Duży Kaliber: Wszedł do baru z odciętą ręką Pomogli mu klienci lokalu
W barze „U Hajera” w Rydułtowach rozegrały się sceny jak z horroru. Do lokalu wszedł mężczyzna, który w zdrowej ręce trzymał swoje odcięte przedramię. – Wszedł i położył odciętą rękę na stół – mówi Rafał Dubek, jeden z klientów baru, który udzielał poszkodowanemu pierwszej pomocy. Policja szybko ustaliła, że mężczyzna stracił rękę, gdy kradł węgiel.
RYDUŁTOWY Do tragedii doszło 11 stycznia. 56–latek wysypywał węgiel z pociągu towarowego. Gdy pociąg ruszył, mężczyzna stracił równowagę i wpadł pod koła maszyny. W efekcie stracił przedramię. Wiedział, że potrzebuje natychmiastowej pomocy. Najbliżej było do baru „U Hajera” przy ul. Ofiar Terroru. To tam spróbował dojść resztkami sił.
Opaska uciskowa z paska od spodni
Około godz. 15.40. poszkodowany wszedł do lokalu. Siedziała tam grupa klientów. Zauważyli, że mężczyzna ma zakrwawioną twarz. – Wszedł i położył odciętą rękę na stół. I powiedział: „Dzwońcie na pogotowie”. Usiadł przy stole i w tym momencie krew siknęła na podłogę, bo wcześniej tylko kapała. Nagle zrobiło się czerwono – mówią świadkowie zdarzenia.
Klienci lokalu zachowali się wzorowo i natychmiast udzielili poszkodowanemu pierwszej pomocy. – Kumpel ściągnął pasek ze spodni i zrobił opaskę uciskową, żeby się nie wykrwawił. Ja włożyłem odciętą rękę do worka i od razu do śniegu, do niskiej temperatury. Niestety ręka była już sina – relacjonuje Rafał Dubek, jeden z klientów lokalu, który pomagał mężczyźnie.
Nic nie mówił
Przez cały czas, aż do przyjazdu karetki, klienci baru próbowali rozmawiać z poszkodowanym i utrzymywali z nim kontakt wzrokowy. Nie chcieli, by stracił przytomność. – On siedział i nie gadał nic, ale był przytomny – podkreśla Rafał Dubek. – Co innego mieliśmy zrobić? Trzeba było pomóc – dodaje.
Pogotowie zabrało mężczyznę do szpitala. Jego stan jest stabilny, lecz ręki nie udało się uratować. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, poszkodowany jest mieszkańcem ul. Barwnej w Rydułtowach. Prawdopodobnie nie miał zatrudnienia.
Ślady krwi i rękawiczka
Sprawą zajęła się policja. Stróże prawa ustalili, że do wypadku doszło, gdy mężczyzna stał na wagonie z węglem i wysypywał surowiec. Nagle pociąg ruszył, a 56–latek stracił równowagę i wpadł prosto pod koła, które przecięły mu prawe przedramię w okolicy łokcia. W rejonie torowiska policjanci znaleźli usyp miału węglowego i rower, na którym był plecak z zawartością węgla. Mundurowi nie mieli wątpliwości, że to złodziej. Zresztą 56–latek sam się do tego przyznał. Dalsze czynności w tej sprawie będą prowadzić policjanci z Komisariatu Policji w Rydułtowach.
Jeszcze dwa dni po tragicznym wypadku przy torowisku leżała rękawiczka poszkodowanego. Obok torba na węgiel. Wszędzie ślady krwi na śniegu. Wskazują one drogę, jaką mężczyzna pokonał, by trafić do lokalu.
Magdalena Kulok, (acz)
KWK Nędza nadal na torach
Usypy węgla na torowiskach pomiędzy Nędzą a Rydułtowami to codzienność funkcjonariuszy Strazy Ochrony Kolei. Według danych centrali SOK z samych bocznic w Nędzy i Kuźni Raciborskiej znika rocznie kilkadziesiąt ton opału. To węgiel, miał węglowy oraz koks. Skradziony opał trafia na czarny rynek. Legalni sprzedawcy w konkurowaniu ze złodziejami nie mają szans. Worek wart 30 złotych sprzedają za połowę ceny. Węglarze z Nędzy i Kuźni najczęściej nie zatrzymują pociągów, jak choćby ich koledzy po fachu z Czerwionki. Rzadko również otwierają burty wagonów. Najpopularniejszy sposób to wybranie momentu gdy skład z węglem stoi przed semaforami. Są doskonale zorientowani kiedy przyjedzie skład z opałem. Są bardzo dobrze zorganizowani i często juz kilkanaście kilometrów przed miejscem kradzieży wybierają skład, który okradną w Nędzy. Młodsi i sprawniejsi wskakują na załadowane wagony i zrzucają łopatami „górki”. Później następuje mozolne napełnianie worków i kursy samochodów osobowych. Grupa obstawia wszystkie drogi dojazdowe i w porę ostrzega pracujących na torach przed zbliżającym sie radiowozem. Nic dziwnego, że grupę z torowiska ochrzczono KWK Nędza.