Witamy w stadzie! Byczek Kretek szczęśliwy wśród krów
Młodziutki byk jest bez wątpienia najbardziej oryginalnym podarunkiem tegorocznej Szlachetnej Paczki
Krowy czekały w oborze wystrojone w kokardy na ogonach. Na ścianie wisiał wielki napis „Witaj w stadzie”. – To było coś niesamowitego. Cała rodzina na nas czekała. Udekorowała gospodarstwo. Gospodyni wycałowała Kretka. To był bardzo pozytywny akcent na zakończenie tej edycji Szlachetnej Paczki – dzieli się wrażeniami Monika Sobik, szefowa wodzisławskiego rejonu Szlachetnej Paczki, która wraz rodziną darczyńców przywiozła w środę 16 grudnia pod wieczór byczka do rodziny w Istebnej.
Kretek ma zaledwie półtora miesiąca. Jest darem od Krystiana Kretka, hodowcy z Krzanowic w powiecie raciborskim. Od jego nazwiska pochodzi imię cielaka. Okazuje się, że hodowca stał się darczyńcą przez przypadek. Historia sięga wodzisławskich wodociągów. Grupa pracowników zbierała pieniądze na Szlachetną Paczkę, w tym na byczka. Nie mieli pojęcia ile zwierzę mogłoby kosztować. O zbiórce dowiedziała się pracownica, prywatnie żona kolegi Krystiana Kretka. Kolega zadzwonił do hodowcy z pytaniem o cenę młodego byka, bo są chętni do zakupu dla potrzebującej rodziny w ramach Szlachetnej Paczki. Dzwoniący chciał też wiedzieć, czy hodowca sprzedałby cielaka, gdyby udało im się zebrać pieniądze. – Odłożyłem telefon, skonsultowałem z żoną i postanowiliśmy, że byczka sprezentujemy – mówi rolnik z Krzanowic. Pomógł jeszcze załatwić transport. Zaprzyjaźniona firma Agro Oaza udostępniła busa z paliwem. – Dołożyliśmy siano, rodzina zrobiła jeszcze zrzutkę na paszę. Koledzy rolnicy nawet mieli pretensje, że nie daliśmy znać, bo też by dołożyli – opowiadają Krystian Kretek z żoną Urszulą. W środę Kretkowie z Moniką Sobik zawieźli cielaka do Istebnej. Górale nie wierzyli, że ich marzenie się spełni. Chcieli powiększyć stado krów, żeby mieć mleko dla dzieci. Mają 14-letniego syna i 17-miesięczne bliźniaki. – Ugościli nas czym chata bogata. Byliśmy tym przejęci. A jak żegnaliśmy się, czułości było co niemiara. Mówiłem tylko, niech mi pan żony nie udusi. Tak ją ściskał. Dziękowali nam serdecznie. Dało się odczuć, że to z serca, a nie udawane, reżyserowane – mówi rolnik. – Ważne, że pomoc dostała konkretna rodzina. To nie to, co wysłanie sms-a, z którym nie wiadomo, co się dzieje – zauważa Urszula Kretek.
Monika Sobik dodaje, że podróż i potem pobyt u górali to był jeden śmiech. Radości dostarczał Kretek. Na przykład ekipa zatrzymała się na stacji paliw na kawę. Pękali ze śmiechu widząc zaskoczenie kierowców, którzy zauważyli małą krowę w busie. Już na miejscu cielaczek rozglądał się zaciekawiony po zagrodzie, zapoznawał się z towarzyszkami ze stada. Jak podrośnie, będzie się realizował jako dawca nasienia. W takim też celu trafił w góry.
(tora)