Niemiecki szpieg w RAFAKO czyli PRLowskie i bułgarskie specsłużby na tropie
Beno Benczew przedstawia
Bułgarski szyfrogram
W tajnym szyfrogramie wysłanym w czerwcu 1969 roku towarzysz Wyłkow z bułgarskiej bezpieki informował tow. ppłk. Stanisława Kończewicza z MSW (Ministerstwo Spraw Wewnętrznych) o regularnych przyjazdach do Bułgarskiej Republiki Ludowej Niemca Manfreda Maxa Hartmanna. Był on mieszkańcem Düsseldorfu i pracownikiem firmy „Mannesman Export” z tego miasta. Hartmann zatrudniony był w biurze wschodnim tej firmy, które odpowiadało za kontakty biznesowe z państwami kontrolowanymi przez Rosjan. Pojawienie się w Bułgarii obywatela państwa zachodniego natychmiast spowodowało jego inwigilację i szerokie działania kontrolne. Bułgarzy ustalili, że Hartmann przyjeżdżał służbowo do PRL, ale został na przełomie roku 1959 i 1960 wydalony za niemoralne zachowanie i nielegalne transakcje walutowe. W związku z tym skierowano do polskiej bezpieki pismo z prośbą o nadesłanie materiałów zebranych w jego sprawie w PRL. Bułgarzy sądzili, że Hartmann jest zachodnioniemieckim szpiegiem, o czym informowali swoich polskich towarzyszy. Ich ustalenia rozmijały się jednak z rzeczywistością, także co do przyczyn i powodów wydalenia go z PRL. Przyjrzyjmy się jednak, czy uznanie go za szpiega było przedwczesne?
Wspomniany szyfrogram trafił do Wydziału VIII Departamentu II MSW, którego naczelnikiem był oddany sprawie komunizmu ppłk. Kazimierz Pjanka. Aby odpowiedzieć Bułgarom, należało sięgnąć do materiałów resortu. Naczelnik Wydziału Ogólnego Departamentu II zwrócił się do archiwum bezpieki – Biura „C” o informację o Manfredzie Hartmannie, urodzonym w roku 1932 w Gerze. Odpowiedź zawierała znane już dane osobowe oraz numer sprawy, w ramach której prowadzono tajne działania wobec cudzoziemca. Wydział III Biura „C” ustalił, że był on podejrzany o prowadzenie wrogiej działalności, a jego inwigilację prowadziła Komenda Wojewódzka Milicji Obywatelskiej w Katowicach.
Penetracja RAFAKO?
Zwrócono się więc do towarzyszy z Katowic o przesłanie szczegółów, które pozwoliłyby przesłać informacje stronie bułgarskiej. Okazało się, że Hartmann był częstym gościem w PRL; przyjeżdżał m.in. do RAFAKO w ramach uwzględnionej przez niemiecką firmę reklamacji, niestety nie wiemy czego dotyczyła. Agentura działająca w fabryce doniosła o podejrzanych zainteresowaniach Niemca. Podczas pobytu w Raciborzu wypytywał pracowników o produkcję zakładu, kooperantów, liczbę zatrudnionych oraz skład społeczny i narodowościowy załogi. Interesowali go również odbiorcy fabryki kotłów oraz jej odległość do granicy z NRD (sic!). Doniósł o tym Tajny Współpracownik SB działający pod pseudonimem „Rena”. Natychmiast wszczęto przeciwko Hartmannowi tajne działania, które potwierdziły informacje z donosu. Pracownicy RAFAKO zauważyli także i poinformowali SB, że Manfred Hartmann posiadał odbiornik radiowy z bardzo szerokim pasmem fal krótkich, można było za jego pomocą odbierać radiostacje lotnicze i morskie. Wdrożono procedurę eliminującą zagrożenie i dokonano w 1961 roku zastrzeżenia przyjazdów obcokrajowca na teren PRL. Mimo to stała się rzecz dziwna: Niemiec dwukrotnie odwiedził PRL (w sierpniu i wrześniu 1962 roku), a wpisanie go na „czarną listę”, które miało doprowadzić do niewpuszczenia go jako osoby niepożądanej na teren PRL, nie zadziałało. Był ponownie w RAFAKO i nawiązał w rozmowach do tematów, które już wcześniej go interesowały oraz pytał o stan zabezpieczeń na granicy między Czechosłowacją a NRD – informował TW „Rena”. Tym razem interwencje funkcjonariuszy Wydziału II z Katowic musiały odnieść skutek, bo Hartmann nie został już w listopadzie wpuszczony do Polski.
Kolejne poszlaki
Taki obrót sprawy wzbudził sensację w firmie Hartmanna, gdzie niemal wszyscy komentowali jego zakaz wjazdu do PRL. W roku 1963 odwiedził „Mannesman Export” w Düsseldorfie przedstawiciel PRL-owskiego Biura Handlowego we Frankfurcie, który spotkał się z przełożonym Hartmanna, dyrektorem biura wschodniego Diterem Mayerem, który miał pretensje o zablokowanie swemu podwładnemu możliwości przyjazdów do PRL. Zwierzył się też niefrasobliwie Polakowi, że przeprowadził wraz z funkcjonariuszem zachodnioniemieckiej policji rozmowę, w której Manfred Hartmann przypuszczał, że powody niewpuszczenia go do PRL mogły być dwa. Pierwszym mogło być to, że przewiózł z RFN list, który następnie wrzucił do skrzynki pocztowej w Katowicach. Drugim jego wyjazd z dwoma dziennikarzami amerykańskimi w okolice Brzegu, gdzie znajdowało się sowieckie lotnisko wojskowe. Było to w trakcie drogi powrotnej z Międzynarodowych Targów Poznańskich w 1962 roku. To były cenne, dodatkowe informacje. Innych dostarczyła wcześniej grupa SB, która podjęła śledzenie Niemca. Ustalono, że kontaktuje się on z osobami podejrzanymi o prowadzenie działalności szpiegowskiej. Były to dwie osoby z Bielska-Białej, Ludwik Affa z Olesna i Anastazja Holm, której córka pracowała w firmie Mannesman. Nie wiemy, czy osoby te były podejrzane o wcześniejsze kontakty z wywiadem RFN, czy też stało się tak za sprawą Hartmanna. Ponadto tajna obserwacja odnotowała jego częste kontakty z osobami pochodzenia niemieckiego z Zabrza.
Po rosyjsku
Po zablokowaniu rynku PRL-owskiego firma skierowała Hartmanna do Bułgarii i Rumunii. Jego atutem była dobra znajomość języka rosyjskiego. A język ten funkcjonował nie tylko w kontaktach pomiędzy państwami bloku sowieckiego, w odróżnieniu od państw demokratycznych Europy Zachodniej, w których posługiwano się angielskim, ale i często w tych krajach. Przypomnijmy, że rosyjski był językiem obowiązkowym, wpajanym na wszystkich poziomach nauczania. Oczywiście przy okazji nauki próbowano za jego pomocą odpowiednio kształtować ideologicznie, nie tylko dzięki odpowiednio dobranemu programowi. Nauczyciele j. rosyjskiego pełnili w tym systemie ważną rolę, przy tej okazji np. wciągali dzieci i młodzież do kół i związków tzw. przyjaźni ze Związkiem Radzieckim. Jak pamięta autor, w I LO w Raciborzu w latach 80. było to Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Radzieckiej i wstąpienia do niego w 1984 roku odmówili tylko nieliczni uczniowie z klasy. Korespondencja wewnątrz bloku państw socjalistycznych prowadzona była oczywiście także w tym języku i tak też było między obiema milicjami terroru.
Współpraca Wydziału VIII MSW z bułgarską SB ogniskowała się wokół wymiany informacji o ludziach i firmach z Zachodu, które prowadziły swoje interesy w tych krajach. Ciekawym przykładem były wspólne działania służb podczas Międzynarodowych Targów w Poznaniu i w Plovdiv, podczas których wymieniano się na bieżąco informacjami. Jednak codzienna współpraca ograniczała się zaledwie do sprawdzania i inwigilacji pojedynczych wskazanych osób i firm. W latach 1969 – 1971 bułgarska bezpieka przekazała 14 informacji o sprawdzanych osobach, a otrzymała ich 16, Bułgarom zlecono kontrolę pięciu osób podejrzanych o szpiegostwo, zrewanżowano się sześcioma odpowiedziami w takich samych sprawach. Bułgarski KDS (Komitet Bezpieczeństwa Państwowego) przekazał też dwukrotnie dane o zainteresowaniu Szwajcarii sprawami RWPG. Jak widzimy, na tym poziomie była to raczej współpraca incydentalna i prawdopodobnie była bardziej ożywiona na innych szczeblach struktur ministerstwa bezpieczeństwa.
Bez epilogu
W końcu odpowiedziano na szyfrogram stronie bułgarskiej, streszczając poczynione ustalenia w sprawie Hartmanna. Pomimo obserwacji i tajnych działań nie udało się SB potwierdzić aktywności wywiadowczych Niemca, który przyjeżdżał do PRL od połowy lat 50. W każdym razie dopiero donosy z RAFAKO i szczegółowa inwigilacja SB, która trwała co najmniej od 1962 r. doprowadziła do zablokowania mu wjazdu do PRL. Pomimo to Wydział II SB w Katowicach zakończył sprawę dopiero w 1967 r. Manfred Hartmann próbował jeszcze odwiedzić swoją rodzinę zamieszkałą w Krynicy w roku 1968, ale jak się wydaje i tę próbę zablokowano. Nie wiemy jak poszło Bułgarom z Hartmannem, SB wobec niewpuszczania go do PRL także straciła go z oczu. Tak więc epilog tej historii znajduje się zapewne w archiwach bułgarskiej SB, a może także niemieckiego BND.
Beno Benczew