Tajemnica krzyża Wyrwicha
W 1921 r. na terenie dzisiejszego rezerwatu Łężczok dokonano zbrodni. Podstępnie zastrzelono Józefa Wywicha, strażnika leśnego na służbie u raciborskiego księcia. Miejsce tego zdarzenia upamiętnia dębowy krzyż, stojący na skraju Łężczoka od strony Markowic. Niestety, wie o nim zaledwie garstka pasjonatów, gdyż w to miejsce nie prowadzi żadna ścieżka. O niepublikowanych dotąd szczegółach zdarzeń sprzed prawie stu lat opowiada Leon Wolnik, historyk z Zawady Książęcej.
Wyrwich na polecenie raciborskiego Herzoga miał pilnować leśnego dobytku. Były to czasy powstań śląskich, kiedy zdobycie broni nie było trudnym zadaniem. Przy użyciu prawdopodobnie takiej broni pewien kłusownik ustrzelił w Łężczoku sarenkę. Strzał usłyszał Wyrwich, któremu towarzyszył pies. Szybko udało im się złapać kłusownika, którego czekała sprawa w sądzie. Dowody były silne i sprawcę skazano na około dwa lata więzienia. Wiele wskazuje, że kłusownikiem był mieszkaniec Łęgu. Osoba ta, gdy nieco więcej wypiła w karczmie rozpowiadała, że ma z Wyrwichem rachunki do załatwienia. Nie chciał jednak wyjawić o co chodzi. Te pogróżki słyszeli koledzy mojego dziadka, którzy później wskazali mi gdzie on mieszkał.
Jednym z zadań Józefa Wyrwicha w lesie była kontrola sprzedaży drewna. U niego kupowali wszyscy masorze, bo miał najlepsze drewno do wędzenia mięsa. Drwale przygotowywali mu porąbane drewno w stosy, tuż przy drodze, aby łatwo je ładować na wozy. Pewnego dnia, zza jednej takiej sterty, w plecy Wyrwicha padł strzał. Jego wystraszony pies pognał do leśniczówki, gdzie Wyrwich mieszkał z żoną. Warto nadmienić, że chodzi o znany dworek myśliwski.
Zaalarmowana i wiedziona szczekaniem psa żona Józefa pobiegła na miejsce zbrodni. Zaalarmowała rybaków, którzy za Babiczokiem mieli mały domek, aby powiadomili Herzoga. Później tę historię opowiadała u nas w wiosce, również mojemu dziadkowi.
Dla upamiętnienia postawy Wyrwicha książę postanowił postawić krzyż jego pamięci. Przybito nań tabliczkę z napisem, w tłumaczeniu: „Tu leży Wyrwich, który zginął od kuli kłusownika”. Na poziomej beli wyryto imię i nazwisko leśnika oraz rok jego śmierci. Z biegiem czasu miejsce to odchodziło w niepamięć. Dziś o tej historii wie garstka osób.
Wspólnie z kołem DFK z Zawady Książęcej planujemy odnowić krzyż. Obecnie szukamy wsparcia dla tego pomysłu.
(woj)