Ks. Jerzy Hetmańczyk towarzyszył w ostatniej drodze swemu ojcu
Uroczystą mszą św. w kościele parafialnym św. Jana Chrzciciela na Ostrogu, swego ojca pożegnał proboszcz ostrógskiej parafii ks. Jerzy Hetmańczyk.
W swą ostatnią drogę, znany dobrze parafianom 91-letni pan Henryk zwany też w najbliższym środowisku Fatrem, wyruszył do Zabrza Rokitnicy, gdzie – po nabożeństwie pogrzebowym w Kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa – spoczął obok żony Gertrudy i córki Krystyny.
Ten niezwykle elegancki w sposobie bycia pan, który ostatnie lata spędzał w Raciborzu, zyskał ogromną sympatię mieszkańców Ostroga. Pomimo, że związany był z Zabrzem, gdzie urodził się 7 stycznia 1925 r., znalazł w tej raciborskiej dzielnicy swój drugi dom.
W młodości pasjonował się lataniem na szybowcach, a w czasie wojny był pilotem samolotu zestrzelonego nad Anglią. O jego pięknym, długim i burzliwym życiu we wzruszający sposób opowiedział podczas kazania wikary ks. Mariusz Wajman, przypominając, że już jako młody chłopak, w szkole szybowcowej, nad Beskidem Żywieckim wznosił się ku niebu, a potem w okrutnych czasach wojny, leciał tak wysoko, że już wyżej się nie dało. Przeżył wiele trudnych momentów: gdy ze szpitala dla jeńców wojennych przeszedł długą drogę przez liczne kraje Europy do domu, gdy musiał zmierzyć się z problemami w pracy na kopalni, czy też gdy jego syn wybrał drogę kapłaństwa. Nie tracił jednak wiary i optymizmu.
– Odszedł w Wielki Piątek, w ten szczególny czas, kiedy człowiek jeszcze bardziej zaczyna się zastanawiać, jak wielkie są dzieła Boga, a z drugiej strony, że nie ma przypadku w bożej logice. Ponieważ gdy współumieramy z Chrystusem, to razem z nim żyć będziemy i zmartwychwstaniemy – zapewniał w słowach pociechy wikary.
Ksiądz Mariusz wspomniał też, że na plebani często rozbrzmiewał śpiew pana Henryka i dodał: – Dziś przychodzi nam nie tyle płakać, że go wśród nas zabrakło, ale przychodzi Panu Bogu dziękować, że był pośród nas. Można było patrzeć na życie człowieka, który przeszedł tak wiele, a chciał dalej żyć, pięknie żyć i chciał wyśpiewać to życie.
(ewa)