajęła mi parę miesięcy, choć wcześniej kompletnie nic nie znałem poza „Dzień dobry”. Miałem dwa razy w tygodniu kursy języka polskiego w Katowicach. Tam nauczyłem się gramatyki. Mówić nauczyłem się w otoczeniu. Od razu po przyjeździe zapisałem się na różne zajęcia dodatkowe, w tym tańce ludowe.
– Dobrowolnie zapisałeś się na tańce?
– Zaczęło się od wnuczki mojej cioci, która chodziła na zajęcia taneczne. Zajęcia kończyły się późno, więc ją odbierałem z tańców, żeby sama nie wracała do domu. Przychodziłem trochę szybciej, aby popatrzeć jak tańczą i wtedy pani Aldona, która prowadzi tam zajęcia zaproponowała mi, żeby do nich dołączyć. Zapisałem się z wielką chęcią, bo wiedziałem, że pomoże mi to poznać język i nauczyć się czegoś nowego. Chciałem przebywać jak najwięcej w polskim otoczeniu i słuchać języka polskiego.
– I jak już wspomniałeś dosyć szybko nauczyłeś się mówić po polsku...
– Tak, ale na tańcach spotkała mnie niespodzianka, bo tam nikt nie mówił po polsku, a po śląsku. To był dla mnie spory problem, bo nie rozumiałem co do mnie mówią. Na tańce zacząłem chodzić po kilku miesiącach pobytu w Polsce, gdzie po polsku już umiałem mówić, ale śląski dopiero wtedy poznałem. Po tańcach zbieraliśmy się, żeby gdzieś posiedzieć i porozmawiać to niewiele rozumiałem, choć bardzo się starałem. Wyłapywałem tylko niektóre słówka, a jak mówili szybko, to nic nie rozumiałem.
– W Polsce żyje ci się łatwiej czy trudniej niż w Kazachstanie?
– Zależy w czym. Są rzeczy, z którymi tam było łatwiej, ale są też takie rzeczy, które łatwiej załatwić tutaj. W Polsce jest łatwiej złapać pracę. Na studiach jest bardzo łatwo, bo w Kazachstanie zaczynałem, studiowałem przez trzy miesiące i był zupełnie inny poziom. Było tam bardzo dużo nauki. Tutaj też jest trochę nauki, ale jest inny poziom. Poszedłem na WF z taką myślą, że będą zajęcia fizyczne i bardziej będę mógł się porozumieć sportowo niż językowo. Nie musiałem zdawać egzaminów językowych, a bardziej sprawnościowe, więc było mi łatwiej.
– Teraz jesteś wysportowany i dobrze zbudowany. Jak było z twoją fizycznością w Kazachstanie. Długo już ćwiczysz?
– Nigdy nie ćwiczyłem tam intensywnie, aczkolwiek na WF-ie byłem zawsze aktywny. Byłem jednym z najlepszych sportowców w szkole. Często trener prosił mnie, żebym uczestniczył w zawodach, to mi się nie chciało, bo zawsze ćwiczyłem tylko dla siebie. Pomagało mi to zapomnieć o problemach i odprężało. Czasami udawało mu się mnie namówić i zajmowałem czołowe lokaty w zawodach.
– Obecnie rozwijasz się w kierunku trenera personalnego.
– Mam trzy specjalizacje. Instruktor fitness i pływania. W tym samym czasie zrobiłem trenera personalnego. Dodatkowo jeszcze studiowałem na odnowie biologicznej, czyli rehabilitacje i masaże. Pozostało mi się obronić.
– Mając praktycznie papiery w ręku, jakie masz plany na życie?
– Zamierzam wyprowadzić się do Krakowa. A to dlatego, że już prawie udało mi się sprowadzić tutaj mojego brata z jego rodziną. Jak wszystko pójdzie zgodnie z planem to w październiku będzie już w Polsce. Załatwiłem mu mieszkanie w Oświęcimiu, a ja chcę być blisko i stąd pomysł na Kraków. Tam spróbuję znaleźć pracę jako trener personalny.
– Chcesz się wyprowadzić, więc co będzie z tańcami?
– Szkoda mi tego. Często o tym myślę, że się wyprowadzę i nie będzie tańców, nie będzie tych ludzi. Mamy wspaniałą ekipę, mnóstwo ciekawych wyjazdów, występów, obozów tanecznych... W okresie szkolnym dużo ćwiczymy i koncertujemy, a w okresie wakacyjnym wyjazdy na festiwale np. do Bułgarii, Chorwacji czy jak ostatnio Turcji. Będzie mi tego strasznie brakowało.
– Taką ciekawostką jest, że jesteś Polakiem, wychowanym w Kazachstaniem, a tu tańczyłeś tańce mniejszości niemieckiej.
– Często się z tego śmiejemy, wspominamy. Jak komuś o tym opowiadam to jest sporo śmiechu, że tańczę niemieckie, albo śląskie tańce a jestem polskim Kazachem.
– Czym się pasjonujesz poza tańcami i treningami?
– Mam dużo zainteresowań. Lubię czytać książki naukowe, związane z przedsiębiorczością, takie z których mogę się czegoś dowiedzieć. Lubię czytać artykuły w internecie. A poza tym to właśnie parkour, freerun, lubię wchodzić na wysokie punkty, wspinać się, a do tego towarzyszy mi muzyka. Przy wspinaniu towarzyszy mi mój kolega Stefan, którego poznałem w Polsce i mam z nim wspólne zainteresowania. Gram też na pianinie, jestem samoukiem i kilka utworów potrafię zagrać. Nie oglądam telewizji, bo uważam, że jest to strata czasu. Ogólnie lubię być aktywny, nie lubię siedzieć w miejscu. Rozwijać się i iść do przodu.