Z Rzymu się nie wyjeżdża
Wywiad nowin: Marek Rapnicki wydaje nową książkę o Rzymie pt. „Książęta smaku”
– Trzy lata minęły od pana poprzedniej książki pt. „Późna miłość. Rzym według Marka”. Proszę przypomnieć treść tamtej pozycji.
– Niewinny wyjazd do Rzymu zrobił coś takiego w mojej głowie, że zakochałem się w mieście, które już znałem. Wszystko zaczęło w nim intensywniej żyć. Nie daję się kierować przewodnikom, jeżdżę własną marszrutą. Postanowiłem to opisać. Używałem różnych cytatów, konfrontowałem się z ludźmi, którzy tam byli 10 lat temu albo 300 lat temu jak Goethe.
– Co skłoniło pana do opisania Rzymu powtórnie?
– Jak mówią specjaliści, np. Jarosław Mikołajewski z Gazety Wyborczej, italianista, znakomity znawca Rzymu, że z tego miasta się nie wyjeżdża. W poprzedniej książce żegnałem się wierszem. Jechałem przez Alpy ale patrzyłem cały czas na południe. Jak przyjechałem to natychmiast zdałem sobie sprawę, że ta Roma się we mnie pisze w dalszym ciągu.
– Jak wyglądała praca nad „Książętami smaku”?
– Zaczynam tę książkę od tego, że przewietrzyłem bibliotekę, wróciłem do książek, których nie pamiętałem, że się nimi w dzieciństwie interesowałem. Zacząłem nawijać na szpulę taśmę rzymską. Nowa książka jest tym samym co poprzednia, jej kontynuacją. Jest większa, też z moimi zdjęciami. Przeglądam się w Rzymie oczami innych ludzi, którzy w nim coś przeżyli. Chodząc po Rzymie, wybierając zdjęcia, uświadamiam sobie wiele ważnych spraw, jako Polak, jako Chrześcijanin, jako obywatel, jako głowa rodziny. Rzym to banał, bo to co ja prezentuję, to przeskoczenie bariery pod tytułem „Rzym słynnym miastem jest”. To już było. Ta powierzchowna znajomość prowokuje do głębszego wejścia w miasto, które się nie kończy.
– Ile czasu poświęcił pan na napisanie tej pozycji?
– Pisałem ją dwa lata, do zeszłorocznych Wszystkich Świętych. Rok upłynął na wyborze zdjęć, pracach redakcyjnych. Michał Fita wykonał moje portrety. Będąc za granicą robię dziennie po 500 zdjęć. Wychodzi ze mnie dokumentalista. Rzym zaczyna mi wystarczać, odkrywam to, że jest metropolią bardzo przyjazną, owszem jest Rzym monumentalny, ale 100 metrów dalej od Kapitolu, węzłowych punktów turystycznych jest już prowincjonalny, tam się jest samemu.
– Komu poleciłby pan „Książąt smaku”?
– Tę książkę można czytać od środka i od początku, bo ma strukturę mozaikową. To esej inkrustowany wierszami, literaturą, poglądami tych, którzy byli tam przede mną. Wśród recenzentów przewijał się motyw o ludziach, którzy poczuli się „zarzymieni”, a niektórzy „zamarczeni” uznając, że więcej jest tam mnie niż Rzymu. I ja to „zarzymienie” próbuję wszczepiać nadal wchodząc w głąb Rzymu.
Rozmawiał Mariusz Weidner
Pełna treść rozmowy na www.nowiny.pl/123734