Alarm smogowy w komórce radnego
Radny odczytał na posiedzeniu komisji gospodarki SMS ze swojej komórki, z danymi o zapyleniu kilku miast, w tym Raciborza. Wypadł gorzej niż Kraków i Rybnik. – Proszę tak nie mówić, bo nie znajdziemy inwestora dla miasta, w którym wszystko umiera – apelował doń wiceprezydent Wojciech Krzyżek.
Rajca reprezentuje stowarzyszenie Nasze Miasto, którego członkowie działają jako Raciborski Alarm Smogowy. Dokonuje w Raciborzu pomiarów zanieczyszczenia powietrza. Ich wyniki budzą trwogę – wskazania informują o przekroczeniach norm o kilkaset procent. W urzędzie przyjmują te dane z rezerwą bo opierają się na przekazie Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska (profesjonalne stacje w Rybniku i Wodzisławiu Śląskim).
Na styczniowym posiedzeniu komisji gospodarki doszło do pewnego przełomu w traktowaniu danych „alarmu”. Obecna na obradach komisji naczelnik Zdzisława Sośnierz przyznała, że są one zbliżone do tego co pokazują rybnickie i wodzisławskie stacje pomiarowe.
W tym temacie głos zabrał Leszek Szczasny, opierając się na treści dwóch SMS-ów jakie dostał na telefon. Posłużył się danymi z uruchomionego niedawno przez firmę Ostróg.Net punktu pomiarowego przy ul. Zborowej. Według nich, w samo południe 19 stycznia, zapylenie w Raciborzu było gorsze niż w Krakowie, Rybniku, Wodzisławiu i Nowym Sączu. Dwie godziny później było podobnie.
– Zostaliśmy niechlubnym liderem w Polsce! – stwierdził Szczasny. Sugerował wystosować z rady miasta apel do rządu i władz wojewódzkich w sprawie przyspieszenia prac nad ograniczaniem niskiej emisji. – Może będzie to wołanie na puszczy, ale jak się będzie chciało i próbowało to przyniesie efekt – uznał radny.
Według Szczasnego Racibórz powinien walczyć o wizerunek miasta, w którym „można oddychać pełną piersią”. Prosił urzędników by nie dyskredytowali pomiarów „alarmu”, nie odwracali od nich głowy i stanęli z problemem twarzą w twarz.
Wiceprezydent Krzyżek kpił, że jakoś powietrza w mieście i tak się poprawiła, bo niedawno „alarm” informował o 1000% przekroczeniach, a teraz sięgają one tylko 100%. – Nic nie zrobiliśmy, a spadło – zauważył. Już bardziej zdecydowanym tonem dodał, by Szczasny nie mówił, że z raciborskim powietrzem jest „dużo gorzej niż najgorzej”, bo tak jak policja nie bada kierowców alkomatem z Lidla tylko profesjonalnym urządzeniem, tak pomiary powietrza też wymagają zaawansowanych urządzeń. – Powszechnie wiadomo, że wiatr jest wrogiem smogu, a u nas jest zagłębie elektrowni wiatrowych. To w jaki sposób jakość powietrza mamy mieć gorszą niż w Krakowie? – pytał. Apelował by nie straszyć się nawzajem „cytatami z fantastycznych SMS”, bo w takich okolicznościach miasto nigdy nie znajdzie inwestorów dla miejsca gdzie się umiera.
– Te komunikaty mają działać na wyobraźnię, „alarm” nie straszy przecież dla samego straszenia tylko dla poparcia społecznego, dla działań ograniczających smog – bronił się L. Szczasny.
Wiceprezydenta poparł radny Jan Wiecha z PO. – Skupiamy się na termometrze, a mierzenie temperatury nie leczy – zauważył. Za nieprawdę uznał dane o większym zanieczyszczeniu powietrza w Raciborzu niż w Krakowie. – To się czuje, sam sprawdzałem – podkreślił.
(ma.w)