Duży kaliber z archiwum: Porwanie pod Nieboczowami
Sam wykopiesz sobie grób - krzyczała piątka młodych porywaczy do swojego rówieśnika, któremu urządzili „przejażdżkę” po mieście w bagażniku audi. W sprawie, która w 2002 r. znalazła swój finał na pierwszy plan wysuwa się sposób postępowania sprawców; pięciu raciborzan w wieku od 21 do 25 lat, z wyjątkiem jednego bezrobotnych, mających w swym gronie kolegę z wyrokiem na karku.
28 września 2001 r. ul. Morawską na Ostrogu w Raciborzu szedł Krzysztof T. z dziewczyną. Do pary podjechało audi. Wsiadaj do wozu - słychać było z wnętrza. T. oponował. Chłopaki nie tracili czasu. Wyskoczyli z auta. obezwładnili ofiarę, wrzucili na tylne siedzenie, „zapakowali” się do audicy i odjechali z piskiem opon. Następnym przystankiem były okolice mostu na Uldze, na końcu Płoni, gdzie Racibórz graniczy z Nieboczowami. Tu Krzysztof został pobity, a potem wrzucony do bagażnika. Tak zaczęła się „przejeżdżka” po Raciborzu. Następny przystanek Miedonia, zagroda znajomego jednego z agresorów. Znów bicie i groźby.
Napastnicy zachowywali się jak profesjonalni mafiosi z filmów kryminalnych. T. usłyszał, że zostanie utopiony w studni, do której nikt nie zagląda, potem straszono go przestrzeleniem kolan, wreszcie sam miał wziąć łopatę i wykopać sobie grób. Wszystko z powodu... roweru. Jeden z przestępców oskarżył go o kradzież bicykla swojego brata. T. zaprzeczał, by miał coś z tym wspólnego. Bezskutecznie. Łupem sprawców padło... 25 zł. Było mało. Zażądali 150 zł lub dowodu osobistego, który mogli dać pod zastaw za benzynę.
Maltretowana ofiara przystała na to. Audi podjechało pod dom T. na Ostrogu. Idź spokojnie, nie okazuj zdenerwowania - oświadczył jeden z bandytów. Tymczasem przestraszona dziewczyna Krzysztofa zawiadomiła o zdarzeniu na ul. Morawskiej jego matkę i siostrę. Te natychmiast wezwały na pomoc policję. Radiowóz przyjechał akurat w momencie, kiedy napastnicy czekali w audi pod domem swojej ofiary. Wszyscy zostali zatrzymani. Kilka dni później sąd orzekł wobec nich areszt tymczasowy.
W trakcie śledztwa w tej sprawie okazało się, iż jeden z przestępców, którego bratu rzekomo skradziono rower, ponad miesiąc wcześniej pobił T. Żądał wówczas 600 zł w ramach rekompensaty za ów nieszczęsny bicykl.
Na początku kwietnia 2002 r. sprawa znalazła swój finał przed sądem. Jeden z oskarżonych, wcześniej już karany, inicjator całego zajścia, otrzymał karę dwóch lat i czterech miesięcy pozbawienia wolności. Reszta kary więzienia w zawieszeniu.