Duży kaliber: Zabił i zalał zwłoki betonem
Policjanci rozwiązali makabryczną zagadkę sprzed lat. Sebastian P. najpierw zabił gospodarza domu, a potem zabetonował jego zwłoki i ustawił na nich kojec dla psa. Rodzina przez siedem lat bawiła się i grillowała obok mogiły.
W czwartek, 23 lutego rybniccy kryminalni wykopali na terenie posesji ludzkie szczątki. Wszystko wskazuje na to, że to zaginiony siedem lat temu 61-letni Andrzej B. gospodarz domu. W piątek na terenie posesji odbyła się wizja lokalna z udziałem Sebastiana P. Mężczyzna kilka dni temu sam zgłosił się na policję. W piątek w ogrodzie 41-latek dokładnie pokazywał jak zabijał Andrzeja B. i jak przewoził jego ciało taczką do wykopu w ogrodzie.
Tajemnicze zaginięcie
Andrzej B. zaginął latem 2010 r. Kilka lat wcześniej wynajął dom obcym ludziom. Jego brat sprzedał swoją połówkę za 50 tysięcy a Andrzej B. podarował swoją część rodzinie Sebastiana P. w zamian za możliwość mieszkania w nim. Kilka tygodni po darowiźnie zniknął do śmierci. Jeszcze w sierpniu 2010 r. przygarbiony krzątał się po podwórku. Pewnego dnia zapadł się pod ziemię. – Pozbył się domu i poszedł w tango – komentowali sąsiedzi.
Poszukiwany Andrzej B.
Rodzina nie wierzyła w zaginięcie mieszkańca Kamienia. Złożono zawiadomienie o zaginięciu. Ustalono, że Andrzej B. ostatni raz był widziany w swoim ogrodzie. Nikt nie widział, aby balował w lokalnych barach. „ Mężczyzna rocznik 1949, 166 centymetrów wzrostu. Uszy małe, twarz szczupła, duży nos. Charakterystyczna wymowa poszczególnych zgłosek. W dniu zaginięcia ubrany w spodnie jeansy w kolorze jasnoniebieskim, kurtkę "dresową" w kolorze jasnoniebieskim, podkoszulkę w kolorze białym, na głowie miał czapkę typu dżokejka w kolorze białym, a na nogach buty sportowe w kolorze siwym” – opiszą go policjanci zajmujący się poszukiwaniami.
Andrzej przepadł
Mijały lata, a policjanci nie potrafili natrafić na jakikolwiek ślad po 61-latku. Coraz bardziej prawdopodobna była wersja, że Andrzejowi B. ktoś pomógł „zniknąć”. Nie było jednak dowodów. Przesłuchano osoby mieszkające w domu zaginionego, sąsiadów, dokładnie sprawdzono ogród przy domu. Policjanci przeszukujący posesję wtedy zajrzeli wszędzie, tylko nie w okolice kojca dla psa, który wówczas zajmował sporej wielkości owczarek niemiecki. Sprawa ucichła na kolejne lata. W ogrodzie bawiły się dzieci. Owczarek zdechł, a jego miejsce zastąpił mniejszy pies. Niedaleko kojca dla psa postawiono plastikowy domek dla dzieci, nieco dalej granatową trampolinę. Dzieci uwielbiały na niej skakać. Cztery lata temu przeszukiwano teren posesji przy pomocy georadarów. Rozebrano nawet kostkę na posesji. Nic nie znaleziono, bo i tym razem nikt nie sprawdził kojca dla psa.
Chore dziecko
Początkowo w domu mieszkało dwóch braci, Andrzej i Krzysztof B. Ten ostatni lata temu zmarł. W budynku przy ulicy Poremby został Andrzej B. i jego lokatorzy. Andrzej B. w przeszłości pracował na kolei. Zajmował się energetyką kolejową i trakcjami. W ostatnich latach przed zaginięciem chorował na płuca, coraz częściej zaglądał też do kieliszka. – Dużo się mówiło, że Andrzej z czasem zaczął im przeszkadzać. Zawadzał nawet wówczas gdy rano pojawiał się w kuchni i chciał sobie herbatę zrobić. Tam było jedno niepełnosprawne dziecko z zespołem downa i chyba czwórka rodzeństwa. Wiadomo, oni chcieli mieć dom dla siebie, a tu się ktoś kręci po domu i ogrodzie – mówią mieszkańcy.
Rozkuli kojec
23 lutego na posesji w Kamieniu pojawili się policjanci. Swoje kroki od razu skierowali w stronę starego kojca dla psa. Boks był wciśnięty pomiędzy budynki gospodarcze. Policjanci niewiele mogli zrobić. Posadzkę w kojcu wykonano bardzo solidnie. Udało się ją skruszyć dopiero przy użyciu młota udarowego. Kiedy udało się przebić przez betonową przeszkodę, policjanci zaczęli kopać w głąb ziemi. Szybko natrafili na ludzką kość, najpierw jedną potem kolejne. Pierwsze szczątki znaleziono na głębokości jednego metra. W pracach pomagał ekipa Rybnickich Służb Komunalnych. Makabrycznym wykopaliskom przyglądali się sąsiedzi. Policjanci próbowali się zasłaniać czym się da. Do zasłonięcia wykorzystano nawet trampolinę i dziecięcą zjeżdżalnię. Wkrótce pod posesję podjechał karawan, który zabrał skrzynię ze szczątkami. Niedługo później rozjechały się radiowozy. Posesję zamknięto na cztery spusty.
Wykrywacz kłamstw
Dlaczego tak późno wykryto zbrodnię? Z zebranych w 2010 r. materiałów wynikało, że 61-latek mógł wyjechać za granicę lub na północ Polski. Przez wiele lat nie udało się tej wersji wykluczyć. Kryminalni przypuszczali jednak, że mógł zostać zamordowany. Powtórnie bardzo wnikliwie przeanalizowali zgromadzone w tej sprawie informacje i zapisy. Śledczy podejrzewali, że w sprawę tajemniczego zaginięcia jest zamieszany Sebastian P., z którym policjanci w najbliższych dniach zaplanowali czynności służbowe. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, policjanci zagrozili mu badaniem na wykrywaczu kłamstw. W środę, na kilka dni przed tymi czynnościami, 41-letni mieszkaniec Rybnika sam zgłosił się do komendy i przyznał się do zabójstwa 61-latka. Opowiedział policjantom co wydarzyło się w połowie 2010 r. i wskazał miejsce, w którym zakopał ciało. W piątek mężczyzna został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Grozi mu dożywocie.
Adrian Czarnota