Sześciolatkowy galimatias
Spełniona przez rząd PiS obietnica wyborcza spędza sen z oczu samorządów.
Sześciolatki, które od 1 września będą mogły pozostać w przedszkolach. Tak więc w szkołach podstawowych zabraknie niemalże całego rocznika pierwszoklasistów (część rodziców może zdecydować się na posłanie do szkoły swojej sześcioletniej pociechy). Z drugiej strony obecnie w przedszkolach przebywa 45 sześciolatków, które otrzymały odroczenie i 1 września pójdą do szkoły jako siedmiolatki. To wszystko będzie wymagało ruchów kadrowych w przedszkolach i szkołach (przesunięcie nauczycieli ze szkół do przedszkoli), ale te muszą być starannie zaplanowane.
Problem polega na tym, że 45 dzieci, które od września pójdą do szkoły to bardzo niewiele jak na całe miasto. W wielu dzielnicach dzieci te można policzyć na palcach jednej ręki. Przykładowo na Płoni jest tylko jeden odroczony sześciolatek. Dla jednego dziecka w miejscowej szkole nie otworzy się klasy. Będzie musiało chodzić do innej szkoły, która przyjmie większy strumień dzieci (prawdopodobnie SP1 zbierze dzieci z Brzezia, Płoni, Obory i Ostroga, do SP 18 trafią dzieci z Nowych Zagród, Ocic, Sudołu i Studziennej, a do SP 13 dzieci z centrum). Ale klasy te i tak nie będą zbyt liczne, co przełoży się na wysoki koszt ich utrzymania. I nie będzie to tylko jednorazowy wydatek – niepełne klasy będą stanowić obciążenie dla budżetu miasta we wszystkich kolejnych latach (aż do ukończenia przez nie gimnazjum). Nakłada się na to jeszcze kwestia subwencji oświatowej. Mówiąc wprost, miasto wolałoby, aby więcej dzieci było w szkołach niż przedszkolach, bo na jednego przedszkolaka dostaje 1370 zł subwencji oświatowej, a na jednego ucznia szkoły 5200 zł.
Te wszystkie problemy zostały poruszone podczas styczniowego posiedzenia miejskiej komisji edukacji. Temat wywołał przewodniczący gremium – radny Paweł Rycka. Uruchomieniu pełnych oddziałów szkolnych ma służyć planowana przez władze miasta kampania społeczna. – Chcemy nakłaniać rodziców sześciolatków do tego, aby posłali sześciolatki do szkół – mówi Mirosław Lenk. Radna Zuzanna Tomaszewska zaproponowała, aby przyspieszyć nabór do przedszkoli, co pokazałoby w jakim kierunku zmierzają rodzice. – Mielibyśmy obraz, jakie są tendencje – przekonywała. M. Lenk uznał to za dobry pomysł. Być może nabór uda się uruchomić jeszcze w pierwszej połowie lutego.
– Ilu nauczycieli może stracić pracę? – pytała radna Anna Ronin. – Teoretycznie liczba dzieci w szkołach podstawowych i przedszkolach jest stała, więc ruchy kadrowe będą polegały na przesunięciu nauczycieli ze szkół do przedszkoli. Mamy nadzieję, że uda nam się to opanować w taki sposób, że nikt nie straci pracy – wyjaśnił M. Lenk.
Wojtek Żołneczko