Nie umrę całkowicie
Ks. Jan Szywalski przedstawia (z cyklu: Prawdy wiary)
Właściwie każda religia ma w swym wyznaniu wiary prawdę o życiu po śmierci. Umieramy, ale nie znikamy. Samoświadomość, która stanowi istotę osoby, nasza jaźń, będzie dalej istniała po śmierci niezależnie już od martwego ciała. Duchowość to nie tylko funkcja mózgu, jak chcą materialiści, ale ma – jak wierzymy – duszę nieśmiertelną.
Pustka pośmiertna
Wrażenie na mnie kiedyś wywarł wywiad, może ostatni, jaki przeprowadzono w telewizji z doktorem Zbigniewem Religą. Ten słynny chirurg, choć niewątpliwie szlachetny człowiek, był ateistą. Był już chory na raka i wiedział, że niedługo umrze. W rozmowie dał wyraz swej niewierze w życie pozagrobowe.
– Jak pan myśli, co będzie po śmierci? – pytał redaktor.
– Nic nie będzie. Ciało się rozpadnie, nie będzie mnie.
– Trudno to sobie przedstawić.
– To tak, jakbym wyjechał na urlop, np. na Wyspy Kanaryjskie i stamtąd nie wrócił. Na chwilę będę ludziom brakował, później zapomną.
Po jego śmierci ktoś napisał w internecie: „Pierwszy święty ateista”. Kto wie, może Pan Bóg przyjął jego szczerą troskę o chorych jako akt wiary, złożony nie tyle słowem, co czynem?
Doktor Religa należy do mniejszości, większość bowiem ludzi wierzy, że po śmierci istniejemy nadal, choć to pośmiertne życie różnie sobie wyobrażają.
Czy ta powszechność wiary w życie pozagrobowe nie jest jednak tylko kwestią naszych pragnień? Czy wierzymy, bo chcemy wierzyć? Nie chcemy przemijać, nie chcemy zniknąć, wpaść w czarną dziurę niebytu? Nawet sobie nie możemy wyobrazić, by nas nie było. Chrześcijanin na swą wiarę w nieśmiertelność ma oparcie w objawieniu Bożym.
Czy będziemy pili kawę w niebie?
Kiedyś w małym gronie przyjaciół, przy porannej kawie, ktoś rzucił żartobliwe pytanie: Czy w niebie będziemy pili kawę? Bo co by to było za niebo bez wspólnoty bliskich osób!
Właśnie: jak sobie wyobrazić życie po życiu? Na pewno będzie inne niż ziemskie. Cała nasza wyobraźnia jest uzależniona od doświadczeń zmysłowych: od tego co widzieliśmy, co słyszeliśmy, co przeżyliśmy. Tymczasem „Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy Bóg przygotował tym, którzy Go miłują.” (1 Kor 2,9)
Będąc w ciele jesteśmy zależni, jak wszystko co materialne, od przestrzeni i czasu. Poza ciałem tej zależności już nie będzie.
Porównuje się często nasze obecne życie do płodowego istnienia w łonie matki. Jest ciepło i bezpiecznie; z zewnątrz dochodzą pewne odgłosy, ale nic nie mówiące. Z płaczem wyszliśmy na świat zimny i przerażająco jasny. Po jakimś czasie zorientowaliśmy się jednak, że ten nowy świat jest piękniejszy i bardziej ciekawy.
Może podobny szok przeżyjemy przy drugim narodzeniu dla wieczności: z płaczem opuszczamy ten świat, aby wejść w nową rzeczywistość, jaśniejszą i wspanialszą. Pismo święte nie potrafi opisać czekającego nas nowego świata, szuka odpowiednich słów, operuje obrazami: niebo to jak uczta weselna, jak gody królewskie, jak dom oczekującego nas wszystkich Ojca, to miejsce gdzie nie będzie już więcej śmierci, ani smutku, ani płaczu czy bólu; wszystko to przeminie wraz ze starym światem (Ap 21,4). Widać, że wszystkie te obrazy są brane z tego świata i chcą, choć nieudolnie, wyrazić to, co jest niewyrażalne.
Ale objawienie Boże mówi też o innej możliwości: o śmierci drugiej (Ap 21, 8), o jeziorze ognia (Ap 20, 14), gdzie będzie „płacz i zgrzytanie zębów” (Mt 13, 42); o piekle, „w którym robak nie umiera i ogień nie gaśnie” (Mk 9, 43-48). Nie wolno nam zapomnieć o tej ewentualności.
Wiara czy wiedza?
Świadectwa tych, którzy byli na samym krańcu wieczności, czyli byli w stanie śmierci klinicznej i zostali szczęśliwie reanimowani, są interesujące i wiele mówiące. Zebrał je dr Raymond Moody w książce „Życie po życiu”. Przywróceni do życia opisują, że byli poza ciałem (”Widziałem swoje ciało w rozbitym samochodzie, wśród obcych ludzi i jak próbowali mnie z niego wyciągnąć”.), że spotkali się z osobami dawno zmarłymi (”rozpoznałem babcię i koleżankę szkolną i wielu krewnych i przyjaciół. Wydaje mi się, że widziałem głównie ich twarze i czułem ich obecność”.), że przez ciemny tunel zbliżali się do Świetlistej Istoty: (”Wszystko było czarne, tylko gdzieś w dali przed sobą widziałem światło. Było niewyobrażalnie jasne... Starałem się dotrzeć do tego światła, bo byłem przekonany, że to Chrystus”), że mieli przegląd swego życia, jak w skróconym filmie: (”Ujrzałem całe swoje życie przed sobą: kiedy miałem sześć, siedem lat, mego przyjaciela ze szkoły podstawowej...”).
Nie mogę sobie odmówić, by na tym miejscu nie zacytować wyjątek z książki o śp. ks. Bernardzie Gade autorstwa s. Barbary Serafiny Bogdoń. Pisząc o jego rodzinie wspomina matkę Matyldę, która w wieku dwunastu lat utraciła matkę (babcię ks. Gade) i jako najstarsza z rodzeństwa miała zająć jej miejsce. Oto cytat: „Babka (ks. Gadego – przyp. mój) ze strony matki była bardzo religijna, dobra, melancholijna. Zmarła stosunkowo młodo. Jej córka Matylda (matka księdza) miała wtedy dwanaście lat i dlatego na niej spoczął obowiązek prowadzenia domu.
W tej sytuacji Pan Bóg udzielił zmarłej szczególnej łaski, pozwolił jej ukazać się córce swojej, aby jej dawała różne wskazówki. Kiedy po pogrzebie ukazała się jej siedząc w kuchni, Matylda bardzo się przestraszyła, lecz w następnych dniach już na nią czekała. Babka objaśniła jej, jak ma prowadzić dom, gdzie znajdują się niektóre rzeczy itp. Po miesiącu ukazała się w białej postaci i powiedziała, że przyszła ostatni raz”. (str. 27)
Jednak takich doświadczeń nie mieli wszyscy, którzy znaleźli się na granicy życia i śmierci, dlatego prawda o życiu pozagrobowym pozostanie dalej kwestią wiary, wiary jednak mocno uzasadnionej. Dla chrześcijan jej podstawą jest przede wszystkim zmartwychwstały Chrystus.