„Raciborska” – lokal z sentymentem
Najstarsza restauracja w naszym mieście towarzyszy raciborzanom od 65 lat. Nic więc dziwnego, że wśród nich są klienci, którzy mieli tu komunię, studniówkę i wesele, a teraz wyprawiają dzieciom chrzciny. Bo „Raciborska” to lokal, do którego wielu z nas po prostu czuje sentyment.
Śląskie smaki z kresową nutką
Zanim przy rynku powstał sztandarowy lokal PSS Społem, raciborzanie stołowali się w restauracji przy ul. Mickiewicza, w budynku, gdzie później mieściła się siedziba PKO. W 1948 roku spółdzielnia przejęła ją od prywatnego dzierżawcy T. Zdebla i zapoczątkowała tam swoją działalność gastronomiczną, która skończyła się dwa lata później, wraz z otwarciem „Raciborskiej”. Zarząd spółdzielni, który w 1950 roku otrzymał kredyt potrzebny na budowę domu gastronomicznego przy rynku, jako miejsca zbiorowego żywienia, wybudował obiekt w rekordowym tempie. Oddano go do użytku jeszcze w grudniu tego samego roku, dzięki czemu raciborzanie mieli gdzie hucznie przywitać Nowy Rok. Zabawy sylwestrowe, karnawałowe i dancingi stały się odtąd wizytówką lokalu.
– Gdy zostałem kierownikiem, wiceprezesem do spraw gastronomii była Maria Pawłowska, a kuchni szefował wtedy Zygfryd Mikieta – tłumaczy Alojzy Orłowski i wyjaśnia, że razem z Mikietą w latach 60. pracowali: Krystyna Tomala, Marta Urbasik, Stanisław Matuszek, Józef Felbinger i Jan Wycisk. – Mieliśmy też garmażerię, w której przygotowywano dania dla wszystkich barów PSS-owskich w Raciborzu. Pracowały tam: Erna Stachowiak, Gertruda Pawlar, Magdalena Juzefus, Marian Frączak, Erazmus Mikuła, Gerard i Norbert Głąbikowie, a później Dorota Pacharzyna. Wśród kelnerów byli: Roman Kozik, Marian Jurczyk, Zygfryd Szyra, Eryk Wałach, Jadwiga Kretek, Irma Mateja, Anna Małek, Adela Schwan, Stanisława Wojciechowska, Adolf Gruszka, Urszula Świętek i Alojzy Ryszka. Był jeszcze Fryderyk Jabłoński (zwany Kazikiem), pracownik gospodarczy PSS-u, który pomagał też w „Raciborskiej” naprawiając sprzęt i sprzedając bilety – wymienia jednym tchem pan Orłowski, który restauracją kierował 11 lat.
Kiedy Zygfryd Mikieta odszedł do stołówki Rafako, na jego miejsce przyszła Katarzyna Krzywińska, która na prośbę pana Orłowskiego jako pierwsza wprowadziła do menu restauracji pierogi z kaszą gryczaną. – Ucieszyło to wielu moich znajomych, bo wschodnie potrawy nie były wtedy zbyt popularne. Nowością były też dania z rożna, do których przekonali mnie na kursie kucharzy w Sopocie. „Raciborska” serwowała takie dania jako pierwsza w okolicy. Najbardziej znaną potrawą naszej kuchni była jednak przygotowywana przez Mikietę „zapiekanka raciborska”, która składała się z ziemniaków zapiekanych z boczkiem, cebulą, kiełbasą i ogórkami kiszonymi – wyjaśnia Alojzy Orłowski.
Gdy w 1969 roku restauracja wygrała wojewódzki konkurs o „Złotą Patelnię”, „Trybuna Opolska” chwaliła lokal za profesjonalną obsługę i smaczną kuchnię, w której królował rosół z domowym makaronem i zrazy zawijane w sosie śmietankowym z ziemniakami i czerwoną kapustą. Sukces 55 zatrudnionych tu wtedy pracowników był naprawdę imponujący, bo do udziału w konkursie „Światowida” zgłosiło się 85 opolskich lokali, spośród których zakwalifikowano 64, więc konkurencja była ogromna.
O rozpłaszczonych klientach
W czasach PRL-u do „Raciborskiej” ustawiały się w porze obiadowej długie kolejki, więc obsługa miała co robić. – Najwięcej pracy było zawsze w niedziele i w tygodniu, na który przypadał 8 marca, bo wszystkie zakłady organizowały dla pań jakieś imprezy. Pracowałyśmy od 6.00 do 22.00, ale przychodziłyśmy zawsze dwie godziny wcześniej, a jak była zabawa, to oczywiście trzeba było zostać do rana, dlatego „Raciborska” stała się szybko drugim domem mojego syna Henryka – wspomina kelnerka Jadwiga Kretek (dziś Gwozdecka).
Kelnerki obowiązywał jednakowy strój, o który same musiały zadbać. Na początku nosiły sukienki z kaszmiru w białe groszki, a potem niebieskie, które uszył zakład krawiecki przy Młyńskiej. Na te sukienki obowiązkowo zakładało się fartuszki, a we włosy wpinało białe wstążeczki, bo w razie kontroli, za brak jakiegoś elementu można było zapłacić karę. Niezadowoleni z obsługi chętnie sięgali po książkę życzeń i zażaleń. – Te wpisy były nieraz po prostu złośliwe, ale na każdy z nich trzeba było odpowiedzieć i się wytłumaczyć. Na szczęście byli też sympatyczni klienci. Zdarzyło mi się kiedyś, że jednego z nich, który przysnął i osunął się pod stół, nie zauważyłam i zamknęłam w lokalu. Obudził się w nocy, ale grzecznie zaczekał do rana, żeby nie robić mi kłopotu. Do dziś mi się kłania na ulicy – wspomina ze śmiechem pani Jadwiga.
Urszula Piela (dziś Kowoll) pracowała prawie z wszystkimi kierownikami od Alojzego Kupki po Janusza Kopcia. – Nigdy nie zagrzałam tam miejsca zbyt długo, bo ciągle mnie gdzieś przesuwali. Byłam kelnerką w „Iwonce”, „Basztowej”„Kawiarni pod Arkadami”, ale to była pestka w porównaniu z „Raciborską”. Jak jakaś kelnerka miała do nas przyjść na zastępstwo to od razu załatwiała chorobowe, bo mieliśmy takie obłożenie, że na stoliki trzeba było czekać godzinami. Przez cały dzień obsługa musiała być na wysokich obrotach – wspomina pani Urszula i dodaje, że kiedy kelnerki padały już z nóg, zawsze można było liczyć na masażystów z Unii Racibórz, którzy przy okazji konsumpcji potrafili rozmasować dziewczynom na zapleczu obolały kark.
„Trybuna Opolska” z 1969 roku donosiła, że nie wszyscy klienci „Raciborskiej” zachowują się jak należy. „Niestety, zdarzają się różne niemiłe historie. Niekiedy konsumenci zabierają ze sobą np. mydło i ręczniki. Nierzadko do kieszeni lub teczki wędrują sztućce i popielniczki. Niektórzy klienci strzepują popiół bezpośrednio na podłogę a do kelnerek odnoszą się niegrzecznie – utyskiwano w artykule „Kuchnia Raciborskiej dogadza smakoszom”. Kelnerki musiały sobie radzić z tymi, którzy lokalu opuszczać nie chcieli oraz tymi, którzy mieli problemy z płatnościami. – Niektórzy stali klienci czuli się u nas lepiej niż w domu i rozmawiali z nami bardziej otwarcie niż z żonami, ale gdy wszedł przepis o wydawaniu alkoholu wyłącznie z zakąską, całe stoły zastawione były śledzikami, których panowie nie dawali rady zjeść, a jak przyszło do płacenia to chcieli nam je zwracać – mówi Urszula Piela.
Pracujący od 1984 roku w „Raciborskiej” Krzysztof Kiszka jest nie tylko kelnerem, ale i łowcą autografów. Domowe jedzenie przyciąga bowiem często gwiazdy znane z radia i telewizji. Wśród zdobyczy pana Krzysztofa są zdjęcia ze Stachurskym, Bronisławem Cieślakiem, Kabaretem Neonówka czy Elżbietą Zapendowską. Nie brakuje też lokalnych akcentów. Restaurację odwiedzają Magdalena Walach, Marzena Korzonek i Ania Wyszkoni, a roladę z kluskami i modrą kapustą doceniają też goście z Algierii, Rosji, Bułgarii, Holandii, Anglii i Niemiec.
Klimat skłaniający do wspomnień
„Raciborska” zawsze słynęła z organizowanych w soboty i niedziele dancingów. – Na sali mieściło się 220 osób i na stałe przygrywał zespół Karola Psoty, w którym śpiewał i grał na perkusji młodszy brat Czesława Miłoty. Pamiętam, że na jedną z zabaw sprowadziliśmy orkiestrę radia Katowice pod dyrekcją Kazaneckiego. Atrakcją każdej imprezy były wnoszone o północy płonące lody, które przeniosłem z „Tęczowej” – wspomina pan Orłowski. Niezapomniane Sylwestry pełne były kotylionów, konfetti i konkursów z nagrodami, a w zaprojektowanym przez Aleksandra Czeskiego barze, którego ozdobą było 1160 denek z butelek, przygotowywano wyszukane cocktaile alkoholowe. „Raciborską” wybierali też na miejsce corocznych Barbórek władze kopalni „Anna” w Pszowie a na zabawy zakładowe Pollena, raciborska mleczarnia, Cech Rzemiosł Różnych, PKS i Sprawność. – Na tego typu imprezach podawaliśmy wyroby naszej garmażerii, które cieszyły się ogromną popularnością. Ludzie zachwycali się galaretkami rybnymi i ozorkami z galarecie, prażynkami, śledziami w oleju, flaczkami i bigosem. Zaopatrywaliśmy bary w całym mieście, a pracująca w garmażerii Gertruda Pawlar brała udział w wielu konkursach kulinarnych, zajmując główne miejsca zwłaszcza za dekoracje – mówi pan Orłowski.
Nowością był zainstalowany w holu aparat telefoniczny i możliwość wypożyczenia u szatniarza szczotki i pasty do butów. W PRL-u szatniarz był najlepiej poinformowaną osobą w każdej restauracji. Przed dancingiem nieprzygotowani na tę okazję panowie mogli od niego wypożyczyć krawat, a w czasach największego kryzysu zawsze dysponował zagranicznymi papierosami, które można było kupować na sztuki. Każdy szanujący się lokal miał szatniarza, bo „rozpłaszczanie się” było obowiązkowe. Dziś „Raciborska” jest ostatnim bastionem szatniarzy w naszym mieście, a goście wychodząc na papierosa, albo zatrzymując się przed zdjęciami dawnego Raciborza właśnie szatniarzom opowiadają historie z nim związane. – Przyszedł do nas kiedyś pan, który opowiadał, że w naszym lokalu miał przyjęcie komunijne, studniówkę i wesele, a teraz robi chrzciny swojego dziecka – mówi Danuta Fedyszyn, która z Mieczysławem Radzickim prowadzi od 2009 roku szatnię w „Raciborskiej”.
Wiele osób, mieszkających od lat w Niemczech, wybiera ten lokal ze względu na sentyment. – Jeszcze przed remontem restauracji trafił nam się gość, który odwiedził po 30 latach miasto i przyszedł do „Raciborskiej” na obiad. Był zachwycony tym, że wciąż serwuje się tu bigos i klimatem, który zapamiętał sprzed lat – opowiada szatniarka. Ten sentyment sprawił, że zaczęto tu organizować zabawy w stylu PRL-u. – Na szalone lata 70. goście odpowiednio się ubrali i przygotowali nawet hasła z tamtego okresu. Było socjalistyczne menu i odpowiednia muzyka. Narzekali tylko na brak szarego papieru toaletowego, który był symbolem tamtej epoki – dodaje ze śmiechem pani Danusia.
Po dawnej epoce dziś pozostały tu jedynie dobre wspomnienia. Przeprowadzając na przełomie 2008 i 2009 roku gruntowny remont lokalu zadbano jednak o to, by zachować jego dawny klimat. Pozostawiono zaprojektowane przez Aleksandra Czeskiego przepierzenia z metaloplastyki, które pełnią teraz jedynie funkcję ozdobną, a na ścianach powieszono zdjęcia starego Raciborza. Projektem wnętrza zajęła się Katarzyna Kosior, a odrestaurowanie starego żyrandola i wykonanie osłon na grzejniki PSS Społem powierzył Zdzisławowi Kłosowi. Od podstaw wyposażona została wyremontowana kuchnia, która po trzech miesiącach przerwy powróciła do serwowania domowych dań, w ofercie obiadów abonamentowych cieszących się coraz większą popularnością. Raciborzanie nie bawią się już tak często jak kiedyś, ale ze sprzedażą biletów na sylwestra w „Raciborskiej” nigdy nie było problemów. Ten nadchodzący zapowiada się wyjątkowo, bo restaurację otwarto dokładnie 65 lat temu właśnie na bal sylwestrowy. Będzie więc co świętować i co wspominać, jak przystało na lokal z sentymentem.
Katarzyna Gruchot
Wszystkie osoby, które mogą uzupełnić informacje na temat historii PSS Społem autorka tekstu prosi o kontakt telefoniczny: 32 415 47 27 wew. 14, bądź mejlowy: k.gruchot@nowiny.pl
Kierownicy restauracji „Raciborskiej” (otwarcie XII 1950)
Helena Zdebel (1950 – 1953), zastępca kierownika
Alojzy Kupka (1960 – 1963)
Alojzy Orłowski (1963 – 1974)
Hildegarda Czapla (1974 – 1980)
Wiesława Siatkowska (1982 – 1984), zastępca Danuta Janda
Janusz Kopeć (1984 – 1990)
Jan Kuchciński (1990 – nadal)