Powołani
ks. Jan Szywalski przedstawia
„Uwiodłeś mnie, Panie, a ja pozwoliłem się uwieść”– brzmią jak skarga słowa proroka Jeremiasza (Jr 20,7). Jak to jest z powołaniem kapłanów – dzisiejszych proroków? Czy Bóg wychyla się zza chmur i kiwa palcem, wzywając do pójścia za Nim? Może księża pchają ministrantów do seminarium albo namawiają chłopców pobożne ciotki?
Boże wybranie
Sposoby powołania Bożego są dziś tak różne, jak te zapisane w Ewangelii. Pierwsi apostołowie, Jan i Andrzej, szukali nauczyciela prawdy. Byli wpierw u Jana Chrzciciela, ale ten wskazał im Jezusa.
– Nauczycielu, gdzie mieszkasz?
– Chodźcie, a zobaczycie (J 1,39).
I już pozostali przy Nim. Piotr i Jakub zaś pod ich namową zainteresowali się Jezusem i również przylgnęli do Niego. Także Filip i Bartłomiej ulegli fascynacji tej Osoby. Nie wiadomo czym został pociągnięty sceptyk Tomasz. Świętemu Pawłowi zaś potrzebny był potężny cudowny wstrząs. Chyba tylko Judasz poszedł za Jezusem z materialnej kalkulacji.
Nie inaczej jest obecnie
Pewien pastor ewangelicki powiedział mi kiedyś: „U ciebie zapewne było wszystko bardzo proste: miałeś religijne wychowanie, byłeś blisko Kościoła. Nic z tego nie było w mojej rodzinie. A jednak pochwycił mnie Pan i nie puścił”. Szkoda, że wtedy nie zdołał mi dokładniej opowiedzieć jak go Pan uwiódł i zrobił swym sługą.
W latach 50. ub. wieku, gdy wstąpiłem do seminarium, było wielu kolegów starszych wiekiem, którym wojna pomieszała życiowe plany. Niekiedy z przeżyć wojennych wyrosło ich kapłańskie powołanie.
Najstarszy kolega seminaryjny, Edward Wróbel, miał aż 13 lat więcej od nas młodych. Brał udział w wojnie i szedł z armią rosyjsko-polską aż po Berlin. Właśnie tam, na szlaku wojennym, zrodziła się myśl: „trzeba wychować ludzi, aby już nigdy nie było wojen i nienawiści”. Po powrocie do domu wpierw pomógł matce wychować młodsze rodzeństwo, uzupełnił średnie wykształcenie, a potem wstąpił do seminarium. Był proboszczem w Bojanowie. Tam umarł i jest pochowany.
Ks. Edward Skrzypczyk zanim przyszedł do seminarium, pracował w kopalni, a po szychcie chodził do liceum wieczorowego, by zdobyć średnie wykształcenie. Przyznał, że koledzy – górnicy nieraz widząc jego zmęczenie pozwolili mu sobie pospać w ciemnym kątku. W seminarium nie błyszczał w nauce; szła mu ciężko i nieraz wkuwał nocą. Po każdym zdanym egzaminie skakał z radości. Był dobrym, pokornym proboszczem w Lisięcicach; też już nie żyje.
Kryzys powołaniowy
Dlaczego dziś mówi się o kryzysie powołań kapłańskich i zakonnych? Czyżby Bóg nie troszczył się o swój Kościół?
Pierwsza przyczyna leży w tym, że jest w ogóle mało młodzieży. Zauważyć można też ogólną tendencję ucieczki przed podjęciem trwałych zobowiązań. Trudno przychodzi dostosować się do zalecenia Pana Jezusa skierowanego do swych uczniów: „Kto przykłada rękę do pługa niech się wstecz nie ogląda”.
– Czy nie chciałbyś zostać księdzem? – zapytałem kiedyś młodzieńca, w którego rodzinie były pewne tradycje kapłańskie.
– Na razie nie; wpierw spróbuję coś innego, rozejrzę się po świecie, a potem zobaczymy. I tak pozostało; na małżeństwo też się nie zdecydował.
„Uwiodłeś mnie, Panie, a ja się dałem uwieść”. Nie wszyscy dają się uwieść; na łaskę powołania trzeba przytaknąć tak jak prorok Izajas: „Oto ja, poślij mnie” (Iz 6,8).
Jezus też nie zawsze trafił na pozytywny odzew. Do pewnego szlachetnego młodzieńca rzekł „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a potem przyjdź i chodź za Mną” (Mk 10,21), ale ten odszedł zasmucony, bo miał dużo majętności. Ryzyko pójścia za wędrownym Nauczycielem było za wielkie, a wiary za mało. Dziś możliwości zdobycia uznania i dobrego zarobku jest w wielu zawodach. Nie trzeba wyrzec się dziewczyny i rodziny. I choć Jezus obiecuje, że wynagrodzi wszystko stokrotnie, cokolwiek ktoś opuści dla Niego, to jest to kwestia zaufania w ciemno. Tak jest: wejście do kapłaństwa jest ryzykiem!
A jednak..., gdy w jakieś parafii są prymicje raduje się cała miejscowość, dumni są wszyscy mieszkańcy.
Nowi kapłani
W tym roku wyjdzie z opolskiego seminarium duchownego 9 nowych kapłanów: siedmiu dla naszej diecezji opolskiej i dwóch dla gliwickiej. Wśród wyświęconych 3 czerwca w katedrze opolskiej będzie dwóch z ziemi raciborskiej.
Ks. Patryk Wramba jest z parafii Wniebowzięcia NMP w Raciborzu. Urodził się 12 maja 1992 r. w Raciborzu. Rodzice jego to Karina i Gerard; ma brata i siostrę. Ukończył II Liceum Ogólnokształcące im. Adama Mickiewicza i wstąpił do Seminarium Duchownego w Opolu. Praktykę, jako diakon, odbył w Krapkowicach przy kościele św. Mikołaja. Pracę magisterską napisał na temat spowiedzi sakramentalnej. Bardzo lubi czytać i gromadzi książki.
Święcenia kapłańskie otrzyma 3 czerwca w Opolu, a następnego dnia, w niedzielę 4 czerwca, w farnym kościele o godz. 11.00, odprawi prymicje.
Ks. Dawid Sichma pochodzi z Borucina. Urodził się 23.11.1991 r. Rodzicami są Maria i Emeryk. Ma dwóch braci. Szkołę średnią ukończył w Raciborzu w II LO i wstąpił do Seminarium Duchownego w Opolu. Praktykę odbył w Przyworach Op. oraz w parafii Bł. Czesława w Opolu. Bardzo leży mu sercu problematyka rodzinna i o tym traktuje jego praca magisterska. Święcenia kapłańskie ma otrzymać 3 czerwca, a następnego dnia, w niedzielę Zesłania Ducha Świętego, odprawi prymicje w kościele św. Augustyna w rodzinnej wiosce – Borucinie.