Głusi widzą więcej
Dzięki niemu możemy dziś oglądać zdjęcia z najważniejszych wydarzeń szkolnych, wycieczek, zabaw karnawałowych, a nawet prac społecznych w ośrodku. Przez kółko fotograficzne założone przez Jerzego Reznego przewinęły się setki młodych ludzi, dla których do dziś fotografowanie jest sposobem na życie.
Jerzy Rezny urodził się w Borucinie, a po wojnie zamieszkał wraz z rodzicami i piątką młodszego rodzeństwa na rogu ul. Opawskiej i Eichendorffa. – To była bardzo dobra lokalizacja, bo w willach naprzeciw więzienia mieszkali rosyjscy żołnierze i gdy przychodzili szabrownicy, biegłem do nich co sił w nogach i dzięki ich interwencji wiele razy nasz dobytek udało się uchronić przed grabieżą – opowiada pan Jerzy, który jako dziecko znał jedynie niemiecki i gwarę śląską, a języka polskiego musiał się dopiero uczyć. Zaczynał w szkole powszechnej przy ul. Opawskiej (dzisiejsze G5), potem dyrektor Kubica, by pomóc jego matce w utrzymaniu rodziny, zabrał go na 7-miesięczny kurs nauczycielski do Brzegu.
Pierwszą pracę dostał w Szkole Podstawowej w Pawłowie. – W mojej klasie było czterdziestu pięciu uczniów. Codziennie z ul. Pomnikowej do Pawłowa szedłem przez pola, bo bałem się, że rower ukradną mi Rosjanie. Po roku przenieśli mnie do Bieńkowic, więc było jeszcze dalej, ale poranki wzdłuż rzeczki Psinki były przepiękne. W szkole bardzo mi się podobało, bo pracowały w niej same kobiety, a ja jako jeden rodzynek miałem bardzo dobrze – tłumaczy. Po krótkim epizodzie z oświatą przyszło powołanie do wojska do jednostki w Chorzowie. – Oddelegowali nas do kopalni. Po pierwszym zjeździe na dół miałem już dosyć. Na szczęście dowódca jednostki przerzucił mnie szybko do innej pracy i do końca służby uczyłem analfabetów, których w wojsku było sporo – dodaje pan Rezny.
Po powrocie do Raciborza, pan Jerzy uzupełnił wykształcenie w Studium Pedagogicznym w Raciborzu, a następnie w Katowicach i zaczął pracę jako wychowawca internatu Państwowego Zakładu Wychowawczego dla Głuchoniemych. – Miałem wtedy 20 lat, a musiałem pilnować starszych ode mnie. Jedno skrzydło internatu zajmowały dziewczęta, a drugie, to od ulicy Wojska Polskiego, chłopcy. Zdarzało się, że w nocy przez włazy w dachu odbywały się pielgrzymki z jednego do drugiego budynku, a ja truchlałem, żeby tylko nie pospadali – opowiada dziś ze śmiechem. Co do innych zasad, były dużo bardziej rygorystyczne, niż dzisiaj. – Żeby opuścić ośrodek, trzeba było mieć przepustkę, a tę sprawdzał za każdym razem portier, który tylko w uzasadnionych sytuacjach otwierał bramę. Do domu uczniowie mogli jechać raz w miesiącu i to za zgodą rodziców, dlatego staraliśmy się im stworzyć w internacie dobre warunki – wspomina pan Jerzy i opowiada o czasach, gdy wprowadzono reglamentację towarów i wychowankowie ośrodka razem z kartkami na mięso i cukier zaczęli dostawać przydział na papierosy. – Nie mogliśmy im tych kartek zarekwirować, ale sprawdzaliśmy, czy nie palą w pokojach. U jednego z nich znaleźliśmy kiedyś cały karton zapasów, którymi handlował, a nam tłumaczył, że odkłada dla ojca – wspomina pan Rezny.
W weekendy wychowawcy zabierali uczniów na wycieczki po okolicy, a w wakacje zwiedzali Polskę. A wszystko za sprawą zakupionych przez ośrodek rowerów, które trzymano na szkolnym strychu. – Żartowaliśmy nieraz, że najwięcej pożytku z tych rowerów mają gołębie, które mogą z nich korzystać bez ograniczeń i nie muszą czekać na weekend – opowiada mój rozmówca.
W internacie działało też założone przez pana Jurka kółko fotograficzne, dzięki któremu uwieczniano szkolne wycieczki, akademie i wydarzenia, z których zdjęcia trafiały później do kronik. – Wszystko zaczęło się za czasów dyrektora Kłody, dzięki któremu zakupiono aparaty fotograficzne i sprzęt do ciemni. Pracowaliśmy na Zorkach, a w kółku zazwyczaj spotykało się około dziesięciu młodych ludzi, zafascynowanych, tak jak ja, fotografią – opowiada wychowawca. To właśnie pod jego okiem stawiał pierwsze kroki Robert Struzik, który współpracuje dziś z „Nowinami Raciborskimi” i obsługuje wszystkie ważne wydarzenia dziejące się w ośrodku. Pasja fotografowania zaprowadziła zaś Jerzego Reznego do redakcji „Trybuny Opolskiej” i rybnickich „Nowin”, z którymi współpracował do stanu wojennego. – Wiktor Bugla, który był ówczesnym dyrektorem szkoły zawodowej, pisał artykuły, a ja robiłem do nich zdjęcia. Do dziś posiadam spore archiwum negatywów z tamtych lat – tłumaczy pan Jerzy, który często odwiedza mury starej szkoły.
K. Gruchot