Ciastka, które wodzą nas na pokuszenie
Słodki zapach towarzyszy mieszkańcom Londzina od 55 lat, bo właśnie w tej części miasta znalazła się, prosperująca do dzisiaj, ciastkarnia PSS Społem. Jest tu i domowo i tradycyjnie, dzięki czemu raciborzanie często sięgają po popularne produkty ciastkarni, a jej opawiany, cymesy czy jabłuszka stały się dziś słodkim symbolem naszego miasta.
Słodkie początki
Pierwszą po wojnie ciastkarnię PSS uruchomił przy ul. Przejazdowej w 1949 roku. Przed wojną był to zakład znanego mistrza piernikarskiego Augustyna Halamy, który upaństwowiono. Wieloletnim magazynierem ciastkarni był Aleksander Weiss, który pełnił tę funkcję od 1951 roku. Kierownikami zakładu byli Franciszek Cwołek (1952 – 1953), Wilhelm Wilczek (1953 – 1957), Henryk Dyrszka (1957 – 1960), Erhard Kowol (1961 – 1981), Józef Fiur (1982 – 1990) i Franciszek Hosnowski (1990 – 1992), który po prywatyzacji przejął zakład i prowadzi go do dziś. – Zaczynałem tam jako uczeń, a moim mistrzem był znany ciastkarz Reinhold Halszka, który pracował potem w Ciastkarni nr 3 na Londzina – wspomina Jerzy Machowski.
W 1960 roku drugą ciastkarnię, w której, jak podawała Kronika PSS Społem, produkowano 32 rodzaje ciastek sprzedawanych w raciborskich sklepach, barach i kawiarniach, otwarto przy ul. Londzina. Jej pierwszym kierownikiem był Henryk Dyrszka (1960 – 1966), wyróżniony jako Zasłużony Działacz Ruchu Spółdzielczego za racjonalizatorski pomysł, według którego skonstruowano nóż do szybkiego krojenia ciastek. Po panu Henryku szefem ciastkarni został późniejszy prezes PSS Społem Alfons Goleczka (1966 – 1974), na następnie Henryk Gregorczyk (1974 – 1978), Monika Wincierz (1978 – 1990), Agnieszka Zygmunt (1990 – 1993), Maria Cieszyńska (1993 – 2002), Jerzy Czajka (2002 – 2015) i Sylwia Bogdon (2015 – nadal).
Ciastkarni nr 3 przy ul. Kolejowej, którą w 1992 roku przenioesiono do budynku przy ul. Pocztowej, szefowali kolejno: Józef Kudryś, Manfred Stuchły, Jerzy Machowski i Jerzy Czajka. Ciastkarni podlegała mieszcząca się na rogu ulic Wojska Polskiego i Klasztornej wytwórnia lodów. – To były najpopularniejsze smaki, które, po rozwiezieniu w termosach do punktów sprzedaży, serwowało się między dwoma wafelkami, bo o rożkach nikt jeszcze wtedy nie słyszał. Pamiętam, że takie lody sprzedawane były w punkcie przy „Tęczowej” – tłumaczy były kierownik Trójki Jerzy Machowski i dodaje, że dzięki współpracy z Czechami ciastkarnia wzbogaciła swój asortyment o popularne dziś opawiany i adwokatki.
Najpóźniej, bo w 1984 roku powstała Czwórka przy ul. Staszica, w którą przekształcono istniejącą tu wcześniej Piekarnię nr 3. Kierownikiem ciastkarni została Maria Cieszyńska. W 1990 roku zakład przejął Alfred Chrobak, który razem z synami prowadzi tu do dziś piekarnię.
Szczęśliwa trzynastka
W ciastkarni przy ul. Londzina pracuje dziś trzynaście osób, wśród których jest tylko czterech panów. Drużynę kierowniczki Sylwi Bogdon stanowią: magazynier Aniela Moskwa, brygadzista Marek Kałuża, ciastkarze: Katarzyna Gatnar, Teresa Kirszniak, Sonia Nowak, Damian Stosiek, Ewa Żymełka, Krzysztof Zaczyk, Urszula Wolnik, Andrzej Kusma, pomoc ciastkarza Ewa Osadnik i pracownik gospodarczy Jolanta Gosek.
Największym, bo 39-letnim stażem mogą się pochwalić Teresa Kirszniak i Aniela Moskwa. Pani Teresa zaczynała za czasów kierownika Machowskiego w ciastkarni przy ul. Kolejowej. Po jej likwidacji znalazła się w zakładzie na Przejazdowej, a następnie na Londzina, gdzie pracuje do dziś. Choć w domu piecze często, głównie za namową synów, to podobnie jak mąż, zamiast słodyczy woli kotlety.
Pani Aniela najpierw praktykowała w ciastkarni na Kolejowej, a potem na Londzina. Miała też krótki epizod w Barze „Ekspres” i ciastkarni na Przejazdowej, skąd powróciła na dobre do Ciastkarni nr 2, gdzie od 2004 roku pełni funkcję magazyniera. Jej ulubionym ciastem jest szarlotka, którą pani Aniela może jeść bez ograniczeń, bo nadmiar kalorii spala jeżdżąc na rowerze.
Świeżo upieczona kierowniczka Sylwia Bogdon przyznaje, że jak w domu jest zapotrzebowanie na łakocie to nawet po ośmiu godzinach spędzonych w pracy, zawsze z chęcią wraca do pieczenia. W świat kulinariów wprowadzała ją babcia Emma, która pochodziła z Brzezia. Z jej zeszytu z przepisami pani Sylwia korzysta do dziś i sama go uzupełnia. Ma nadzieję, że kiedyś przyda się jej córce. Doświadczenie zawodowe zaczęła zdobywać jako 15-latka. Najpierw były praktyki w ZSZ przy Fornalskiej. Ta pierwsza w ciastkarni przy ul. Przejazdowej na Ostrogu. – To był niesamowity stres, ale z czasem nabrałam wprawy. Potem zrobiłam kurs mistrza cukierniczego i poszerzałam wykształcenie o szkołę średnią, administrację, bhp i kursy pedagogiczne – opowiada pani Sylwia, która w tym roku zastąpiła na stanowisku kierownika Jerzego Czajkę.
Dwóch wujków Marka Kałuży było piekarzami. On nabierał doświadczenia pod okiem Marty Krzyż, która była majstrem na Przejazdowej. – Pierwszą pracę dostałem w naszej ciastkarni za kierowniczki Moniki Wincierz. Robiliśmy wtedy krajankę i mnóstwo serników wiedeńskich – wspomina pan Marek, który pełni dziś funkcję brygadzisty.
Słodkie tradycje wyniosła z domu Katarzyna Gatnar. – U nas zawsze piekło się dużo ciast. Ja zostałam cukiernikiem, a siostra pracuje w „Mieszku” – tłumaczy ze śmiechem pani Kasia, która na Londzina pracuje od 1989 roku. W tym samym roku pracę w ciastkarni na Staszica zaczęła Urszula Wolnik, która doświadczenie zawodowe zdobywała też w zakładzie na Przejazdowej oraz piekarni „Gigant”. Trzy lata temu powróciła na Londzina, gdzie wcześniej też pracowała. W domu tajniki sztuki ciastkarskiej przekazuje swojej 14-letniej córce Joasi, która razem z mamą lubi piec kołaczyki z serem, makiem i marmoladą.
Krzysztof Zaczyk do ciastkarni na Londzina dojeżdża od 20 lat, najpierw z Nędzy, a teraz z Dobieszowa. To już taka rodzinna tradycja, bo ojciec Jan był piekarzem PSS-u w „Gigancie”, a ciastkarzem jest też żona Magda. Z tatą przez wiele lat łączyła go również wspólna pasja gołębiarska, na którą dziś nie ma już czasu.
Początków pracy zawodowej nie wspomina zbyt dobrze Damian Stosiek, bo kto to widział, żeby piłkarz LKS Rudnik mył blachy i czyścił naczynia? Z czasem jednak przywykł do pracy na nocki i nowych obowiązków, choć w domu woli gdy piecze mama, a zamiast ciastek zawsze wybierze porządny kawałek szynki.
Andrzej Kusma dołączył do załogi 2,5 roku temu. Jego babcia często pomagała w ciastkarni Alfredowi Malcharczykowi, on zaś zdobywał pierwsze szlify pod okiem Franciszka Hosnowskiego. Dziś chętnie wyręcza żonę w pieczeniu i jak sam przyznaje, ma słabość do bezów i eklerów.
Najmłodszymi stażem pracownicami zakładu są Ewa Żymełka i Sonia Nowak, które zaczęły pracę rok temu. Wcześniej pani Ewa odbywała tu praktyki, a jej koleżanka Sonia była zatrudniona w piekarni i cukierni Niewelta w Rybniku. – Stanowimy bardzo fajną ekipę. Trzeba się tylko przyzwyczaić do pracy na zmiany i dobrze zorganizować sobie czas – podsumowuje pani Nowak.
Skarby Raciborszczyzny
– We wszystkie gusta się nie trafi, ale mamy takie firmowe produkty, które u raciborzan zawsze cieszą się ogromną popularnością. To są wuzetki, opawiany i jabłusza – wylicza Katarzyna Gatnar, która najchętniej sięga po serniczki i ciastka agrestowe.
Ciastkarze wszystkie receptury znają na pamięć i nawet w środku nocy potrafią je wyrecytować. Wszystko jest robione ręcznie, w oparciu o tradycyjne receptury i na turalnych składnikach. Bez konserwantów, spulchniaczy i ulepszaczy. – Potrafię rozpoznać chemię w każdym ciastku. Mam takie laboratorium w podniebieniu – śmieje się pani Sylwia. W jej zakładzie przygotowuje się dwadzieścia trzy rodzaje ciastek, dziesięć rodzajów tortów, pięć rodzajów rolad, a oprócz tego ciasteczka kruche, serniki i drożdżówki. Dla pocieszenia gospodyń, które nie mają ręki do ciast, ciastkarze przyznają, że im też zdarzają się wpadki. Dużo zależy od jakości śmietany czy sera, na co właściwie nie ma się wpływu. Jeszcze do niedawna masło, mleko, twaróg i śmietanę zamawiano w raciborskiej mleczarni. Dziś te produkty dostarcza Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska w Bieruniu. Oprócz tego są świeże jajka z Fermy Drobiu Jerzego Janiczka z Bukowa i mąka z rodzinnego młyna Modlichów w Cyprzanowie.
Największe zamówienie, jakie zrealizowała do tej pory ciastkarnia to było 1500 ciastek opawianowych, które PSS Społem rozdał w 2013 roku na raciborskim rynku podczas rodzinnego pikniku „Nowin Raciborskich”. Do produkcji rekordowego zamówienia użyto 40 litrów śmietany, ok. 300 jajek, 15 kg cukru, 9 kg maki, 5 kg masła, 5 kg margaryny, 2 kg kakao i 1,5 kg oleju. Rok wcześniej w Plebiscycie „Nowin Raciborskich” w kategorii smaki, tort opawianowy został uznany za Skarb Raciborszczyzny.
Ogromnym wyróżnieniem było też przyznanie ciastkarni Śląskiego Znaku Jakości w branży spożywczej za kołacz śląski, które otrzymała z rąk Wojewody Śląskiego w 2002 roku. Ale to nie nagrody są największym powodem do dumy załogi PSS-u, tylko produkty, które od lat cieszą się wśród raciborzan popularnością. Do tradycyjnych receptur i smaków z dzieciństwa znów się powraca, dzięki czemu Ciastkarnia przy ul. Londzina ma szansę funkcjonować następnych 55 lat.
Katarzyna Gruchot