Cztery kółka, a tyle hałasu
Jak się chce wjechać do Europy, to na pewno nie starym polonezem – można by podsumować gorące dyskusje z sesji rady miasta w 1992 roku. Samochody, zwłaszcza zagraniczne, wzbudzały zawsze sporo emocji, a „Nowiny Raciborskie” motoryzacyjne dylematy chętnie brały na swoje łamy.
Nie mogło nas zabraknąć w kolejce ustawiających się do gratulacji dla raciborskiego PSS Społem. 23 stycznia jego przedstawiciele odbierali kluczyki do nowiutkiego niebieskiego volkswagena. Dostawczy samochód, wart 200 milionów złotych to wynik konkursu, który ogłosiła firma handlowa „Wilimpex” z Katowic. Wystarczyło zakupić jednorazowo 24 kg herbaty „Goodwill” lub wielokrotność tej ilości, wysłać kupony i liczyć na szczęście. Jak widać, tego ostatniego spółdzielcom nie zabrakło i żeby tego szczęścia nie zapeszyć, o samochód przez 25 lat jego użytkowania bardzo dbano, dzięki czemu jest on na chodzie do dziś. – Pierwszym kierowcą, który nim jeździł, był nieżyjący już Józef Wiktorowicz, po nim przejął go jego syn Marek. Dziś jeździ nim każdy kto ma taką potrzebę, od ekipy remontowej po kierowców rozwożących towar. Najpierw trzymaliśmy go przy ul. Kozielskiej, teraz jest w bazie przy ul. Londzina. W planach mamy gruntowny remont blacharki, więc pewnie nam jeszcze trochę posłuży – mówi Dariusz Kaproń, kierowca PSS Społem.
Zupełnie inne emocje wzbudzało nowe renault espace, na które w maju 1992 roku włodarze Raciborza zamienili starego poloneza. Radna Danuta Wieczorek dziwiła się, że miasto nie podjęło rozmów z ZEW-em, który chciał tanio sprzedać mikrobus. Twierdziła też, że zamiast jednego drogiego renault można było kupić cztery polonezy, które w sumie kosztowałyby mniej. „Urząd miałby kilka pojazdów i nie dochodziłoby do sytuacji, że jedna osoba zabiera samochód, a inni muszą załatwiać sprawy pieszo” – mówiła na sesji 30 kwietnia 1992 roku.
Radny Marek Rapnicki nie wyobrażał sobie, byśmy dojeżdżali do Europy starym polonezem, a za demagogiczne uważał głosy kwestionujące sensowność zakupu w kontekście zamykania przedszkoli. „Ta swoista afera wokół nowego samochodu to także, a może przede wszystkim, skutek naszej polskiej przekory i zawiści. Na dziesięć tandetnych nys nikt nie zwróciłby uwagi, ale renault to już prawie malwersacja” – podsumował.
Wiceprzewodniczący Rady Miejskiej Jan Fabian uważał rozważania o tym, że nyski są cztery razy tańsze za nieporozumienie, bo wysokiej klasy samochód jest potrzebny tak ważnej instytucji w mieście. „Zgadzam się, że nabytek jest drogi, ale czy za drogi jak na ten standard nie wiem, bo nie orientuję się w aktualnych cenach pojazdów” – wyjaśniał.
Prezydent Jan Kuliga zastanawiał się, czy tym, którzy prowadzą firmy, a klaszczą w ręce po usłyszeniu jakiegokolwiek krytycznego głosu w tej sprawie, potrzebny jest telefon, czy samochód. „Jeżeli powiedzą, że nie, to ja po prostu nie mam argumentów. Natomiast tym, którzy radzą kupić nysę lub poloneza, nawiasem mówiąc droższego w eksploatacji niż renault, odpowiem, że jesteśmy za biedni, by kupować byle co” – tłumaczył radnym, wyjaśniając, że o propozycji sprzedaży mikrobusa przez ZEW wcześniej nikt go nie poinformował.
Samochód o łatwej do zapamiętania rejestracji z czterema szóstkami w końcu pojawił się na Batorego. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, polonez służący dotychczas pracownikom urzędu miasta został przekazany straży miejskiej i po namalowaniu odpowiedniego oznakowania, zaczął krążyć po ulicach Raciborza. Było to ogromne ułatwienie dla funkcjonariuszy straży, którzy do tej pory wzywani do interwencji musieli korzystać z komunikacji miejskiej.
(K.G.)